Znów odgrzebuję piękne wspomnienia i z radością opowiadam Wam o kolejnych dniach spędzonych w stolicy Norwegii, czyli Oslo. Były miejskie rowery, poranna joga, natura w środku miasta, wegański kebab, spotkanie słynnej youtuberki. Zresztą… chodźcie i przeczytajcie, co robić w Oslo!
Jeśli nie czytałeś jeszcze pierwszej części wpisu, koniecznie zajrzyj do poprzedniego wpisu o Oslo.
SOBOTA
Wczorajszy wieczór był cudowny, a muzyka z kameralnego koncertu nieustannie szumi w głowie i… nie tylko muzyka. Ten kawałek chyba najbardziej wpadł mi w ucho, co myślicie? Polecam włączyć i posłuchać w trakcie czytania.
Obudziłam się wcześniej niż Paulina, korzystam z samotnej chwili na kanapie. Czytam, relaksuję się, myślę, co przyniesie dzisiejszy dzień. Kiedy moja partnerka podróży wstaje, pierwsze co robimy to wspólna joga. W mieszkaniu znajdujemy jakąś prowizoryczną matę, która przeznaczona była pod namiot, ale cóż! Trzeba korzystać z tego, co człowiek ma pod ręką. Joga działa na nas zbawiennie i szybko zapominamy o skutkach wczorajszego wieczoru. Jemy wspólne śniadanie i ogarniamy aplikację do rowerów miejskich. Bardzo polecam Wam tę opcję, jeśli jesteście w Oslo. Za dobę płacimy tylko 49 NOK i możemy korzystać z miejskich rowerów, których stacje znajdziemy w wielu punktach w mieście.
Tego dnia w Oslo odbywał się maraton i inne biegi uliczne, dlatego większa część miasta była zablokowana… Również przemieszczanie się na rowerach do najłatwiejszych nie należało. Pierwszym celem na dzisiejszy dzień był park Vigelanda, w którym znajdziemy aż 212 różnych rzeźb znanego, norweskiego rzeźbiarza i jego pracowników. Do parku pojechałyśmy bardzo okrężną drogą właśnie ze względu na maraton i pozamykane ulice. Nadrobiłyśmy sporo kilometrów, ale dzięki temu przekonałyśmy się, że nieopodal centrum możemy znaleźć… czystą naturę. Lasy, łąki z owcami, port z łódkami, cisza, spokój. To wszystko jest w zasięgu rąk mieszkańców Oslo!
Co do samego biegu ulicznego, uwielbiam takie wydarzenia! Tego dnia widziałam naprawdę wielu różnych ludzi, a oprócz tych wysportowanych, pojawiały się również osoby niepełnosprawne, starsze, nieco otyłe. I wiecie co? Ten duch walki, a jednocześnie zmęczenia malującego się na twarzy, dawał człowiekowi do myślenia. Wszystko jest do zrobienia, naprawdę wszystko. W środku kibicowałam każdej, pojedynczej osobie, bo wiedziałam, że za pozornie uśmiechniętą albo zmęczoną twarzą, kryje się ogrom pracy, wysiłku i przygotowań do tego wydarzenia. Napiszę jedno, ludzie są wielcy i naprawdę w nich wierzę!
Po naprawdę długiej wyprawie udało nam się dotrzeć do parku. Pogoda tego dnia była idealna, dlatego pierwsze co, znalazłyśmy pustą ławkę i urządziłyśmy mały piknik. Miałyśmy ze sobą owoce, domowe batoniki, czekoladę i coś do picia. Słońce grzało tak mocno, że przez pewien czas obie siedziałyśmy w koszulkach na krótki rękaw. Chwilo, trwaj! Ta myśl wciąż pulsowała w mojej głowie, a witamina D chyba zaczęła krążyć we krwi.
Wspomnienia z parku mam naprawdę dobre. Miejsce bardzo sielskie i mimo że popularne wśród turystów, można spotkać w nim również wielu lokalnych mieszkańców, rodziny z dziećmi. Ludzie piknikują, leżą na kocach, bawią się z psami.
