Styczeń za nami, jak tam Wasze postanowienia, cele i ich realizacja? No dobra… żartuję. Nie zaczynajmy tak poważnie! Dziś zasypuję Was styczniowymi wspomnieniami, zdjęciami i opowieściami o tym, co się działo przez te pierwsze dni 2018. Ciekawi? Chodźcie na małe podsumowanie!
STYCZEŃ ZACZĄŁ SIĘ DLA MNIE NAPRAWDĘ DOBRZE.
I wiecie dlaczego? Nie wzięłam na swoje barki zbyt wiele. Postanowiłam po prostu kontynuować to, co robiłam już wcześniej. Nie brakowało mi siły, inspiracji i chęci do działania. Jasne, że pojawiały się momenty zwątpienia, zawahania, ale taki początek roku mogłam sobie tylko wymarzyć! Codziennie kładłam się do łózka z poczuciem wdzięczności, problemy ze snem zdecydowanie odpuściły, a ciało i dusza… jakby zwolniły.
Moim największym postanowieniem na 2018 było… więcej wychodzić z domu, jakkolwiek głupio to brzmi. Wiecie… nie chodzi mi o wychodzenie do pracy czy po zakupy, a kreatywną pracę poza domem. Obecnie pracuję na część etatu w kawiarni, często mam króciutkie, dwugodzinne zmiany, przez co zapominam, że fajnie chodzić w pidżamie nieco dłużej, ale nie codziennie i do 15… Dlatego wzięłam tyłek w kroki i regularnie zaczęłam wychodzić do miejscowej biblioteki, która jest genialna! Cudowny widok, wygodne krzesła, inspirujące otoczenie, mnóstwo książek, mogłabym tutaj zamieszkać! Aż grzech nie korzystać z takiej możliwości. Swoją drogą, właśnie sobie tutaj siedzę, spoglądam za okno, podziwiam piękny port i czerwone, norweskie domki. Do biblioteki zaglądała też moja przyjaciółka, z którą urządziłyśmy sobie raz kreatywne spotkanie.
W styczniu znalazłam również czas na kawę ze znajomymi, a także tę w samotności. Kocham kawę za jej socjalny pierwiastek. Tak naprawdę, mogłabym jej nie pić w ogóle, ale ma ona dla mnie szczególną wartość, właśnie związaną ze spotkaniami. Na dwóch zdjęciach poniżej widzicie mój ukochany widok na Bodø z 17. piętra! Tam właśnie mieści się hotelowa restauracja, do której można wyskoczyć również i na kawkę. Zawsze zabieram tam moich gości, a ja, mimo że widziałam ten widok chyba ze sto razy, nadal się nim zachwycam.
Poniżej zdjęcia z biblioteki i widok zza okna . Pięknie, co?
A sweterek, który mam na zdjęciu wyżej, wypatrzyłam na wyprzedaży za…75 NOK, czyli jakieś 30-40 zł! Lubię norweskie wyprzedaże. Mam już kilka rzeczy w swojej szafie, za które zapłaciłam grosze, a służą mi do dziś i często dostaję pytania, gdzie i za ile daną rzecz kupiłam.
W STYCZNIU BYŁO TEŻ SPORO DOBREGO JEDZENIA!
Często mam tak, że gdy uprę się na jedno danie, męczę je dobre kilka tygodni… Tak miałam i w styczniu, z domowym curry! Jadłam je w przeróżnych odsłonach, z tofu, z batatem, z ciecierzycą, z ogórkiem konserwowym, ze słodką kukurydzą, ale zawsze, w towarzystwie dużej ilości warzyw, imbiru, mleka kokosowego, soku z cytryny i przypraw! Wiecie, że przez tą zimę nie byłam ani razu przeziębiona? Myślę, że duża w tym zasługa właśnie imbiru i rozgrzewających przypraw, które staram się jeść regularnie.
Razem z Mateuszem obiecaliśmy sobie, że chociaż raz w tygodniu, zjemy wspólnie przyrządzone, wegańskie śniadanie. Wychodziło nam to różnie, ale raz przebiłam samą siebie, zrobiłam gryczane pancakes, które były wyjątkowo puszyste, mięciutkie, po prostu najlepsze! To jest moje śniadanie awaryjne, które wychodzi zawsze. Namoczona przez noc kasza gryczana biała ma cudowne właściwości i można z niej zrobić nawet naleśniki, próbowaliście?
