Z radością dzielę się z Wami wspomnieniami z wyjątkowej podróży na Maltę. W poprzednim wpisie pierwsze skrzypce grała cudowna wyspa Gozo, na której spędziłam trzy dni moich maltańskich wakacji. Teraz zabieram Cię na Maltę, na której punktem kulminacyjnym będzie… Aparat w ryżu ! Pasy, znowu zapinaj pasy! Zapraszam na subiektywny, fotograficzny przewodnik po Malcie!
Malta
Po trzydniowym odwyku od cywilizacji na wyspie Gozo, przyszedł czas na odkrycie Malty, a ja zacierałam rączki już na promie. Mieszkanie wynajęte na Airbnb, położone było w maltańskiej dzielnicy Birkirkara, z której komunikacją miejską do stolicy Valetty, mieliśmy 15 minut. Właściciel okazał się cudowny, mieliśmy z nim fajny kontakt, był bardzo pomocny w wielu sytuacjach. Klimat mieszkania – wyjątkowy. Staromodny, marokański wystrój podkręcił wakacyjny nastrój, ale największą radość sprawiło mi wyjście na dach, gdzie zjedliśmy śniadanie, a nawet zrobiliśmy grilla! Takiego z pochodniami, przyniesioną z mieszkania kanapą i winem w kieliszkach.
Śniadania i obiady na balkonie z cudownym widokiem na sąsiednie kamienice – bezcenne. Uwielbiam takie klimaty!
Krótkie spodenki, słońce, pyszne kanapki z polskim chlebem i lokalnym hummusem i co najważniejsze… Widok na całą dzielnicę i cudowne fotele na dachu. Czy można lepiej?
Na Malcie postanowiliśmy wypożyczyć skutery. Warto dodać, że ruch jest tutaj lewostronny. W wypożyczalni okazało się, że właścicielem jest Polak, który przeprowadził się na Maltę w dzieciństwie. Rady, których nam udzielił były dwie : Uważajcie na doły na wyboistych drogach, a policją się nie martwcie. Turystów nie zatrzymuje, jeżeli nie przekraczacie dozwolonej prędkości. Mój chłopak radził sobie bardzo dobrze, od samego początku. Ja potrzebowałam czasu, a pierwsze zakręty i ronda często kończyły się jazdą pod prąd… Ale wyszliśmy z tego cali i zdrowi! Mimo wszystko, bardzo polecam wypożyczenie skutera, my dzięki niemu objechaliśmy większość wyspy oraz dotarliśmy na przepiękne plaże położone na wybrzeżu.
Orzeszki na głowie, wiatr we włosach i zawrotna prędkość, łiiii!
W imprezowym sercu Malty, dzielnicy St. Julian’s ( Paceville ) jest pomnik LOVE, przy którym, na małym mostku, można zawiesić tzw. kłódkę miłości. Tylko jak to zrobić nie mając kłódki i markera? Proste, kłódkę kupiliśmy w pierwszym lepszym ogrodniczym, a marker pożyczyłam w najbliższym McDonaldzie. Nie pozostaje nic innego, jak wrócić na Maltę i sprawdzić czy kłódka dalej wisi! Tutaj jadłam też najpyszniejsze sorbety! Tych, którzy planują wakacje Malcie uczulam, że lokalna plaża w centrum nie jest warta uwagi… Woda jest tam strasznie brudna, pełno ludzi, a klimat jak na osiedlowym kąpielisku.
Nasza kłódeczka miłości, taka pierdoła, a strasznie cieszy!
Malta to wyspa wielu twarzy. Jedną z nich pokochałam najbardziej. Cudowne plaże na mniej obleganym wybrzeżu, gdzie nie wszyscy turyści docierają. My na naszym małym bzykaczu zaliczyliśmy m.in. Golden Bay i Paradise Bay. Oznakowanie na Malcie jest całkiem dobre, do tego pomoc map w telefonie i można trafić wszędzie.
Naprawdę polecam uważać na słońce. Ja po kilku godzinach na plaży, ( Podkreślam, w maju! ) spędziłam wieczór w łóżku, z mdłościami i niesamowitym bólem głowy. Mam nauczkę!
Wszyscy dookoła pytali, czy zrobić nam zdjęcie, zarówno Maltańczycy jak i turyści. Spotkaliśmy bardzo pozytywnych ludzi, Polaków także!
Warto poświęcić trochę czasu na stolicę – Valettę. Całkiem spontanicznie zdecydowaliśmy się na przejażdżkę bryczką, której kierowca był naszym przewodnikiem. Zatrzymywał się, żebyśmy mieli okazję zrobić zdjęcie, a nawet opowiadał nam o zabytkach, które mijaliśmy. Oczywiście polecam targowanie się! Nasza finalna cena była chyba pięciokrotnie niższa od tej, którą zaproponował młody mężczyzna na samym początku. Nie dajcie się naciągnąć. 🙂 To, co mocno utkwiło mi w pamięci, to wieczorny koncert Gospel, który podziwialiśmy w ulicy, razem z grupką kilkunastu innych, roztańczonych osób! Piękna panorama miasta, wino w restauracji przy samej wodzie, długie spacery… To tylko kilka wspomnień, które przywieźliśmy z magicznej Malty!
