Patrzę w sufit i szukam, szukam odpowiedzi na to, co męczy mnie od dłuższego czasu. Zachłannie próbuję odkryć mój cel, moje powołanie, moją misję na tej ziemi. Czuję, że ją mam. A może ona… jest tuż obok, a wręcz we mnie?
MAM TERAZ WIĘCEJ WOLNEGO CZASU. OBIECAŁAM SOBIE, ŻE POŚWIĘCĘ GO BLOGOWANIU, ALE… NIE UMIEM.
Kiedy moje życie osobiste się komplikuję, tracę zapał. Moja głowa przestaje działać tak, jak robi to zazwyczaj, a ja nie umiem być inspiracją. Błądzę, snuję się, czuję apatię i nie potrafię stworzyć wpisu, który miałam w planach od dawna. Nie chcę udawać, że wszystko jest dobrze. Czy warto kłamać? To miejsce jest mną. Każdy wpis staram się pisać szczerze i prosto z serca, taka też jestem wobec Was. Nie potrafię postawić grubej krechy między tym, czym dzielę się tutaj, a moją codziennością. Nieważne czy dotyczy to tekstów bardziej życiowych, czy tych o sprawach przyziemnych, jedzeniowych, kosmetycznych, opowiadających o życiu w Norwegii itp.
SĄ W ŻYCIU MOMENTY, KIEDY KAŻDY Z NAS ZASTANAWIA SIĘ, CO DALEJ.
Ja mam właśnie taki moment. Jestem osobą, która chciałaby znać odpowiedź na większość pytań już, teraz. A to budzi we mnie poczucie winy, lęku i niepewności. Wiem, że ostatnie, czego mi obecnie trzeba to stres. Moje problemy zdrowotne nieco się nawarstwiły i permanentny stres jest dla mnie ostatnią rzeczą, której potrzebuję. A ja to robię, dowalam sobie, czuję presję. Wiem, że to minie. Wiem, że kiedyś nauczę się podchodzić do wszystkiego bardziej na luzie. Kiedy? Mam nadzieję, że wyrobię się do siedemdziesiątki.
MAM JUŻ TAK WIELE!
Dziś postawiłam sobie za cel stworzenia listy spraw, osób, rzeczy, za które jestem wdzięczna. Wypiszę wszystko, wszystkich. Zrobię też drugą listę, na której znajdzie się wszystko, co już mam. I co dobrego czeka mnie w przyszłości. A tymczasem wezmę rower, aparat i pojadę przed siebie. Usiądę na słońcu i zajrzę w głąb siebie. Poszperam w duszy, pogłaszczę serduszko i pokrzyczę na mózg za to, że ostatnio widzi wszystko w ciemnych barwach.