Nosiło mnie, od rana mocno mnie nosiło, żeby wreszcie spisać przemyślenia, które ostatnio pulsują w mojej głowie. Wiem, że pytanie Gdzie widzisz siebie za 10 lat przewija się dosyć często, ale dopiero niedawno dotarło do mnie, że odpowiadając na nie, możemy bardzo sobie pomóc. Przecież osiąganie celów składa się właśnie z tych małych, niewinnych rzeczy, które robimy na co dzień.
NIE MUSISZ WIEDZIEĆ WSZYSTKIEGO O SWOJEJ PRZYSZŁOŚCI,
BY STAWIAĆ SOBIE DŁUGOTERMINOWE CELE.
Na swoim koncie mam skrajne sytuacje dotyczące planowania. Miałam w życiu czas, kiedy chciałam wiedzieć wszystko, zaplanować jeszcze więcej i dopiąć każdą minutę swojego życia na ostatni guzik. Jednocześnie byłam bardzo sfrustrowanym człowiekiem, który myśląc o nieco bardziej odległej przyszłości, widział czarną dziurę. Nie wiedziałam, czego chcę i jak chcę. Czułam tylko, że wypada osiągnąć sukces i wreszcie się ustatkować. Po takim perfekcjonistycznym, trochę bolesnym czasie, przyszedł okres, gdy stwierdziłam: eee tam, przecież nie wiem, co wydarzy się jutro. Może mnie potrącić ciężarówka, a życie i tak samo się ułoży, nie ma co za dużo planować.
Z perspektywy czasu wiem, że żadne z tych rozwiązań nie jest dobre. Perfekcjonizm zabija nasze pragnienia, a kompletny brak wizji na nasze życie nie pozwala obrać kierunku, w którym chcemy pójść z przyszłością. No dobrze, co zatem zrobić, by powoli oswajać się ze swoim życiem i odnaleźć spełnienie w codziennym funkcjonowaniu? Cztery podpowiedzi od serca, a mianowicie:
Próbuj i nie bój się porażek. Zawsze można wrócić do punktu wyjścia.
Nie bój się wychodzić do ludzi ze wszystkim, co masz do zaoferowania. Nikt nie będzie walił drzwiami i oknami, a świat nie dowie się o Tobie, jeśli sam mu o sobie nie opowiesz.
Cele, tak jak i my sami, zmieniają się, nie ma w tym nic złego.
Nieważne, co robisz. Jeśli Ty sam czujesz sens swojej pracy i wszystkich małych rzeczy, którymi zajmujesz się na co dzień, idziesz w dobrym kierunku!
U mnie działa. Do tego dodam jeszcze, by nie próbować za mocno. Korzystając z okazji, że jestem w Polsce, wybrałam się do Kościoła. Na kazaniu ksiądz czytał list od biskupa, który specjalnie nie przykuł mojej uwagi. Aż do momentu, w którym usłyszałam słowa (nie przytoczę ich dokładnie, ale staram się oddać ogólny sens) Nie dąż zbyt mocno do sukcesu, bo wtedy prawdopodobnym staje się, że on Cię po prostu ominie. To zdanie wryło mi się w pamięć tak mocno, że myślałam o nim jeszcze długo po wyjściu z Kościoła. Niby tak oczywiste, ale dzięki tym niewinnym słowom zrozumiałam, że mi też zdarzało się próbować zbyt mocno. Nachalne reżyserowanie swojej przyszłości nie ma racji bytu, a jednocześnie nutka spontaniczności i niepewności nie przekreśla tego, byśmy mogli zarysować ogólny plan na najbliższe lata. Trzy, pięć, dziesięć, to już mniej istotne. Istotne jest, by widzieć siebie gdzieś. Gdziekolwiek, ale nadal. Najgorsza jest ta czarna dziura, o której już Ci wspomniałam.
ŻYCIE W BODØ JEST OKEJ, ALE TO OKEJ MI NIE WYSTARCZY.
A GDYBY TAK… SIĘ PRZEPROWADZIĆ?
Myśl o przeprowadzce do innego miasta w Norwegii chodziła mi po głowie od dawna. Kocham naturę, lubię specyficzną atmosferę północy Norwegii, ale od dawna nie czułam się tam do końca szczęśliwa. Składało się na to wiele spraw, a ja nieustannie dawałam sobie więcej szans. Tylko że podświadomie wiedziałam, że za parę lat już mnie tu nie będzie. Nawet, kiedy odpuściłam, gdzieś w głębi serca wiedziałam, że decyzja jest już podjęta i powoli, krok po kroku, przygotowywałam się na przeprowadzkę. Mimo że nie planowaliśmy zrobić tego tak szybko, jeszcze w tym roku przenosimy się do Oslo. Ktoś powie przypadek, a ja wiem, że cel, który wydawał mi się bardzo odległy, powoli okazuje się rzeczywistością. Być może też myślisz o przeprowadzce. Przeprowadzce do innego, większego miasta, a może wręcz odwrotnie, na wieś. Życie za granicą też chodzi Ci po głowie? I świetnie! Dobrze mieć odległy, ale nadal możliwy do zrealizowania cel. Pomyśl, co możesz zrobić już dziś, by niewinne myśli kiedyś stały się rzeczywistością? Każdy by chciał, by samo myślenie wystarczyło. Jednak to tak nie działa, potrzebne jest nasze zaangażowanie.