Zrobiłam również genialne, wegańskie i bezglutenowe burgery, na które przepis pojawi się niedługo na blogu. Zabrałam je ze sobą w podróż, co zobaczycie niżej, na zdjęciach.
RZADKO JEM NA MIEŚCIE, SZCZEGÓLNIE TUTAJ, W BODØ.
W większych, norweskich miastach, jest zdecydowanie więcej wegańskich opcji. W Bodø bywa z tym różnie. Mam wrażenie, że Norwegowie, szczególnie Ci z północy, lubią tkwić w swoich przyzwyczajeniach i często wybierają to, co znane, zamiast odkrywać nowości. Ale, ale! Ostatnio na sklepowych półkach pojawia się coraz więcej wegańskich produktów i naprawdę mam w czym wybierać! Moda? Niech będzie, ja się z niej bardzo cieszę! Fajnie, że nawet w niewielkim kiosku, człowiek może kupić batonika z dobrym składem i świeże smoothie! Lubię mieć wybór.
UDAŁO MI SIĘ TEŻ, ZUPEŁNIE SPONTANICZNIE, WYSKOCZYĆ NA STOK!
Pojechałam razem z moją przyjaciółką i jej tatą. Chyba nigdy nie jeździłam przy tak niskiej temperaturze… Było około -16ºC, a ja, naiwna ja, postanowiłam raz wjechać na stok z plecakiem i aparatem. Zdjęcia robiłam 5 minut i miałam dość! Jednak udało mi się złapać kilka pięknych kadrów. Wiem, że na zdjęciu wygląda to bardzo spokojnie, zimowo, a wręcz uroczo, ale uwierzcie mi, na szczycie, gdzie wiatr przeszywał do szpiku kości, człowiek marzył tylko o ciepłym termoforze i gorącym kakao. W pobliżu mojego miasta nie mamy dużych kompleksów do sportów zimowych, najczęściej są to stoki z wyciągiem orczykowym… Mam nadzieję, że w tym roku uda nam się pojechać do Szwecji i miejsca, które jest rajem dla miłośników deski i nart! Jednak czeka nas 5 godzin jazdy, więc taki wyjazd trzeba już porządnie zaplanować i pomyśleć o noclegu, co wiąże się z dodatkowymi kosztami.
W STYCZNIU ZUPEŁNIE NIEOCZEKIWANIE, WYLĄDOWAŁAM W POLSCE…
Wyjazd związany był z bólem zęba, który zaskoczył mnie w drugiej połowie miesiąca. Wizytę miałam zaplanowaną na końcówkę lutego, ale to nie mogło czekać… Przebukowanie biletów, załatwianie wolnego z pracy, szukanie zastępstwa i ból, ale ten związany z wydatkami.
Moje zęby nigdy nie były w dobrej kondycji. Sytuacja jeszcze bardziej pogorszyła się po ściągnięciu aparatu ortodontycznego, który nosiłam na przełomie podstawówki i gimnazjum. I z czystym sumieniem stwierdzam, że aparat to świetna sprawa, ale dla dorosłych, którzy wezmą odpowiedzialność za zęby. Ja, jako młodziutka dziewczyna, nie zawsze przykładałam się do szczególnego dbania o aparat i uzębienie… Czego teraz strasznie żałuję. Próchnica, sporo zębów do leczenia. Obecnie odzywają się zęby, które kiedyś nie zostały odpowiednio wyleczone. Wszystko zwaliło mi się na kupę, bo mam 3 zęby, które zakwalifikowane są do leczenia kanałowego. Tak, jednocześnie. Za mną już kilka godzin na fotelu dentystycznym, a jestem dopiero w połowie. To wszystko bardzo mnie podłamało. Jestem osobą, która uwielbia mieć wszystko zaplanowane. Jednak jak widać, nie wszystko się da… Oszczędności, które chciałam spożytkować na coś zupełnie innego, muszę przeznaczyć na leczenie zębów. Ale z drugiej strony… może powinnam się cieszyć, że takie oszczędności w ogóle mam?