Pokochałam te uliczki, od pierwszego wejrzenia. Zarówno nocą, jak i w ciągu dnia klimat tego miasta jest wyjątkowy.
Nasze zwiedzanie, dobry nastrój nie dawał spokoju nawet na chwilę…
…Czasami uderzając z podwójną siłą!
Na Malcie kuchnia jest bardzo zróżnicowana. Znajdziesz tu niezdrowe fast food, kameralne bary z pysznymi smoothie i raw przekąskami, zjesz pyszną pizzę, makaron czy owoce morza, po prostu dla każdego coś innego. Mój chłopak spróbował lokalnych serów, poleca z czystym sumieniem.
Szeeery, szeeery, lokalne sery. Bardzo często podawane z oliwkami, które smakowo są zupełnie inne niż te, które dostaniemy w polskich sklepach.
Pyszne sushi też znajdziecie. ( Na diecie roślinnej jestem dopiero od lipca 2015 roku, o czym już wspominałam wcześniej. )
Zdrowe smoothie vs. Mac Burger!
Piękna panorama!
Malta słynie z baaardzo tanich win. Potwierdzam, ale znajdziemy również takie z wyższej półki, jak wszędzie.
Nocne życie na Malcie… Nie jestem fanką imprezowania, więc nie zdobyłam wielkiego doświadczenia, ale wiem, że ulicą, którą wypełniają kluby, często wieczorem nie da się przejść. Nocą tym bardziej.
Czy wspominałam już, że wyjazd bez ekstremalnych przygód to wyjazd stracony? Drugiego dnia pobytu na Malcie pomyślałam, że wreszcie obejdzie się bez większych przeżyć, ale…
Wracając skuterem do mieszkania, zauważyłam skaliste wybrzeże, które wydawało mi się idealne do zrobienia kilku niezłych ujęć. Położone było blisko centrum miasta, gdzie licznie leżeli turyści, wygrzewając się na hotelowych leżakach. Skuter zaparkowaliśmy na pobliskim parkingu, ja wzięłam ze sobą tylko aparat ( Bez torby i drugiego obiektywu. ), a mój chłopak jedynie kluczyk od skutera. Fale nie były mocne, morze zalewało nas na wysokość kolan. Co jakiś czas przychodziła mocniejsza fala, ale potęgowało to u nas tylko ekscytację i chęć robienia zdjęć. W pewnym momencie modelem był mój chłopak stojący bliżej brzegu. Widziałam, że idzie spora fala, jednak nie zrobiło to na mnie wrażenia. Aż do momentu, kiedy odbijając się od skały, całkowicie zalała Matiego i porwała mu… Laczki! 🙂 Zaczęłam się śmiać i w tym momencie dotarła do mnie, ścięła mnie z nóg i z impetem upadłam na skałę, zanurzając aparat w słonej wodzie i kalecząc sobie rękę. Oprócz faktu, że doszczętnie zniszczyłam aparat, w panice zabrałam bezbronnej, starszej Pani ręcznik próbując ratować sprzęt oraz krew z mojego łokcia lała się strumieniem, byliśmy cali, zdrowi i… Mokrzy! Pan w pobliskim centrum nurkowym opatrzył mi ranę, a wracając skuterem do domu, płakałam i śmiałam się jednocześnie.
Ostatnie ujęcie wykonane moim zniszczonym już aparatem. Ekscytacja w oczach za chwilę zmieni się w rozpacz i nastanie żałoba po utracie ukochanej lustrzanki!
Ryż też nie pomógł. Słona woda zniszczyła sprzęt całkowicie. Jednak dla mnie i tak był HAPPY END… Uratowałam zdjęcia!
To nie była ostania nieoczekiwana przygoda. Odbierając nasze walizki w Warszawie okazało się, że są w tragicznym stanie. Moja miała dziurę i jedno spore wgniecenie, druga m.in. urwane kółko. Lecieliśmy liniami Wizzair, a tego typu sytuacja przytrafiła nam się pierwszy raz. Jeszcze na lotnisku zgłosiliśmy wszystko gdzie trzeba, a już na drugi dzień dostałam telefon w sprawie zniszczonych walizek. Finalnie otrzymaliśmy dwie nowe walizki świetnej firmy, które w 100% spełniały nasze oczekiwania. Cały proces przebiegał bardzo sprawnie, a kontakt z firmą niesamowicie profesjonalny! W pełni zrekompensowali poniesione przez nas straty. Hurrra, drugi HAPPY END!
Tym wpisem zamykam rozdział magicznej podróży na Maltę. Jeżeli ktoś z Was ma pytania o aspekty techniczne wyjazdu, zawsze służę pomocą. Dodam tylko, że bardzo polecam portal prowadzony przez Polaków: www.maltaigozo.pl. Okazał się niezastąpiony przy planowaniu naszej podróży. Co więcej, dzięki uprzejmości gospodarzy, otrzymaliśmy voucher zniżkowy na wykupioną, jednodniową wycieczkę.
Zachęciłam do wyjazdu, a może ktoś z Was był już na tej wyspie i przywiózł inne wspomnienia? Koniecznie dajcie znać czy podoba się Wam mój fotograficzny przewodnik po Malcie!