Czy Barcelona i Madryt to miasta, które warto odwiedzić? Zdecydowanie tak! Ja zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia i marzę, by powrócić tam latem! Dzięki temu, że jestem typem obserwatora, mam dla Ciebie listę rzeczy, które zdziwiły mnie tam najbardziej. Ciekawy co może zaskoczyć w Barcelonie oraz Madrycie?
Na 8-dniową wycieczkę do Hiszpanii wybrałam się na początku marca, razem z moim chłopakiem. Loty, noclegi i całą resztę załatwialiśmy na własną rękę. Jak zawsze, niezawodny okazał się portal airbnb.pl, na którym znaleźliśmy nasze lokum, zarówno w Barcelonie, jak i w Madrycie. Pogoda była cudowna, jedynie pierwszego dnia przywitał nas deszcz. Jednak marcowe temperatury nie pozwoliły wyrzucić ciepłego płaszczyka w kąt, ale nie o leżenie na plaży chodziło. Chcieliśmy dokopać się do serca i duszy obu miast, poczuć ich klimat i przywieźć wspomnienia, które zostaną z nami na długo.
Poniżej czeka na Ciebie całkiem pokaźną listę spraw/rzeczy/zjawisk, które w Hiszpanii wzbudziły moje zainteresowanie, zaciekawiły mnie i zmusiły do refleksji. Zatem, do rzeczy! Co może zaskoczyć w Barcelonie oraz Madrycie?
Staruszkowie z młodą duszą
Będąc w Barcelonie, miałam okazję mieszkać w dzielnicy nieco oddalonej od centrum dla turystów. Codziennie wychodząc z mieszkania, spotykałam starsze osoby, od których biło mnóstwo pozytywnej energii. Dużo starszych pań, w wieku Twojej ukochanej babci, które mimo dnia powszedniego, wyglądały odświętnie. Na ulicach grupy starszych, śmiejących się osób, nie wspominając o kawiarniach czy pubach, gdzie stoliki pozajmowane były właśnie przez sędziwych Hiszpanów. Może odniosłam błędne wrażenie, ale cholera, tam staruszkowie to potrafią cieszyć się życiem! Wychodzą do ludzi, uśmiechają się, rozmawiają, spędzają czas w kawiarniach. Od razu pomyślałam o mojej najdroższej babci, która przytłoczona przez swoje codzienne obowiązki, nawet nie pomyśli o czymś takim.
Pomocni i otwarci ludzie
Nie wiem, czy ja mam takie szczęście, ale trafiłam na same pozytywnych Hiszpanów. Jestem typem osoby, która za najlepszą nawigację i mapę uważa podpowiedź kogoś na ulicy. Będąc w Hiszpanii, nigdy nie spotkałam się z negatywną reakcją. Szczególnie właściciele wynajmowanych mieszkań, o każdej porze dnia i nocy służyli pomocą, podpowiedzią. Pamiętam też sytuację, kiedy starszy pan zaczepił nas na ulicy, gdy prowadziliśmy rowery. Od razu podpowiedział, gdzie jest najbliższa ścieżka rowerowa i jak możemy sprawniej się tutaj przemieszczać. Mimo że po kilku dniach miałam trochę dość tego krzykliwego języka na ulicach, już za nim tęsknię!
Różnorodna moda
W Barcelonie, a szczególnie w Madrycie, ulica może służyć jako niesamowite źródło inspiracji modowych! Choć czasami musiałam zbierać swoją szczękę z podłogi, bo mijała mnie osoba o nieco odmiennym stylu od mojego, która przyciągała spojrzenie wszystkich przechodniów, często nie mogłam się napatrzeć na… Pięknie ubranych i wystylizowanych ludzi. Nie chodzi tutaj o zazdrość czy porównywanie się z obcymi, ale naprawdę, Hiszpania zaskakuje. Ktoś pomyśli, aaaa, w każdym dużym mieście tak jest. Racja, zgadzam się. Jednak i tak będę się upierać, że tutaj naprawdę jest się czym zachwycać!
