Ten wpis miał nie powstać, jednak zachęcona Waszymi licznymi prośbami i pytaniami o relację z wydarzenia SeeBloggers, postanowiłam napisać o tym, co udało mi się wyciągnąć dla siebie w przeciągu weekendu spędzonego w Gdyni. Wierzę, że moje wnioski przydadzą się również i Tobie, bo to, o czym będę pisała, dotyczy większości z nas, nie tylko osób działających online.
NIE CHCĘ TWORZYĆ TYPOWEJ RELACJI Z TEGO WYDARZENIA.
Wiem, że takich powstanie na pewno dużo. Nie mam dla Ciebie fotorelacji ani szczegółowych opisów wykładów czy warsztatów, w których brałam udział. Jeśli potrzebujesz takich informacji, zaglądaj na fanpage SeeBloggers, gdzie wciąż pojawia się sporo informacji. W zamian za to zebrałam przemyślenia, które nie dają mi spokoju, odkąd wróciłam z Gdyni. Wierzę, że ten wpis przyda się szczególnie osobom, które są na podobnym etapie rozwoju, jak ja.
To była piąta, jubileuszowa edycja SeeBloggers, na której spotkało się ponad 1500 twórców, zarówno blogerów, jak i vlogerów czy osób prowadzących wyłącznie Instagram, fanpage. To wydarzenie znałam już nieco od kuchni, rok temu brałam w nim udział jako wolontariuszka. Jechałam tam zupełnie sama, bez większych planów. Na początku towarzyszyła mi ekscytacja, jednak dzień przed pojawiła się niechęć i potrzeba zaszycia się pod kocem, typowa ja! Mimo że wyglądam na osobę kontaktową, otwartą i bardzo towarzyską, czasami mój introwertyzm daje się we znaki.
NIE OBESZŁO SIĘ BEZ PRZESZKÓD. MOJE ZATRUCIE, WITAJ PRZYGODO!
W Polsce mój żołądek miał się naprawdę super. I to właśnie w piątek dopadło mnie zatrucie. Pół nieprzespanej nocy, okropne samopoczucie i osłabienie. Mieszkanie opuściłam bez śniadania, zatrzymując się po drodze na stacji benzynowej, korzystając z wyrozumiałości mojego Mateusza, który mnie wspierał i eskortował do Gdyni. Tak właśnie zaczęła się dla mnie cała konferencja. Jednak dzielnie, z butelką wody i mdłościami, ruszyłam na pierwszy wykład.
Cieszę się, że nie zostałam w łóżku. Nie napiszę, że ta konferencja to przełom dla mojej twórczości i bloga. Nic takiego się nie stało. Mam świadomość, że spotkanie, na którym jest jeszcze 1500 innych osób, nigdy nie spełni naszych oczekiwań w 100%. Jednak muszę powiedzieć, że jak na zupełnie bezpłatne wydarzenie, było naprawdę dobrze, choć miałam mieszane uczucia co do pewnych kwestii.
CO, W DUŻYM SKRÓCIE, WYNIOSŁAM I ZAPAMIĘTAŁAM Z KONFERENCJI SEEBLOGGERS?
Często łapie się na porównywaniu z innymi. Wskakuję na Instagram i patrzę na ten idealny świat, który sama przecież także kreuję. I wiesz co? Właśnie na SeeBloggers zobaczyłam… ludzi. Nie wyidealizowane postacie z internetu, które mają ogromną ilość czytelników i są popularni. Zobaczyłam ludzi, którzy są tacy, jak ja. Na niektórych twarzach rysowało się zmęczenie, które jeszcze bardziej podkreślały worki pod oczami. Widziałam ludzi w pogniecionych ubraniach, z nieidealnymi ciałami, pryszczem na twarzy, nie do końca ułożonymi włosami po spacerze wzdłuż morza. Idealnie tutaj pasują słowa Piotra Buckiego, który swoją prelekcją otworzył całe wydarzenie.
Mózg halucynuje rzeczywistość.
