Kto ma prawo nazywać siebie specjalistą w danej dziedzinie? Co musimy zrobić, żeby bez obaw brać za swoje usługi pieniądze? Czy potrzebna nam szkoła, lata nauki, a może wystarczą umiejętności i wiedza, które nabyliśmy sami? Czy istnieje wyznaczona granica i idealny moment, w którym możemy zacząć nazywać się np. fotografem?
NIE UMIEM POWIEDZIEĆ O SOBIE: FOTOGRAF.
Jeśli śledzisz mnie nie od dziś, na pewno zauważyłaś, że fotografia nie jest mi obojętna. Mimo że aparat wyciągam raczej na własny użytek, zdarzyło mi się robić zdjęcia za pieniądze. Za psie pieniądze, ale jak to mówią, na waciki było. Nie mam super sprzętu, a jedynie półprofesjonalną lustrzankę, do której dokupiłam dwa lepsze obiektywy. Zawsze denerwuję się na moją przyjaciółkę, która z ogromną pewnością siebie mówi o mnie fotograf. Sama działa w branży kreatywnej i bez zastanowienia, tak właśnie mnie opisuje. A ja? Wstydzę się i czuję, że na tak wielkie słowo nie zasługuję. Znam tak wielu wspaniałych fotografów, przy których jestem malutkim, niczym niewyróżniającym się człowieczkiem. Nie ogarniam popularnego Photoshopa, a dopiero niecały rok temu przerzuciłam się na fotografowanie w formacie RAW i zaczęłam moją przygodę z Lightroomem. Wiem, że znam dopiero pierwiastek możliwości, jakie daje mi ten program. Jego obsługi uczyłam się głównie z tutoriali na YouTube, a osobą, która przekonała mnie, że fotografowanie w surowym pliku RAW jest niezbędne, by pójść dalej, była Madzia Mizera, której jestem za to bardzo wdzięczna.
JAKIE MAM JESZCZE LĘKI?
Długo czułam, że próbuję być niedoskonałą kopią innego fotografa. Nadal szukam swojego stylu i nie ukrywam, że czasami pomagają mi w tym gotowe presety, które zdecydowanie ułatwiają naukę programu Lightroom. Nie wstydzę się tego, bo jak, po kilku miesiącach poruszania się w Lightroomie, czego nie robię wcale często, mogę wymagać od siebie tak zaawansowanych umiejętności? Doskonale pamiętam moją pierwszą sesję za pieniądze, którą robiłam w styczniu. Z parą, z którą znam się osobiście, umówiłam się na pewną kwotę i wiesz co? Kiedy zdjęcia miałam już gotowe, byłam tak niepewna siebie, że napisałam do nich, że mają mi zapłacić o tyle i tyle mniej. Bo zdjęcia niedoskonałe, amatorskie, z niedociągnięciami… Jak ludzie mają uważać mnie za profesjonalistkę, jeśli ja sama zwątpiłam we własne możliwości? Co się okazało? Zdjęciami byli zachwyceni, a ja musiałam odchorować kolejne dwa dni, bo tak bardzo się stresowałam…
PRZESYCONY RYNEK, ALE NIKT NIE WIDZI ŚWIATA TAK, JAK WIDZĘ GO JA.
Od fotografii uciec nie potrafię. Nie da się ukryć, że to właśnie blog sprawił, iż ponownie do niej wróciłam, doskonaliłam, uczyłam się, po prostu… robiłam zdjęcia. Zdjęcia, które od prawie roku widzicie na blogu, robiłam w trybie manualnym. Mimo że to bardziej czasochłonne, a przy nieustannie zmieniających się warunkach atmosferycznych bardzo niepraktyczne, ja się uparłam, że nie przestanę, dopóki nie wejdzie mi to wszystko w krew. I weszło. Dziś bardzo szybko potrafię ustawić aparat tak, by zrobić dobrze naświetlone zdjęcie. Czy to nie jest mój pierwszy, ogromny sukces?