Wiem, że życie w Oslo nie będzie idealne. Co więcej, nie wiem, czy w ogóle się nam tam spodoba. A może wrócimy do Bodø lub Polski? Może tak, ale ja już za rok będę bogatsza o nowe doświadczenia, których nie zabierze mi nikt. Przede mną wiele nowych wyzwań, szukanie pracy, a przede wszystkim swojego miejsca w tej nowej rzeczywistości, ale wiem, że będzie dobrze, po prostu.
NIGDY NIE WIESZ, KIEDY MARZENIE I DODATKOWE ZAJĘCIE
MOŻE PRZERODZIĆ SIĘ W TWOJE ŹRÓDŁO DOCHODU.
Bardzo lubię fotografię. Ostatnio dużo myślałam o tym, że może idę za modą, bo przecież teraz każdy jest fotografem. I tak sobie myślałam, jednocześnie porównując się z innymi i na starcie stawiając samą siebie na straconej pozycji. Bo nie wiem, jak zacząć, bo inni są lepsi, bo jeszcze tyle nauki przede mną, bo przecież… jak zdobyć pierwszych klientów oraz robić więcej zdjęć? I wtedy stały się dwie rzeczy. Po pierwsze, robiąc porządki w mieszkaniu, znalazłam dyplom ukończenia weekendowego kursu foto w 2012. To nic, że kurs kupiony był przez popularnego wtedy Groupona. Ten jeden papierek utwierdził mnie w przekonaniu, że nie, fotografia nie jest dla mnie modą i mimo że rzuciłam ją w kąt na dobre kilka lat mojego życia, ciągnie mnie do niej jak diabli. Ciągnęło już wtedy, gdy nie miałam bloga, Instagrama, a zdjęcia robiłam na własny użytek. Po drugie, zaczęłam mówić o tym, co robię, światu. Ogłosiłam się wśród znajomych, zapytałam 2-3 osoby, czy nie mają ochoty na zdjęcia. I mimo że nadal fotografia to tylko dodatek, mam za sobą świetne sesje zdjęciowe, których efekty przerosły moje oczekiwania. Zrozumiałam również, dlaczego tak bardzo lubię to robić. Pomogła mi w tym wiadomość od znajomej, której zrobiłam zdjęcie i która popłakała się z radości przy ich oglądaniu. Opowiedziała mi przy tym swoją historię dążenia do samoakceptacji, a moje zdjęcia pomogły jej uwierzyć, że jest piękna. Gdyby nie fakt, że to ja zaczęłam stawiać pierwsze kroki, nie wydarzyłoby się nic, a ja nadal biadoliłabym, jaka to jestem biedna, niedoceniona i zagubiona w tym fotograficznym świecie.
STWARZAJ SOBIE SYTUACJE, O KTÓRYCH MARZYSZ, ZACZYNAJĄC
OD TYCH NAJPROSTSZYCH, NAJMNIEJSZYCH KROKÓW.
Po sobie widzę, że małe decyzje dnia codziennego naprawdę mają znaczenie. Nie chcę wmawiać Ci, że wszystko jest możliwe, bo nie. Rzeczywistość bywa brutalna, ale z nieco większą wiarą w siebie oraz we własne decyzje, naprawdę możemy wiele. Nie wszystko, ale wiele.
Przez pewien okres mojego życia wyparowało ze mnie wszystko. Wszystkie pragnienia, marzenia, nadzieje. Zapomniałam, co lubię i po co chcę tak naprawdę żyć. W dniach mogę zliczyć czas, który spędziłam zalana łzami, smutkiem i poczuciem bezsensu. Dlatego dziś tak bardzo doceniam dni, w których mi się chcę, po prostu mi się chcę. Dni, w których boję się wyjść do nowych ludzi, ale wychodzę i robię swoje. Dni, kiedy odwagi brakuje mi na każdym kroku, a mimo wszystko realizuję moje mikro cele. I kładę się do łóżka zadowolona, bo zrobiłam coś, co jeszcze jakiś czas temu, wydawało mi się nie do przeskoczenia. Chyba o to w tym życiu chodzi, prawda?
I NIE SMUĆ SIĘ, ŻE MARZENIE SPRZED ROKU JUŻ CIĘ NIE POCIĄGA.
CIESZ SIĘ, BO TO ZNAK, ŻE JESTEŚ O KROK BLIŻEJ OD ODKRYCIA,
CO FAKTYCZNIE MOŻE DAĆ CI SPEŁNIENIE.