W Norwegii dentysta nie jest zaliczany do państwowej opieki zdrowotnej, funkcjonuje prywatnie. Przez to jest tak bardzo drogi. Jedynym plusem jest to, że do 18 roku życia jest on darmowy. Raz byłam zmuszona wyleczyć tutaj zęba, również kanałowo. Za dwie wizyty, ze zniżką studencką -20%, zapłaciłam ponad 4000 NOK.
A ZANIM TAM WYLĄDOWAŁAM, PRZEŻYŁAM NAJGORSZE TURBULENCJE W ŻYCIU.
Kiedy wylatywałam z Norwegii, w Bodø był straszny sztorm. Zastanawiałam się, czy ja w ogóle polecę. Jednak wiem, że piloci, bardzo często pracują w takich warunkach. Wiatr w naszym mieście to nie jest coś nadzwyczajnego. Mimo że samolot wyruszył bez opóźnień, ja dziękowałam sobie samej, że nie zjadłam śniadania przed lotem… Wzbijanie się na odpowiednią wysokość to był istny koszmar. Latać się nie boję, ale nogi same zamieniły się w watę, a ja zamknęłam oczy i próbowałam uspokoić oddech. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego. Aż nie mogłam uwierzyć, że inni zachowali taki spokój. Czułam się jak w filmie.
Udało się wylądować szczęśliwie, to jest najważniejsze! Z lotniska prosto do dentysty, a tam złe wieści… Mimo załamania, paru łez, które uroniłam w hotelu, rozmyślania nad całą sytuacją, postanowiłam, że się temu nie dam! To jest sytuacja, na którą nie mam wpływu, więc moja panika i lęk tylko wszystko pogorszą. I wiecie co? Na drugi dzień, po trzech bolesnych godzinach spędzonych na fotelu dentystycznym, postanowiłam, że wykorzystam ten dzień. Pojechałam do ukochanego Sopotu, spotkałam się z przyjaciółkami, zjadłam mnóstwo pysznego jedzenia. Starałam się wycisnąć z tego czasu tyle, ile tylko mogłam, odsunąć zmartwienia na bok.
Wiecie, że w Costa Coffee mają nową ofertę i pojawiło się mleko kokosowe? Na zdjęciu akurat latte z mlekiem sojowym, które też u nich uwielbiam! Samotna kawa po spacerze po sopockim molo brzmi idealnie, prawda?
Udało mi się również zajrzeć na ulicę Wajdeloty (Gdańsk Wrzeszcz), gdzie odwiedziłam kawiarnię Fukafe i knajpkę Avocado vegan bistro, do której mam ogromny sentyment. W Fukafe wegański serniczek, a w Avocado, standardowo, falafele! Fajnie wracać do miasta, gdzie mamy swoje ukochane miejscówki!
PO POWROCIE Z POLSKI NIE MOGŁAM WRÓCIĆ DO RZECZYWISTOŚCI.
Czułam się bardzo źle, szczególnie psychicznie. Postanowiłam sobie odpuścić, zrezygnowałam z publikowania w social mediach, ograniczyłam również zaglądanie tam. Nie pisałam na blogu, nie potrafiłam się do tego przełamać. Cieszę się, że mimo gorszej kondycji psychicznej, nie zrezygnowałam z jogi i innej aktywności, która gości u mnie całkiem regularnie. Tak, jak pierwsza połowa stycznia była przepełniona inspiracją, pomysłami, chęcią do działania, tak kolejne dwa tygodnie, dały mi nieźle w kość. Bardzo pomogło mi przeczytanie świetnej książki Pułapki Przyjemności, która przywiozłam ze sobą z Polski.
Styczeń to już trzeci miesiąc, w którym kontynuowałam psychoterapię online. Zdecydowałam się na nią zupełnie świadomie i to nie dlatego, że odczułam jakieś znaczne pogorszenie nastroju albo niemoc w radzeniu sobie z tym, co mnie spotyka. To była świadoma decyzja, z której jestem bardzo dumna. Cieszę się, że wróciłam do psychoterapii i dla tych, którzy nie wiedzą, czy to dla nich i czy w ogóle jej potrzebują, niech będę żywym dowodem na to, że nie, nie trzeba być w sytuacji krytycznej, by się na nią zdecydować.