Kiedy zaczynam myśleć o fotografii jako o sposobie na zarobek, zaczynają się schody. Schody w mojej głowie. Zaczynam widzieć tych wszystkich fotografów, których podziwiam. Zaczynam dostrzegać moje braki, zarówno w umiejętnościach, jak i w sprzęcie. I nie wiem jak się za to zabrać. Chcę, a jednocześnie czuję się gorsza i nie wierzę, że fotografia może stać się moim sposobem na życie. Co jest w tym wszystkim najgorsze? Od ludzi słyszę naprawdę dobre słowa o moich zdjęciach, a najczęściej to ja jestem osobą, która wyrzuci sobie każdy, nawet najmniejszy błąd. Każdy krzywy horyzont, ucięty łokieć, kolano, nieostre oczy, przesadzoną obróbkę… Wszystko widzę z podwojoną siłą, bo jestem perfekcjonistką, która nie lubi czekać i chce nauczyć się wszystkiego od razu.
To prawda, że obecnie każdy może być fotografem. To prawda, że rynek jest tak nasycony, iż ciężko znaleźć dla siebie miejsce w tej branży. Jednocześnie wierzę, że fotografia to coś więcej. To sposób patrzenia na świat, dostrzegania w człowieku nie tylko ładnego owalu twarzy, fotogenicznej figury i dobrej stylówki. To zajrzenie w oczy konkretnej osoby i wyciągnięcie emocji, które wcale nie tak łatwo zatrzymać na zdjęciu. To umiejętność obserwacji tego, co dookoła. Może zabrzmi to infantylnie, ale aparat jest dla mnie narzędziem, które pozwala mi wyciągnąć na powierzchnie czyjąś osobowość i pokazać to, co JA widziałam w danym miejscu. I to jest chyba w fotografii najlepsze. Każdy, kto zrobi zdjęcie tego samego miejsca, otrzyma inną fotografię. Po prostu.
Zajrzyj do mojego małego PORTFOLIO, które dopiero buduję!
UWIERZ W SIEBIE, A I INNI UWIERZĄ, ŻE MOGĄ ZAUFAĆ TWOIM UMIEJĘTNOŚCIOM!
Zdjęcia, którymi wzbogaciłam ten wpis, zrobiłam spontanicznie na poprawinach wesela moich przyjaciół. Poszłam z nimi dosłownie na 5 minut za salę weselną, mieliśmy tylko chwilę. Mimo wszystko udało mi się uchwycić parę fajnych kadrów. Nie było czasu na powtórki, ustawianie, rozkręcanie się. Miałam może 20 zdjęć z tej krótkiej sesji. Żałowałam, że tak krótko, czułam niedosyt, ale z drugiej strony… udało się. Udało mi się zrobić zdjęcia, które, mimo że niedoskonałe, przypadły im do gustu. Właśnie ta krótka sesja sprawiła, że zaczęłam ufać moim umiejętnościom. Widząc gotowe zdjęcie, już zaczynam myśleć, jak je obrobię, jak poprawię kadr, co udoskonalę. Zaczynam myśleć fotograficznie, co mnie bardzo pociąga, a jednocześnie przeraża.
Mam wiele autorytetów fotograficznych, które podziwiam. Nigdy nie zapomnę, gdy Ewelina Zięba, której zdjęcia uwielbiam, na swoim instastories udostępniła to samo zdjęcie przed i po obróbce. Screeny mam do dziś i oglądam je, gdy czuję, że moje zdjęcia bez obróbki są zwykłe. Podobnie było z takim zestawieniem u Agaty Serge, której zdjęcia również skradają moje serce… Dzięki tym zabójczo zdolnym kobietom, które nie bały się pokazać swoich surowych fotografii, przestałam wstydzić się obróbki! Zrozumiałam, że fotografia to sztuka, a obróbka zdjęcia to kontynuacja, część, której nie warto pomijać. Dzięki obróbce sprawiamy, że poprawnie techniczny kadr stanie się dziełem, które przyciągnie wzrok niejednej osoby.
NIE BÓJ SIĘ TEGO, CO PODPOWIADA CI SERCE.