Trudno się z tym nie zgodzić, prawda? Często nasz mózg kreuje wypaczony obraz tego, co nas otacza. Czujemy się gorsi, słabi, nieperfekcyjni. Uważamy, że inni mają łatwiej, bo dostrzegamy tylko wierzchołek czyjegoś sukcesu. Prelekcje nie były idealne, ludzie, których zobaczyłam, też tacy nie byli. W wypowiedziach wkradało się przydługie yyyy, zdarzało się zgubić wątek, pojawiał się stres, pomyłki i zdenerwowanie. I nie było w tym nic złego! Jesteśmy tylko ludźmi, niezależnie od tego, jak szeroki zasięg mamy w sieci.
Od początku mojego blogowania mieszkałam w Norwegii i innych twórców widziałam tylko i wyłącznie w internecie. Muszę przyznać się, że często marnowałam swój czas na podziwianie innych, zapominając przy tym o sobie. Dalej tak mam, ale powiem Wam, że ta konferencja wreszcie dała mi namacalny dowód, że nie warto. Trzeba robić swoje, powoli się rozwijać, iść do przodu, nikogo nie udawać i po prostu… działać. Nie ma innej recepty na sukces, po prostu. Wspomniany już Piotr Bucki mocno podkreślał, że regularne pisanie rozwija, pozwala szlifować swoją uważność, a przede wszystkim, poznawać siebie. Podpisuję się pod jego słowami obiema rączkami.
DROGA DO SUKCESU NIE JEST WYSŁANA RÓŻAMI, DLA NIKOGO.
Bardzo podobał mi się panel, w którym m.in. Kinga Paruzel i Marieta Marecka opowiadały o swojej drodze do sukcesu. Dużo osób myśli, że Kinga zdobyła swoją popularność w programie Master Chef, a tuż po nim, współprace wręcz pukały do jej drzwi. Nic z tych rzeczy! Było zupełnie odwrotnie, a ona bez żadnego wstydu przyznała, że sama musiała mówić o sobie światu. Wszystko przyszło dzięki ciężkiej pracy, niepoddawaniu się po pierwszym upadku i robieniu tego, co podpowiada serce. Szlifowała warsztat fotograficzny, gotowała, tworzyła darmowe materiały, które sama podsyłała m.in. do popularnych gazet. Jej droga do sukcesu była bardzo wyboista, ale robiła swoje, nie oglądając się na innych. Jej szczera wypowiedź dała mi bardzo do myślenia, a energia i prawdziwość, która od niej biła, jest ze mną do dziś.
Chciałabym wspomnieć o kilku świetnych wystąpieniach. Najbardziej w głowie utkwiły mi prelekcje Nieperfekcyjnej mamy, Kasi Ogórek z Moje DIY, Piotra Buckiego, Łukasza Jakóbiaka czy Mai Sablewskiej. Maja… kiedyś stylistka i menedżerka gwiazd, teraz kobieta, od której bije mądrość, doświadczenie życiowe i ogromny dystans do samej siebie. Wywiad z nią był niesamowity. Kasia Ogórek udowodniła, że bloger, który odniósł sukces na szeroką skalę, może wciąż być sobą. Pieniądze nie zmieniają ludzi dopóki, ludzie nie pozwolą im zmienić siebie! Mimo że nie jestem na bieżąco z działalnością Kasi, jej energia, mądrość i dobro, które od niej biły, niesamowicie mnie podbudowały. Kasia opowiadała, że jeszcze pięć lat temu była zakompleksioną mamą i żoną, która uważała, że ze swoim wyglądem, nie powinna pokazywać się światu. Blogowanie bardzo ją odmieniło, zdecydowanie na plus. Nabrała pewności siebie, uwielbia publiczne wystąpienia i to ona teraz musi odmawiać telewizji, bo jej doba ma przecież tylko 24 godziny. Niesamowita kobieta!
Nie chcę pisać o wszystkich panelach czy prelekcjach, w których brałam udział, ale w każdej rozmowie czy wypowiedzi, znalazłam jakąś cząstkę, która wróciła ze mną do domu. Wiem też, że ominęło mnie sporo świetnych warsztatów, szczególnie tych fotograficznych, ale niestety nie dało się rozdwoić.
JAKIE SĄ OGÓLNE WNIOSKI, KTÓRE WYCIĄGNĘŁAM Z WSZYSTKICH WYKŁADÓW CZY PRELEKCJI, NA KTÓRYCH BYŁAM?
