Reklama na Instagramie podsuwa mi kolejny poradnik o tym, jak osiągnąć sukces. Może kupię, a nie, zaraz, nie zdążyłam jeszcze wdrożyć zmian z poprzedniej książki, którą nabyłam parę tygodni temu. Tu kolejna osoba przed 30-stką z dumą opowiada o swoim biznesie, a tam fotograf, którego zdjęcia wgniatają mnie w fotel. I jeszcze tamten, co podróżuje, utrzymując się z pracy zdalnej. I w ogóle same sukcesy dookoła. A zaraz obok ja, z moim lekko niepoukładanym życiem i poczuciem, że jestem w tyle.
CO JEST DLA CIEBIE SUKCESEM?
Nie masz wrażenia, że obecne możliwości nieco przytłaczają? Ja mam, nieustannie. Uważam się za ogromną szczęściarę, że żyję w czasach, w których wiedza, podróże, kontakt z resztą świata jest na wyciągnięcie ręki, najczęściej za darmo. Jak to mówią: możemy wszystko. Szkoda, że z tego wszystko rodzi się coraz więcej smutku, zagubienia, samotności i niezdecydowania, co zrobić ze swoim życiem. Nierzadko zadaję sobie pytanie: czym jest dla mnie prawdziwy sukces? Czy sukcesem będzie duża poczytność bloga, zrobienie doktoratu, a może podróżowanie po całym świecie? A może za sukces uznam kupno mieszkania, rozkręcenie własnego biznesu i założenie rodziny oraz ustatkowanie się? Każdy ma swoją wizję sukcesu, ale… ja zaczynam dostrzegać, że sukces to proces. Sukces to mikrosukcesiki, codzienne wybory i praca nad swoim życiem. A za największy sukces uważam świadomość, że każde osiągnięcie ma zawsze drugą stronę medalu, o której nie wszyscy lubią opowiadać.
MAM TAKIE DNI, KIEDY SUKCESEM JEST DLA MNIE WSTANIE Z ŁÓŻKA.
I nie chodzi o lenistwo. Zdarza się, że budzę się w lęku, przepełniona poczuciem, że to i tak nie ma sensu. I nawet nie wiesz, jak ogromnym sukcesem jest dla mnie wyjście z tego cholernego łóżka i powiedzenie samej sobie: Dziewczyno, masz sens. Idź, żyj, zrób śniadanie i weź ten dzień. I robię tak, czasami mechanicznie, czasami na siłę, ale robię. I uważam to za mój ogromny sukces.
Miewam również chwile, w których przekreślam wszystko, co do tej pory zrobiłam. I nie mówię o tym nikomu, no może czasami spłynie to na mojego M. I tłumię to w sobie, bo przecież nie chcę mówić, że zwątpiłam w samą siebie. A wątpię, wielokrotnie. Nadal stąpam po ziemi na trzęsących się nogach, kolana lubią mi się ugiąć w najmniej oczekiwanym momencie. Ale sukcesem jest to, że wiem, że to minie. Że za 2-3 dni, może za tydzień przyjdzie dobry dzień, lepsze samopoczucie, że nic nie trwa wiecznie. I staram się być dla siebie bardziej wyrozumiała, robiąc to, co musi być zrobione, ale bez zbędnej presji. I to też jest sukces.
Sukcesem jest to, że mimo lęku i wielu wątpliwości, staram się działać. Daleko mi do odważnej dziewczyny (choć mam na koncie skok ze spadochronu i na bungee), ale robię, po prostu robię, mimo że mózg i serce najchętniej zawinęłyby się w kokon z koca, na zawsze. No dobra, przynajmniej na najbliższy tydzień. I idę sobie powoli, w swoim tempie, bo przecież nigdzie mi się nie śpieszy.
ALE ZDARZAJĄ SIĘ TEŻ DNI, KIEDY IDĘ JAK BURZA I WIERZĘ WE WSZYSTKO, CO ROBIĘ.
To dopiero jest sukces! Te dni, kiedy czuję spokój i wewnętrzne spełnienie, że wszystko, powoli, bo powoli, zmierza w dobrym kierunku. I ja wcale nie chcę niczego przyśpieszać. I czuję taką wiarę, a sens każdego wydarzenia aż łaskoczę mnie po brzuchu. I dodaje skrzydeł. I nie szukam odpowiedzi na pytanie, jak osiągnąć sukces, bo sukcesem jest dla mnie moje obecne życie.