Same rzeźby warte zobaczenia i jeśli zastanawiacie się, co robić w Oslo, koniecznie zajrzyjcie do tej części miasta! Szczególnie jeśli pogoda będzie sprzyjała sielskim spacerom. W parku spędziłyśmy całkiem sporo czasu i wiecie co? Oczywiście zgłodniałyśmy! Dlatego zgodnie stwierdziłyśmy, że czas poszukać miejsca na dobry obiad. Padło na wegański kebab! Obie byłyśmy bardzo ciekawe smaku, ale również zachęciła nas niska cena (nieco ponad 70 NOK).
Po drodze trafiłyśmy na duży pchli targ, który i tak chciałam odwiedzić! Cudownie było przechadzać się między straganami, poobserwować lokalnych ludzi i poprzeglądać bardzo ciekawe rzeczy na sprzedać. I właśnie tutaj spotkałam znaną, norweską youtuberkę Cornelię Grisimo, którą część z Was może kojarzyć. Powiem szczerze, że byłam nieco niezdecydowana, czy mogę podejść i porozmawiać, ale zdobyłam się na odwagę. Okazało się, że to cudowna, ciepła dziewczyna, z którą bardzo przyjemnie się rozmawiało! To było świetne doświadczenie, a my wymieniłyśmy się później wiadomościami na Instagramie. Wiem, że to mała rzecz, ale właśnie takie spotkania w świecie realnym utwierdzają mnie w przekonaniu, że wszyscy jesteśmy zwykłymi ludźmi (z całą paletą zalet, ale również i wad), niezależnie od tego, jak bardzo popularni w sieci jesteśmy. To krótkie spotkanie bardzo mnie zainspirowało i dodało skrzydeł, pozytywna energia drugiego człowieka może zdziałać cuda!
No dobra, czas na kebab! Bardzo rzadko jem takie rzeczy, ale kurczę, raz się żyję. Bislettkebab to popularna sieciówka, która ma sporo lokali w Oslo. W ofercie mają klasycznego, mięsnego kebaba, ale od niedawna, można dostać tam również wegańskie mięcho! Ja jadłam bez pity, ale wszystko bardzo mi smakowało. Żeby było jeszcze bardziej zdrowo, obie wypiłyśmy wielki kubek coli zero, czułam się tak beztrosko! Takie malutkie chwile utwierdzają mnie w przekonaniu, że naprawdę wypracowałam kontrolę nad zaburzeniami związanymi ze zbyt obsesyjnym podchodzeniem do zdrowego jedzenia. Klaudia górą!
Kebab, kebabem, ale czas nacieszyć się jeszcze innymi atrakcjami w Oslo! Na rowerach udałyśmy się do popularnej dzielnicy Akker Brygge, gdzie szyja aż boli od oglądania się dookoła. Pełno pięknych, nowoczesnych budynków, ale również niewielki port z drogimi łódkami, mnóstwo restauracji, butików. Właśnie tutaj zajrzałyśmy do Galleri Fineart, gdzie można obejrzeć naprawdę dużo niesamowitych fotografii. Wstęp był darmowy.
Zajrzałyśmy również na lokalny targ z warzywami, owocami, pięknymi wrzosami! Mnogość kolorów nas zachwyciła! Byłam również pozytywnie zaskoczona ilością norweskich, sezonowych warzyw i owoców! Śliwki, kurki, jabłka… poczułam się, jak w Polsce! Na północy kraju niestety większość warzyw i owoców pochodzi z importu, brakuje lokalnych produktów. Fajnie było się nacieszyć tym widokiem, który tutaj jest mi obcy.
Tego dnia zrobiłyśmy naprawdę sporo kilometrów, zarówno pieszo, jak i na rowerach. Bardzo chciałyśmy odwiedzić znany budynek Rådhuset, ale udało się go obejrzeć tylko z zewnątrz. To właśnie tutaj wręczana jest Pokojowa Nagroda Nobla, a wjeżdżając na samą górę, możemy nacieszyć się widokiem na panoramę miasta. Na pewno odwiedzę przy kolejnej wizycie w Oslo.