STYCZEŃ PRZYNIÓSŁ MI SPORO EMOCJI!
Jednak cieszę się, że potrafiłam sobie odpuścić. Było mi ciężko, gdzieś z tyłu głowy pojawiały się wyrzuty sumienia, ale z drugiej strony, byłam z siebie dumna. Dobrze żyć bardziej i bardziej w zgodzie z samym sobą.
Z wypiekami na twarzy czytałam wyniki ankiety, które od Was dostałam. Nie wypełniło jej dużo osób, ale nawet te kilkadziesiąt odpowiedzi daje mi obraz tego, jak oceniacie to miejsce. I wiecie co? Cieszę się z każdej uwagi, komplementu, sugestii. Dziękuję wszystkim, którzy znaleźli czas, by ją wypełnić. Przekazaliście mi mnóstwo cennych rad!
AUTENTYCZNY, CIEPŁY, INSPIRUJĄCY, PRAWDZIWY, CO TO ZA SŁOWA?
To słowa, którymi najczęściej opisaliście mój blog w ankiecie! Wow, dziękuję! Właśnie tak chcę być odbierana i chyba trochę mi się udaję. A wiecie jaką odpowiedź wzięłam sobie do serca najbardziej? Że mój blog to nie fabryka, by oceniać częstotliwość pojawiania się wpisów! Tacy czytelnicy to skarb, dziękuję Wam. I powiem szczerze, że odkąd pozbyłam się presji, że muszę publikować minimum dwa razy w tygodniu, jest mi jakoś tak lżej. Chciałabym tworzyć jak najczęściej, ale czy o to chodzi? Nie! Chodzi o szczerość, prawdziwe wpisy, które powstaną z radością, pasją, a przy okazji, mogę nią zarazić i Was. Zamiast obiecywać, chcę po prostu działać na tyle, na ile będę w stanie.
POD KONIEC STYCZNIA ZROBIŁAM RÓWNIEŻ SESJĘ ZDJĘCIOWĄPRZYSZŁYM RODZICOM!
Poniżej wrzucam Wam parę kadrów, a po więcej odsyłam do zakładki photography, gdzie udostępniłam tę historię w pełnej okazałości. To była moja pierwsza, oficjalna sesja robiona dla kogoś. Żebyście widzieli mnie w momencie wysyłania zdjęć i oczekiwania na feedback. Nawet nie chcę pisać, w jakim byłam stanie, moje przejęcie sięgało zenitu! Jeszcze tyle nauki przede mną, jestem świadoma wszystkich błędów, jakie popełniam, ale… czy to powinno mnie hamować? Nie! Przecież każdy musi przejść swoją drogę…
A NA KONIEC PODSUMOWANIE W PIGUŁCE I PARĘ INSPIRACJI!
MYŚL MIESIĄCA
Nie wszystko da się w życiu zaplanować, nie nad wszystkim mamy kontrolę. Najważniejsze jest to, jak na daną sytuację zareagujemy, co z nią zrobimy, jak pokierujemy nasze emocje. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, po prostu.
NAJGORSZY MOMENT MIESIĄCA
Chwila, w której nie mogłam skontaktować się z moją mamą. Nikt nie mógł. Mój tata, który jest daleko, mój brat, który mieszka na drugim końcu Polski i ja, z Norwegii. Okazało się, że operator dezaktywował mamie telefon na dwa dni, bo zmieniała sieć na inną. Tylko nikt o tym nie wiedział, a mózg zaczął pisać różne historie. W takich momentach dobrze mieć kontakt do sąsiadów, którzy są życzliwi i sprawdzą, co się dzieje. Mamo, najadłam się strachu, ale chociaż wiesz, jak bardzo się o Ciebie martwimy (mama to moja wierna czytelniczka)!
ODKRYCIE MIESIĄCA
Tę platformę znam od dawna, ale to w styczniu ponownie wykupiłam do niej dostęp. Skillshare, platforma, na której znajdziemy mnóstwo tutoriali i kursów w formie video! Obecnie dostęp można wykupić za symboliczną kwotę, ja zapłaciłam 8 NOK i przed upływem trzech miesięcy możemy zrezygnować, jeśli nie chcemy płacić pełnej kwoty za członkostwo. Zaglądam na nią głównie ze względu na fotografię i naukę Lightrooma. Polecam zalogować się już teraz, by skorzystać z tej świetnej promocji!