Jestem kreatywną osobą, która uwielbia pracować po swojemu. Duszę się, kiedy mam zarabiać pieniądze dla kogoś. Wiem, że praca na etacie może być wygodna, ale ja w głębi duszy pragnę czegoś innego. Nie mam jeszcze wystarczająco dużo odwagi, by po to sięgnąć, ale zaczęłam stawiać kroki w tym kierunku. Wiem, że jest wiele osób, które są zmęczone swoim życiem. Robią coś jedynie dla pieniędzy i nie widzą innego wyjścia z danej sytuacji. Jestem obecnie w podobnym punkcie. Najprawdopodobniej jutro będę już bezrobotna i nie wiem, co dalej. Gdyby nie wsparcie mojego partnera, byłabym pewnie z przerażenia zielona. Tak się składa, że ostatnio życie podsuwało mi książki, ludzi, wydarzenia, które sprawiły, że mam pewną wizję, pomysł. Muszę tylko znaleźć odwagę i wyciągnąć ręce. Mocno, do przodu!
Jeśli jesteś w podobnym punkcie życia pamiętaj, że nie pieniądze są najważniejsze. Najważniejsze jest zdrowie, którego nie warto niszczyć dla pracy. Śmieję się, że w dzisiejszych czasach wpadamy w pewne koło, a mianowicie: trafiamy na dobrze płatną pracę, które odbiera nam zdrowie, a my te duże, zarobione pieniądze wydajemy na to, by powrócić do równowagi, którą zdążyliśmy już stracić. Nie warto! Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze.
CZY POTRAFISZ UWIERZYĆ, ŻE MOŻESZ ZACZĄĆ ŻYĆ PO SWOJEMU?
Ja zaczynam. Zaczynam wierzyć w mój mikro talent, który, mimo że raczkuje, gdzieś tam wylewa się na powierzchnię. Zaczynam wierzyć w słowa coachów: życie jest w moich rękach. Kiedyś się z nich śmiałam, a teraz wiem, że to najprawdziwsza prawda. Więc… jeśli czujesz, że obecne życie Ci nie pasuje, nie bój się zmian. Zmiany bolą, zmiany są niewygodne, stresujące, ale… potrzebne, jak tlen! Weź w garść to, co już w życiu masz. Nie zagłuszaj już dłużej swoich pragnień, bo nie jesteśmy nieśmiertelni. Ja już nie chcę czekać na życie. Wychodzę z poczekalni. Nie jutro, nie za tydzień, nie za dwa lata. Wychodzę już dziś, bo mam dość czekania.
PRZEPRASZAM ZA MOJĄ DŁUŻSZĄ NIEOBECNOŚĆ NA BLOGU.
Chcę, żeby na blogu teksty pojawiały się naprawdę regularnie. To miejsce jest dla mnie ważne, traktuję je zupełnie serio i udaję mi się założonego tempa dotrzymywać. Jednak ostatni wyjazd do Polski był maksymalnie wypełniony emocjami, spotkaniami, rodziną, przyjaciółmi, małymi wycieczkami. Dlatego wpisów nie było, ale regularnie bywałam na Instagramie. Na bloga już wracam i chcę publikować więcej tekstów, które będą przydatne przede wszystkim dla Ciebie.
JEŚLI MASZ OCHOTĘ NA ZDJĘCIA ZE MNĄ, DAJ ZNAĆ.
Obecnie znów jestem w Norwegii, ale we wrześniu planuję dłuższy pobyt w Polsce, dlatego ja i mój aparat jesteśmy chętni na parę fleszów po oczach (a tak serio, flesza nie używam prawie w ogóle, wolę słoneczko). Zagadam Cię na śmierć, wezmę na kawkę i zrobię zdjęcia, bo to najpiękniejsza pamiątka, serio! Po Norwegii też chętnie podróżuję, więc śmiało, wiesz, gdzie mnie szukać! A Ty… nie bój się swoich pragnień i marzeń. Czasami wystarczy zrobić ten pierwszy krok.