Nie udawajmy kogoś, kim nie jesteśmy. Bądźmy sobą, dajmy ludziom to, co w nas najlepsze. Nie poddawajmy się po pierwszych porażkach. Nic nie przyjdzie nam ot tak. Warto cieszyć się z całej drogi, a nie tylko samego zdobycia szczytu. Właśnie, a czym jest ten szczyt? Dla każdego może oznaczać coś zupełnie innego! Oprócz tego nie warto iść za tłumem. Nie musimy kopiować popularnych zachowań i rozwiązań, które sprawdzają się u innych twórców. Jeśli z czymś się nie utożsamiamy, nie róbmy tego na siłę. Warto czasami wskoczyć na głęboką wodę i zrobić coś odmiennego, naszego!
CUDOWNE NA SEEBLOGGERS BYŁO TO, ŻE TAK DUŻO MÓWIŁO SIĘ O BARDZO POWSZECHNYM HEJCIE,
co tylko udowadnia, że hejt to problem większości osób, które próbują swoich sił w internecie, ale czy tylko tam?
Ten temat pojawił się w wielu prelekcjach i wystąpieniach. I jakie są z nich wnioski? Co radziły nam, uczestnikom, bardziej doświadczone osoby? Na zło warto odpowiadać dobrem, a jeśli zaakceptujemy swoje słabości, wady i to, jacy jesteśmy naprawdę, hejt nie będzie nas dotykał tak mocno. Hejt będzie zawsze, ale to tylko od nas zależy, jak sobie z nim poradzimy. Pięknie to wszystko podsumowała Radzka! Jeśli kogoś regularnie hejtujesz, ale wciąż śledzisz jego twórczość to…
Bitch, You’re a fan!
Tak proste, a tak często o tym zapominamy. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ogromną krzywdę mogą wyrządzić twórcy, bezpodstawnie hejtując to, co robi. Zazwyczaj jest tak, że taka osoba przelewa na swój obiekt hejtu wszystkie żale i całe niezadowolenie z życia, które dusi w sobie. Łatwo kogoś z góry ocenić i napisać coś złego, prawda? Nazywajmy rzeczy po imieniu, hejt to nienawiść, tyle. A ja od nienawiści trzymam się jak najdalej.
TALENT, CZY ON WYSTARCZY, BY ODNIEŚĆ SUKCES?
Kolejna myśl, która mocno zagnieździła się w mojej głowie to stwierdzenie, że talent to nie wszystko. Pisałam o tym również na moim blogu, ale wypowiedź kogoś bardziej doświadczonego tylko potwierdziła to, o czym sama wiedziałam. Sam talent nie daje nam prawie niczego. Pamiętam, że pan Marek Ścibior powiedział coś, co utkwiło mi w pamięci. Nie zacytuję tego dosłownie, ale postaram się oddać sens wypowiedzi.
Gdyby Chodakowska liczyła tylko i wyłącznie na swój talent, dziś, zamiast trenować całą Polskę, a nawet świat, trenowałaby tylko koleżanki z sąsiedztwa.
Nic nie przychodzi od razu! Właśnie wtedy zaczęłam analizować swój roczny okres blogowania. Jedyną osobą, do jakiej mogę się porównywać, jestem tylko ja sama! To, jak zmienił się mój styl pisania. Fakt, jak poprawiłam swoje zdjęcia. I nie powinnam czekać na potwierdzenie osób z zewnątrz, ważne, że dostrzegam to ja sama. To powinno być cholerną motywacją do dalszego działania i potwierdzeniem, że to co robimy, naprawdę ma sens. Dobro wraca, a praca i zaangażowanie to najlepsza inwestycja, jaką możemy sobie zafundować.
Talent jest ważny, ale dopiero w połączeniu z zaangażowaniem, ciężką pracą, odwagą, systematycznością i determinacją, przyniesie owoce.
SZKODA, ŻE NIE WSZYSCY BYLI ZAANGAŻOWANI W TRWAJĄCE WYDARZENIE. WIDZIAŁAM LUDZI ZAWIESZONYCH POMIĘDZY ŚWIATEM REALNYM I ONLINE.