Dni, kiedy mam motywację, głowę pełną pomysłów, zapał do wszystkiego. Staram się wyciskać z takich chwil jak najwięcej. I robię wszystko, by pojawiały się częściej. Jak? Przyglądając się sobie. Przez rok, dwa, a nawet jeszcze dłużej, bo choć to paradoksalne, poznanie samego siebie zajmuje nam najwięcej czasu.
PRZECZYTAJ TAKŻE: 128 rzeczy, które lubię, czyli jak poprawić sobie humor.
NIE CHCĘ BYĆ KOBIETĄ SILNĄ, NIEZALEŻNĄ, WALECZNĄ. CHCĘ BYĆ KLAUDIĄ, KTÓRA ODKRYWA, CO DAJE JEJ SZCZĘŚCIE.
A moje szczęście będzie czymś innym niż Twoje. Kiedy na studiach tak bardzo szukałam siebie, jako człowieka, uwielbiałam chłonąć historię innych osób. Ooo, studiujesz medycynę i jesteś szczęśliwa? Muszę spróbować. Ooo, pracujesz w firmie XYZ i masz robotę marzeń? Daj telefon do szefa, potrzebujecie pomocy? Ooo, rzuciłaś wszystko i pojechałaś w Bieszczady? I w dodatku była to najlepsza decyzja Twojego życia? Czekaj, już pakuję plecak i dołączam! I tak w kółko. Rozpaczliwie zerkałam na życia innych, szukając w nich pomysłu na siebie. I to jest najgorsze, co mogłam dla siebie zrobić. Dobrze się inspirować, podpatrywać ciekawe rozwiązania na życie u innych. Problem pojawia się wtedy, kiedy człowiek nie umie oddzielić tego, co chce on, od całej reszty. I brnie w ścieżkę, która wcale mu nie odpowiada.
I nie martw się, ja też nadal nie wiem, co chcę robić w życiu. Pamiętam, kiedy w nastoletnim wieku mówiłam sama do siebie: No, no Moja Droga, ale jak już skończysz 25 lat to Twoje życie będzie takie poukładane. Skończona magisterka, wymarzona praca, stały związek, spokojne życie. No i z tego wszystkiego mam… stały związek. To chyba i tak całkiem nieźle, prawda? Najważniejsze jest to, że próbuję. Szukam, dotykam, smakuję. Ludzie szukają całe życie. Mam nadzieję, że ja wyrobię się przed pięćdziesiątką.
SUKCESEM JEST NIE DAĆ SIĘ ZWARIOWAĆ W TYM PRZEPEŁNIONYM BODŹCAMI ŚWIECIE.
I próbuję, próbuję jak mogę filtrować to, co moje, od wszystkiego, co codziennie przekazuje mi świat. Czasami wyleje niejedną łzę, pogubię się w tym wszystkim maksymalnie. No nic. Otrzepię się, znów wstanę, przypomnę sobie wszystko, co w serduchu i pójdę dalej. Pójdę, mimo lęku, niepewności i rozmyślań, które tak bardzo lubię.
Wszyscy uczą, jak osiągać sukces. A kto podpowie mi, jak radzić sobie ze stresem, niepewnością, presją i brakiem wiary w siebie? Tego wszystkiego uczę się sama. Trochę żałuję, że w szkole mieliśmy mnóstwo przedmiotów, a i tak nie znalazło się tam miejsce na rozmowy oraz naukę tego, co życiowe.
PODZIEL SIĘ ZE MNĄ SWOJĄ DEFINICJĄ SUKCESU!
Czy nie czujesz czasami zbyt dużej presji, zarówno ze strony innych, ale i samego siebie? Ja tak, zdecydowanie tak. Dopiero od pewnego czasu uczę się wyrzucać tę presję daleko, jak najdalej ode mnie. Ona w niczym mi nie pomaga, a jedynie stresuje i szepcze do ucha: Klaudia, musisz. A ja nie chcę tak żyć. Ja nie chcę musieć, ja po prostu CHCĘ żyć.