Rok temu nie mogłam sobie wybaczyć, że popełniłam błąd przy rekrutacji na studia w Norwegii. Zapomniałam dosłać jeden, najważniejszy dokument i automatycznie zostałam zdyskwalifikowana już na starcie. Później studia, na które dostałam się dzięki wolnym miejscom, okazują się jednym, wielkim niewypałem. W głowie wyrzuty sumienia, że nie dostałam się na pielęgniarstwo, o którym myślałam od dłuższego czasu, a teraz przede mną kolejny rok bez studiów. Spróbowałam po raz kolejny, tym razem nie spinając się tym wszystkim zbyt mocno. Okazało się, że zostałam przyjęta na pielęgniarstwo w Bodø, z którego bez wyrzutów sumienia… zrezygnowałam. Zrezygnowałam, bo nie jestem pewna, czy to nie była jedynie potrzeba zdobycia zawodu, który zapewni mi pracę w Norwegii. Z drugiej jednak strony nie mogłam wyobrazić sobie siebie jako pielęgniarki, po prostu nie mogłam. Marzenie, które rozmyło się jeszcze szybciej, niż wpadło do mojej głowy. Może tak musiało być, że potrzebowałam dodatkowego roku, by nie pójść na kolejne studia, których nie jestem pewna? Dziś nie boję się poczekać jeszcze roku, by, być może, powrócić do bycia studentką, ale już w Oslo.
I TAK DZIELĘ SIĘ Z WAMI TYMI MOIMI ANEGDOTKAMI,
BO WIEM, ŻE ZAGUBIENIE TO PLAGA NASZYCH CZASÓW.
Nauka odpuszczania i wybierania swoich priorytetów to chyba najcenniejsza, życiowa lekcja, jaką człowiek może sobie zaserwować. U mnie wybieranie priorytetów bardzo kulało, ale uczę się tego od nowa i wychodzi mi to coraz lepiej. Leczę się z wyrzutów sumienia, że nie dam rady zrobić wszystkiego. Może i bym dała radę, ale nie mam zamiaru przeżyć kolejnych lat mojego życia na zmuszaniu się do robienia czegoś, co zupełnie nie sprawia mi przyjemności. Nie, życie nie składa się z samych przyjemności, ale warto świadomie wybierać chociaż część zajęć, które dadzą nam odrobinę radości. I szczerze? Widzę, że nawet te negatywne wydarzenia, z perspektywy czasu wyszły mi na dobre. Ot taki paradoks.
PAMIĘTAJ TYLKO, BY W TEJ WIZJI NA DALSZĄ LUB BLIŻSZĄ PRZYSZŁOŚĆ,
ZAWSZE ZNALEŹĆ MIEJSCE DLA DRUGIEGO CZŁOWIEKA.
To, co przeraża mnie najbardziej to… samotność. Mimo że uwielbiam czas spędzany w samotności i mam dni, kiedy zaszycie się na cały dzień w mieszkaniu nie stanowi problemu, a wręcz jest mi potrzebne, jak tlen, ja po prostu kocham ludzi. Uwielbiam słuchać i być słuchaną. I coraz częściej widzę, ile zawdzięczam innym. Jasne, przede wszystkim sobie, ale bez wielu osób nie byłabym Klaudią, którą jestem teraz. Dlatego niezależnie od moich planów i wizji na to, gdzie widzę się za 10 lat, zawsze znajdzie się tam miejsce dla drugiego człowieka. I psa.
KLAUDIA, GDZIE WIDZISZ SIEBIE ZA 10 LAT?
Widzę siebie jako kobietę po trzydziestce, która w pełni zaakceptowała swoje nieidealne, zmieniające się ciało. Widzę kobietę, która nie boi się obowiązków, ale z drugiej strony, robi to, co sprawia jej przyjemność. Widzę kobietę, która ma dobry kontakt z rodziną i starymi przyjaciółmi, a za chwilę jedzie z całą paczką najbliższych psiapsiółek w Bieszczady. Widzę kobietę, która dba o swojego partnera i stara się być dla niego najlepszą przyjaciółką, kochanką, podporą. Widzę kobietę, która nie ma wiele, ale docenia każdy, zarobiony pieniądz. Widzę kobietę, która jest niezależna i cokolwiek by się nie stało, podniesie się, stanie na nogi i pójdzie dalej. Sama czy z kimś u boku, to już mało istotne. Widzę kobietę, która płacze, kiedy chce płakać, ale jak się śmieje, słyszy ją pół miasta. Widzę kobietę, która nie przestaje się rozwijać, a jednocześnie znajduje czas na odpoczynek. Widzę kobietę, która pije herbatę na balkonie, je ulubione śniadanie i potrafi zachwycić się tym, co ma za oknem. Widzę kobietę, która nie boi przyznać się do błędu i powiedzieć: spieprzyłam, przepraszam. Widzę siebie, szczęśliwą, ale nie ukrywającą, kiedy jest mi źle.
TAKĄ SIEBIE WIDZĘ ZA 10 LAT, A TY?
PRZECZYTAJ TAKŻE: Nie musisz być zwycięzca, wystarczy, że będziesz sobą.