To, co mocno mnie zasmuciło to fakt, że widziałam osoby, które nie były tam obecne. Nie chodzi mi o fizyczną obecność, a o bycie tu i teraz. Nie będę ukrywała, że sama używałam telefonu, relacjonowałam co nie co m.in. na moim Instastories. Jednak przeraził mnie fakt, że niektórzy, nawet na bardzo ciekawych wykładach, woleli siedzieć w telefonach, przeglądając swój Instagram, a także sprawdzać, czy ilość serduszek się zgadza (wiecie, z rzędu wyżej, czasami mimowolnie, widzimy doskonale, co robi osoba siedząca niżej). Oczywiście, że było to wydarzenie dla twórców internetowych i naturalny był fakt, że dookoła spotykało się ludzi, którzy robili zdjęcia, nagrywali, często korzystali z telefonów. Jednak są pewne granice, zgadzacie się ze mną? Nie widzę sensu w przyjeżdżaniu na wydarzenie, na którym i tak większość czasu spędzamy w sieci. Dało mi to bardzo do myślenia. Nie mam nic przeciwko zdjęciom na ściance i informowaniu swojego otoczenia, że na takim wydarzeniu jesteśmy. Jednak z samego szacunku do twórcy i wypowiadającej się osoby, której wypowiedzi akurat słuchamy, warto odłożyć telefon, choć na chwilę.
MIMO ŻE NIE NAWIĄZAŁAM WIELU ZNAJOMOŚCI, NAWET GARSTKA OSÓB, JAKIE MIAŁAM OKAZJĘ POZNAĆ SPRAWIŁA, ŻE CZUŁAM SIĘ ZDECYDOWANIE LEPIEJ!
Dało się zauważyć, że na takiej konferencji jest mnóstwo osób, które doskonale się znają. Miałam momenty, kiedy siedziałam na leżaku w samotności i tylko przyglądałam się temu, co dzieje się dookoła. Jednak wiesz co? Nie mam z tym żadnego problemu, a takie chwile były mi nawet potrzebne. Wiem, że sporo osób ma podobne obawy i boi się, że takie duże spotkania dla twórców spędzą w samotności. Nie ma się czego obawiać! Uśmiechajcie się, próbujcie wyciskać z takich spotkań jak najwięcej, nawet jeśli spędzicie je w pojedynkę. Nikt nie będzie Was z tego rozliczał!
I JUŻ TAK NA SAM KONIEC…
Każda osoba, która próbuje swoich sił w internecie, zawsze, ale to zawsze musi pamiętać o tym, jak ogromny wpływ może mieć na swojego odbiorcę, a nawet innego twórcę. Szczególnie warto pamiętać o młodszym pokoleniu, które dopiero wchodzi w dorosłość, a przecież tak często utożsamia się z blogerami, youtuberami, właścicielami popularnych kont na Instagramie itp. Bierzmy za to odpowiedzialność! Ja biorę, a Ty? Dlatego zawsze staram się działać i tworzyć zgodnie ze swoimi zasadami oraz być spójna w tym, co robię.
CO MYŚLISZ O TAKICH SPOTKANIACH? A MOŻE TEŻ JESTEŚ TWÓRCĄ I BRAŁEŚ/BRAŁAŚ UDZIAŁ W TEGOROCZNYM SEEBLOGGERS LUB INNEJ TEGO TYPU KONFERENCJI?
Nie wiem, co będzie za rok, ale nie żałuję, że w tym roku zaliczyłam SeeBloggers. Warto wychodzić do ludzi, którzy mają podobne pasje, pomysł na życie i zainteresowania, szczególnie jeśli brakuje nam zrozumienia w najbliższym otoczeniu.
MAM NADZIEJĘ, ŻE MOJA RELACJA ZAINSPIRUJE I CIEBIE.
Sama chętnie wrócę do tego podsumowania w gorszych chwilach, a może przed przyszłoroczną edycją SeeBloggers?
Znajdziesz mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. Szczególnie polecam Ci zajrzeć na moje Instastories, gdzie dzielę się urywkami z mojej codzienności. Wpadaj i bądźmy w kontakcie, ściskam!