Sport, sport, wszędzie sport
Zarówno w Barcelonie, jak i w Madrycie, na ulicach widać mnóstwo biegaczy, naprawdę mnóstwo! Po zachodzie słońca, parkowe ścieżki mienią się od sportowych butów. Oprócz tego łatwo spotkać grupki osób, które przeprowadzają treningi w terenie! Aż chciało się do nich dołączyć… Będąc w sklepie Nike, obsługa, która zauważyła, że oglądamy buty biegowe, od razu wręczyła nam ulotkę z informacjami o ekipie biegowej w Madrycie, do której dołączyć może każdy. Jak mi tego brakuje w mojej małej mieścince! Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Panorama Madrytu w starciu z…
… Panoramą Barcelony. Obie inne, obie piękne, obie niepowtarzalne!
Metro jak marzenie
Według mnie, w Barcelonie i Madrycie istnieją trzy najlepsze środki transportu: metro, rower i Twoje nóżki! Co do tego pierwszego, podróżować metrem miałam okazję tylko w Barcelonie i, mimo że większość miasta zwiedziłam na rowerze, ogarnięcie jego planu nie zajęło mi wiele czasu. Warto jak najszybciej zaopatrzyć się w malutką mapę metra (My swoją dostaliśmy od naszej właścicielki), która świetnie sprawdza się także jako mapa miasta i atrakcji turystycznych. Bez problemu połapiesz się, jak i gdzie dojechać, nie ma w tym żadnej filozofii. Naprawdę polecam metro, chociaż jeszcze bardziej rower. Uwielbiam przemieszczać się po mieście trochę szybciej, niż pozwalają mi na to moje stopy, zwiedzać, obserwować, delektować się widokami, architekturą, zatrzymywać się tam, gdzie tylko mam na to ochotę. Tak zrobiliśmy, zarówno w Madrycie, jak i Barcelonie. Warto poświęcić część wakacyjnego kieszonkowego na wypożyczenie dwóch kółek.
Złodziej, strzeż się!
Jeszcze nigdy nie miałam tylu zabezpieczeń roweru… Serio! Kłódka na siodełko, kłódka na koszyk, kłódka na koła, finalnie podwójne zabezpieczenie na rower. Podobno kradną niemiłosiernie, nie tylko rowery. To mnie zaskoczyło bardzo, a do tego kilka próśb ze strony mężczyzny, od którego dwa kółka wynajmowaliśmy, że najlepiej unikać mniej znanych dzielnic, uliczek. W Madrycie było już dużo lepiej. Rowery miały tylko jedno, klasyczne zapięcie i nic złego się nie stało. Na szczęście nie mam żadnych negatywnych doświadczeń związanych z kradzieżą, ale każdego, kto planuje do Barcelony jechać, uczulam na ten aspekt.
Z drogi śledzie, wariat jedzie!
Co może zaskoczyć w Barcelonie oraz Madrycie? Na pewno fakt, że kierowcy jeżdżą tutaj jak wariaci! Od początku myśleliśmy o wypożyczeniu auta lub skutera, jednak do dziś dziękuje Bozi, że tego nie zrobiliśmy. Po wakacjach na Gozo (O jeździe po jednym, głębszym pisałam tutaj), myślałam, że nic mnie już nie zdziwi. A jednak. Mimo że Barcelona i Madryt to cywilizowane, duże miasta, samodzielne przemieszczanie się tutaj autem lub skuterem, do najbezpieczniejszych nie należy. Kierowcy trąbią, przyśpieszają, robią niespodziewane manewry, ciężko przewidzieć co za chwilę się wydarzy. Do tego należy dorzucić ogromny ruch i korki, mieszanka wybuchowa!
Przechodzenie na czerwonym świetle
W obu miastach piesi nagminnie przechodzą na czerwonym świetle. Co więcej, jeśli nie stwarzasz zagrożenia na drodze, policja raczej Cię za to nie ukarze. Wiem to z własnego doświadczenia, nie raz przejechałam/przeszłam na czerwonym, razem z grupą innych osób, gdy obok krążył policyjny radiowóz. A w Polsce? Mandacik na każdym kroku, żeby to porządnego obywatela karać?!