DANIE MIESIĄCA
Zdecydowanie kanapki z moimi domowymi burgerami (przepis wkrótce)! Wylądowało w nich jeszcze smażone tofu, szpinak, przecier pomidorowy, masło orzechowe i ogórki konserwowe. Mniam!
ZMIANA MIESIĄCA
Praca nad tym, by nie dopisywać sobie w głowie zbyt wielu historii. Tego, co ktoś o mnie myśli. Parę sytuacji ze stycznia pokazało mi, jak bardzo zniekształcam, a wręcz wypaczam obraz samej siebie w oczach innych osób… Zdecydowanie to zmieniam, choć ta zmiana będzie kosztowała mnie jeszcze sporo pracy!
INSPIRACJA MIESIĄCA
Nowy numer norweskiego czasopisma Infinitum, o którym wspominałam we wpisie o nauce języka norweskiego. Jeśli mieszkacie w Norwegii, koniecznie kiedyś kupcie! Szczególnie jeśli tematy środowiska są Wam nieco bliższe.
SERIAL MIESIĄCA
Znów coś dla mieszkańców Norwegii, komediowy serial Side om Side, na którym nie raz płakałam ze śmiechu. Humor czasami infantylny, ale mnie to naprawdę bawi! Czy rozumiem wszystko w 100%? Pewnie, że nie!
KSIĄŻKA MIESIĄCA
Zdecydowanie książka Roberta Rutkowskiego Pułapki Przyjemności, którą uważam, że powinien przeczytać każdy! Po prostu każdy!
AKTYWNOŚĆ MIESIĄCA
Świetny, darmowy i domowy trening od Fitness Blender. Nieco ponad pół godziny, a w tym czasie uwzględniona jest również rozgrzewka i porządne rozciąganie. Wzmocnienie przeplatane z kardio. Fajny, domowy trening, do którego wróciłam dwa razy.
PIOSENKA MIESIĄCA
Ojj, było ich dużo! W styczniu wracałam do kawałków starszych, a był to pop, rap, jazz, cięższe i leciutkie brzmienia. Wybrać jedną piosenkę? Ciężko, ale niech będzie Zeus, który towarzyszył mi naprawdę często.
ŚMIESZNA SYTUACJA W STYCZNIU
Byłam w Bioway w Polsce, to taka wegetariańsko-wegańska knajpka, którą znajdziemy np. przy PKP we Wrzeszczu. Wpadłam tam przed zamknięciem. Wegański został im jedynie bigos z ziemniaczkami i hummus. Więc kupiłam. Najpierw zjadłam bigos, a później zajadałam się pieczonymi ziemniaczkami maczanymi w hummusie. Od początku widziałam, że chłopak, który siedzi niedaleko, jest wpatrzony we mnie jak w obrazek. Czułam się bardzo dziwnie, ale byłam tak głodna, więc sytuację przemilczałam i skupiłam się na jedzeniu. Widzę, że skończył i oczywiście podchodzi do mnie…
– Przepraszam, a co Pani miała w tej miseczce?
– Yyyy, bigos. Bigos z ziemniaczkami.
– Ale jak to, jadłaś bigos z hummusem?
– (Nie wiem czemu, w ogóle zaczęłam się tłumaczyć) Taak, bo tylko to wegańskiego mieli.
– Jakiego?
– Wegańskiego.
– Aaaaaa…. no ja skusiłem się dziś na buritto.
Poszedł. Koniec rozmowy. Czy ja już nawet nie mogę w spokoju zjeść bigosu z hummusem?!
JAK TWÓJ STYCZEŃ?
Daj znać, czy początek nowego roku był dla Ciebie dobry. I powiedz, tak zupełnie szczerze, podoba Ci się taka forma? Wracać do podsumowań miesiąca regularnie? To taki mały eksperyment. Chcę nieco ograniczyć social media i, a w zamian, chciałabym opowiadać nieco więcej właśnie w tym podsumowaniu. Czekam na Twoje zdanie! Zawsze postaram się podrzucić różne inspiracje, by wpis był wartościowy również i dla Was.