Nim się obejrzałyśmy, była już 17.00. Mimo późnej godziny obie nabrałyśmy ochoty na dobrą kawę. Padło na Espresso House, piękne wnętrze, naprawdę pyszna kawa, a oprócz niej, zjadłam tam genialnego, czekoladowego trufla, który okazał się być w pełni wegański.
Tego dnia Oslo było mocno zatłoczone, bieg uliczny i inne wydarzenia. Obie byłyśmy nieco zmęczone i postanowiłyśmy wracać do mieszkania.
Wieczorem zjadłyśmy domową kolację, na którą zaserwowałyśmy sobie falefele i warzywa, korzystając z dobrodziejstwa przypraw dostępnych w mieszkaniu. Ostanie rozmowy, cieszenie się sobą, podsumowanie wszystkiego, co miałyśmy okazję zobaczyć w Oslo. Paulina już rano musiała wyjść z mieszkania, bo miała samolot powrotny do Gdańska, a mnie czekało jeszcze pół dnia spędzonego w mieście!
PORADY I PODSUMOWANIE DNIA:
- Miejskie rowery w Oslo są naprawdę łatwo dostępne. Wystarczy ściągnąć aplikację na smartfona Bysykkel, zalogować się, opłacić całość (za pomocą karty kredytowej, wszystko przebiega bardzo sprawnie) i już możemy szukać rowerów w pobliżu. Aplikacja pokazuje nam najbliższe stacje z ilością dostępnych rowerów, a także wolnych miejsc, na które możemy odstawić wypożyczony rower. Jest tylko jeden warunek, jeśli chcemy uniknąć dodatkowych opłat, nasza pojedyncza podróż od jednej stacji do drugiej nie może trwać więcej niż 45 minut. Jednak to nie jest problem, jeśli jedziemy gdzieś dalej, zawsze możemy znaleźć stację po drodze i wziąć nowy rower. Wtedy czas naliczany jest od początku. Na kierownicy każdego roweru jest miejsce na telefon, który przyczepiamy do niej gumką. Dzięki temu spokojnie możemy używać nawigacji i lepiej odnaleźć się w mieście.
- W Oslo można znaleźć sporo darmowych atrakcji! Wspomniany wyżej Rådhuset, Galleri Fineart, park Vigelandsparken. Naprawdę nie musimy wydawać fortuny, a nawet ani korony, by nacieszyć się tym, co oferuje nam miasto! Przed wyjazdem warto rozejrzeć się na oficjalnej stronie www.visitoslo.com i zaplanować, co ewentualnie chcielibyśmy zobaczyć. Bardzo chciałam odwiedzić Fotografiens Hus, ale niestety nie starczyło czasu i siły. Jeśli są tu jacyś fani fotografii, może skorzystacie? Pamiętajcie, by zajrzeć do pierwszej części opowieści o Oslo, tam również polecam sporo miejsc.
- Norwegowie to ogromni fani kawy! Odwiedzając Norwegię (jeśli oczywiście pijecie kawę), musicie jej spróbować. W większości kawiarni ceny np. latte wahają się w granicach 40-50 NOK. Dużo? Pewnie tak, ale gdy pomyślimy o popularnych, polskich sieciówkach, cena nie wydaje się wcale taka wysoka.
NIEDZIELA
W półśnie żegnam się z Pauliną, która musi biec na lotniskowy autobus. Po jej wyjściu nie mogę już zasnąć i po 8 próbuję wygramolić się z łóżka. Postanowiłam dobrze wykorzystać ten poranek! Posprzątałam, zrobiłam poranną jogę w samotności i zjadłam odżywcze śniadanie. Zawsze staram się zostawić wynajmowane mieszkanie w stanie, w jakim sama chciałabym je zastać. Dlatego poświęcam sprzątaniu nieco więcej uwagi, układając wszystko na miejsce. Zrobiłam trochę notatek, przygotowałam się do wyjścia, napisałam kilka słów do właściciela. I… czas również na mnie!