Renfe, odpowiednik polskiego Pendolino
Z Barcelony do Madrytu przemieszczałam się pociągiem, a więc miałam okazję sprawdzić stan transportu kolejowego. Byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona. Podróż z jednego do drugiego miasta trwała około trzech godzin, pociągi niesamowicie nowoczesne i przyjazne dla podróżujących. Jedynym minusem może być cena, za bilet, kupiony on-line trzy tygodnie przed wakacjami, zapłaciłam około 50 €.
Moim zdaniem, najszybszy i najwygodniejszy środek transportu. Podróż autem będzie trwała około 6h, a samolot… Cóż, mimo że sam lot trwa krócej, doliczając dojazd na lotnisko i odprawy, zdecydowanie przegrywa w tym starciu.
Autorskie butiki, sklepy na każdym rogu
Jestem straszną estetką, uwielbiam wszystko, co cieszy moje oko. Jestem osobą, która lubi otaczać się ładnymi przedmiotami, szczególnie jeśli chodzi o wnętrza. Kocham oglądać duperele do domu, piękne notatniki, książki, gadżety, wyjątkowe ubrania, akcesoria, buty… Jeśli masz podobnie, oba miasta będą dla Ciebie rajem. Każda wąska uliczka, każdy zakamarek miasta, wszędzie znajdziesz malutkie, kameralne sklepy, gdzie wyjątkowe produkty są jak na wyciągnięcie ręki. Lokalni projektanci, ale również globalne marki. Oczywiście, sporo też sklepików z typowo turystycznymi pamiątkami, w których zapach plastiku unosi się od samego wejścia, ale… Takie znajdą się wszędzie. Nie wspominając nawet o ciemnoskórych mężczyznach, którzy bawią się w Świętego Mikołaja! A tak serio, w wielkich, białych, materiałowych workach, mają swoje przenośne butiki, z którymi najczęściej rozkładają się w podziemiach metra. A znaleźć u nich można prawdziwe, oryginalne perełki w atrakcyjnych cenach, polecam!
Uliczne markety
Uwielbiam uliczne jedzenie. Lubię siadać na krawężniku z żarciem w łapie, obserwując przy tym ludzi. Uwielbiam zapachy, które unoszą się w powietrzu, kiedy przechodzisz w pobliżu knajp, ale także… Ulicznych targów! W Barcelonie najpopularniejszym miejsce tego typu jest targ La Boqueria, na którym wizyta jest obowiązkowym punktem każdej wycieczki. Przeważają na nim stoiska z owocami morza i rybami, a także świeżymi sokami, które cieszą się chyba największą popularnością. Byłam, widziałam, jednak dla mnie miejsce zbyt oblegane i zatłoczone. Zdecydowanie bardziej polecam rozejrzeć się za mniejszymi, ulicznymi targami. Przykładowo, mieszkając w pobliżu Camp Nou, zaraz na uliczce gdzie znajdowało się nasze mieszkanie, był cudowny targ, na którym można było poczuć prawdziwy, hiszpański klimat. Miejscowa ludność robiąca zakupy, rozmawiająca o świeżości produktów, targująca się… Czysta magia! W Madrycie też są takie miejsca, polecam, polecam, polecam!
Bogactwo kuchni, a także raj dla wegan
Kuchnia hiszpańska jest niezwykle różnorodna. Wydawać by się mogło, że to królestwo tapas, sangria i paella. Z tym muszę się zgodzić, na głównych ulicach aż roi się od takich miejsc, bo turyści najczęściej kierują się do tego typu restauracji. Jednak z całego serca polecam zajrzeć nieco głębiej, przestać bać się miejsc, które czasami znajdują się na uboczu i wcale nie wyglądają zachęcająco. Takie lokale mogą okazać się prawdziwymi perełkami, gdzie doświadczymy prawdziwej, hiszpańskiej gościnności. W Hiszpanii kuchnia jest niesamowicie różnorodna, a obiad nie musi kończyć się na wymienionej paella.