Jeszcze przed wylotem czekało mnie spotkanie z jedną, przeuroczą dziewczyną, którą poznałam na Instagramie. Wiem, brzmi dziwnie, ale uwierzcie mi, że czasami osoby poznane w świecie wirtualnym mają z nami tyle wspólnego! Z Sandrą spotkałyśmy się w wegetariańsko-wegańskiej kawiarni, którą znajdziemy zaraz przy Rådhuset. Okazało się, że dwie obce sobie kobiety, mogłyby rozmawiać godzinami. O codzienności w Norwegii, o stylu życia, o swoich przejściach, zarówno tych dobrych, jak i gorszych. Wypiłam pyszną kawę, później skusiłam się na odżywczą zupę krem z chlebem z samych ziaren. Dobre rozgrzanie przed podróżą!
Sandra odprowadziła mnie na peron, pomogła w zakupie biletu. Na lotnisko pojechałam tańszym pociągiem (ze stacji Nationalteater), za który zapłacimy 93 NOK. Jedzie nieco ponad pół godziny. W pociągu do mojej głowy napłynęła… czysta wdzięczność. Wdzięczność za całą podróż i osoby, które mi w niej towarzyszyły. Poczułam się niesamowicie szczęśliwa, że miałam szansę przeżyć tyle wspaniałych chwil, mimo pewnych niedociągnięć, których przecież nie da się zawsze uniknąć. Podróże to element mojego życia, który poszerza horyzonty, zmienia mnie, jako osobę i kształtuje mój charakter. Z każdej podróży wracam nieco odmieniona.
I znów porządna kontrola lotniskowa! Zostałam przeszukana od A do Z, dosłownie. Zdarza mi się to całkiem często, czy ja wyglądam podejrzanie?
Z OSLO WRACAM PEŁNA WRAŻEŃ, INSPIRACJI, DOBREJ ENERGII.
To nie jest miasto idealne, ale wydaję mi się, że żadne miejsce takie nie jest. Niezależnie od tego, gdzie się znajdujemy, zawsze możemy wyszukać mnóstwo minusów danego miejsca. Jednak czy o to chodzi? Czy nie lepiej wykreować pozytywny obraz odwiedzanego miejsca? Przecież narzekanie nic nie zmieni, a negatywne nastawienie tylko sprawi, że umkną na piękne rzeczy, które czekają na nas tuż za rogiem. I chyba właśnie o to chodzi w podróżowaniu. O dostrzeganie piękna w małych rzeczach i przymykaniu oka na niedociągnięcia, które zdarzać się będą zawsze! Przecież później będziemy wspominać je z uśmiechem i ogromnym sentymentem!
Mam nadzieję, że mój subiektywny przewodnik z tej podróży, chociaż w niewielkim stopniu podpowiedział Ci, co robić w Oslo. A może byłeś już w stolicy Norwegii i masz zupełnie inne wspomnienia?
JEŚLI JESZCZE JEJ NIE WIDZIELIŚCIE, ZAJRZYJCIE DO PIERWSZEJ CZĘŚCI MOJEJ RELACJI, W KTÓREJ OPOWIADAM O ZUPEŁNIE INNYCH PRZEŻYCIACH.
Znajdziecie ją tutaj, pięknie dopełnia ten wpis. Dajcie znać, czy taka forma podróżniczych wpisów przypadła Wam do gustu. Sama nie jestem fanką typowych przewodników i zdecydowanie bardziej preferuję czytanie o przeżyciach, doznaniach, uczuciach, jakie towarzyszyły komuś podczas odwiedzania nowego miejsca. To liczy się zdecydowanie bardziej, niż odhaczanie z listy kolejnej atrakcji, która tak naprawdę nie ma dla nas żadnego znaczenia. Przypominam, że znajdziesz mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. Szczególnie polecam Ci zajrzeć na moje instastories, gdzie dzielę się urywkami z mojej codzienności. Wpadaj i bądźmy w kontakcie, ściskam!