Dzięki temu, że jestem na diecie wegańskiej, zawsze odkrywam wiele cudownych, nietypowych miejsc. Podobnie było w Hiszpanii, która okazała się rajem dla roślinożerców. To tutaj jadłam najlepszego burgera w życiu, a także byłam w siódmym niebie, jedząc wegański mus czekoladowy, którego smaku i konsystencji nie zapomnę nigdy. Roślinnej kuchni w Barcelonie i Madrycie poświęcę oddzielny wpis, bo połowa moich zdjęć i notatek z wyjazdu dotyczy jedzenia! Łakomczuch obrzydły no…
Dużo soli
Mimo że hiszpańska kuchnia jest pyszna, wielokrotnie przeszkadzała mi duża ilość soli w potrawach. Gdziekolwiek nie jedliśmy, a były to miejsca zarówno wegańskie, organiczne, jak i typowe, oblegane restauracje, często coś były za słone. Na co dzień normalnie solę potrawy, ale bardziej z głową, dla podkreślenia smaku. Przesolone żarełko przeszkadzało nie tylko mi, ale mojemu chłopakowi także. Nie było to bardzo problematyczne, ale wspomnienie rozmów o za słonym posiłku utkwiło mi w głowie, więc coś musiało na nie pasować.
Wspólne posiłki pracowników restauracji
Coś, co zauważyłam od razu- klimat, pozytywny nastrój i wspólne posiłki pracowników restauracji. Pamiętam jedno miejsce, w którym byliśmy aż dwukrotnie (Więcej o restauracjach, barach, o tym, co jedliśmy, gdzie i za ile, znajdziesz w kolejnym, oddzielnym wpisie). Bar otwierano o trzynastej, o czym poinformowano nas, kiedy próbowaliśmy dostać się do lokalu godzinę wcześniej. Wtedy zastaliśmy ten cudowny widok. Wszyscy pracownicy razem, przy wspólnym posiłku i głośnych rozmowach, uśmiechnięci i pogodni, gotowi na przyjęcie gości. Widziałam także, że w miejscowych restauracjach, często przy jednym stole, przesiadywała rodzina właściciela, która posilała się i po prostu spędzała razem czas. Co chwila ktoś dochodził, wychodził, ściskał się, żegnał, dosiadał, zamawiał jedzenie… Nie wiem jak to opisać, ale dało się wyczuć taką szczerość, naturalność i atmosferę, która sprawiała, że człowiek czuł się jak u siebie w domu.
Na pewnie wiele spraw mi umknęło, jednak na ten moment to koniec moich spostrzeżeń odnośnie Hiszpanii. Co może zaskoczyć w Barcelonie oraz Madrycie? Jak widać, wiele rzeczy, a to pewnie tylko wierzchołek góry lodowej!
Może ktoś z Was chciałby dodać własne spostrzeżenia, a być może, z którymś punktem się nie zgadzasz? Daj znać, czekam na każdy komentarz, a ja już zapowiadam kolejny wpis, który będziecie mogli czytać tylko przy pełnym brzuszku!
Na sam koniec, jeszcze trochę fotografii. Po każdych wakacjach razem z moim chłopakiem narzekaliśmy, że nasze jedyne, wspólne zdjęcia to, albo nieudane selfie, albo te wykonane z użyciem samowyzwalacza, które też dawały wiele do życzenia. Dlatego tym razem postanowiliśmy, że część naszych wspomnień uwieczni ktoś inny. Pomogła nam w tym Madzia Mizera, która od niedawna, mieszka ze swoim chłopakiem w Barcelonie. Serdecznie polecam Wam zainteresować się jej twórczością, wzór do naśladowania, jak połączyć swoją pasję i zarabianie pieniędzy, a przy tym pozostać cudowną istotką! Zajrzyjcie koniecznie: www.magdaleniamizera.pl
Dwugodzinny spacer zaowocował fajnymi kadrami, które są niesamowitą pamiątką z naszych wakacji! Wstawiam tylko kilka, wybranych zdjęć.