Na moim blogu brakuje wpisów bardziej… osobistych, a myślę, że taka forma jest świetnym sposobem na to, żeby opowiedzieć Wam o tym, co obecnie robię, jak mija moja codzienność, co najczęściej ląduję na moim talerzu, jakie mam obowiązki, co trenuję czy z jakimi trudnościami się zmagam. Przeczytajcie moją kartkę z pamiętnika, zapraszam Was na pierwszy wpis z cyklu: Moja codzienność.
Długo zastanawiałam się ad tym (i dalej to robię), gdzie postawić linię, której nie chcę przekraczać, jeśli chodzi o moją prywatność na blogu i w social mediach. Pisząc teksty, w dużej mierze wybierałam ogólne porównania, czasami coś odniosłam do siebie, do swojego życia, nieraz coś Wam polecam, czymś się z Wami dzielę, ale wciąż czuję dziwny niedosyt. Mam wrażenie, że nie do końca mnie znacie, taką zwykłą Klaudię, której życie ma wiele wzlotów i upadków, jak każdego z nas, która zmaga się z problemami dnia codziennego, która bywa przemęczona i niepewna swojej przyszłości, która jednak cieszy się z małych rzeczy.
Dlatego ruszam z nową serią! Raz w miesiącu postaram się opowiedzieć Wam o tym, co aktualnie się u mnie dzieje. O małych sprawach, o zdrowiu, treningach, diecie, problemach, samopoczuciu, o tym, co akurat zabiera najwięcej mojego czasu.
Co u mnie?
Nieustannie czuję, że czas jakby przyśpieszył. Naprawdę, kompletnie nie wiem, kiedy minęła połowa października, nie wspominając już o wrześniu. W tym roku jesień w Bodø naprawdę nas rozpieszcza! Od kilku dni jest przepiękna pogoda i choć czuć już mroźne powietrze, słońce nieustannie gości na niebie. Ale wiecie co? Kompletnie nie mam, kiedy nacieszyć się tą cudowną pogodą. Razem z Mateuszem obiecaliśmy sobie, że w tym tygodniu, choć na chwilę wyrwiemy się za miasto, mam nadzieję, że zdążymy przed deszczem!
Jestem strasznym zmarzlakiem, ale wiecie co? Norwegia mocno mnie zahartowała! Mam wrażenie, że stałam się bardziej odporna na chłód i mroźne powietrze mi niestraszne. Jasne… ciekawa jestem swojej reakcji, kiedy spadnie pierwszy śnieg i zacznie się prawdziwa, norweska zawierucha!
Jak wiecie, nadal dorabiam jako kelnerka. Ostatnio restauracja, w której pracuję, jest niesamowicie oblegana. Od tygodnia mamy nowe Menu, a ludzie chyba zaczynają czuć zbliżające się święta. Na stałe w menu zagościła nawet wegańska rolka sushi! Cieszę się, że roślinożercy są u nas mile widziani, bo czasami do nas zaglądają. Powiem Wam, że bycie na diecie roślinnej wcale nie jest problematyczne, jeśli chodzi o wyjścia do restauracji! Wszędzie znajdę coś dla siebie, chociażby najprostsze pieczone ziemniaki z dodatkiem surówki.
Najczęściej pracuję 3 razy w tygodniu, oczywiście piątek i sobota obowiązkowo. Jest ciężko i mimo że naprawdę lubię ludzi, z którymi pracuję, czasami mam już dość, choć staram się nie narzekać, bo wiem, że to stan przejściowy, a za coś żyć trzeba, szczególnie w Norwegii! Wieczorne zmiany dają mi mocno w kość, a ja już dawno przekonałam się, że taki tryb pracy nie jest dla mnie. Niewyspanie i przemęczenie odbija się na moim samopoczuciu jeszcze dobre dwa dni. Podziwiam osoby, które pracują tak cały tydzień, ale wiem, że prędzej czy później, wpływa to negatywnie na zdrowie! Praca w gastronomii to naprawdę ciężki kawałek chleba. A może ja to po prostu wyolbrzymiam?
W Bodø złota jesień pełną parą! Mimo że powietrze jest już mroźne, moje serce się raduje, kiedy kolejny dzień mamy słońce!
Studia
Jak wspomniałam już na blogu, od sierpnia jestem studentką na norweskim uniwersytecie. Zaczęłam dwa kierunki jednocześnie, magisterkę z Social Work ze specjalizacją International Northern Developmnet, na którą dostałam się trochę przypadkiem i roczne studia Norwegian Language and Society, które dają spore możliwości. Jakieś dwa tygodnie temu, podjęłam decyzję o rezygnacji ze studiów magisterskich, które kompletnie mnie nie interesowały. Do tego dochodzi obligatoryjna wymiana do zachodniej Kanady, na którą musiałabym jechać na własny koszt w następnym roku. Męska decyzja podjęta, a ja postanowiłam nie łapać dwóch srok za ogon, a skupić się na języku, który jest teraz dla mnie najważniejszy. Jeśli ostateczny egzamin zdam na A lub B, mam szansę aplikować na studia w języku norweskim, więc to jest naprawdę świetne rozwiązanie. Niestety przytłacza mnie myśl, że w rok języka się nie nauczę i czekają mnie jeszcze lata ciężkiej pracy. Jednak nie martwię się niczym na zapas, a jak się nie uda za pierwszy razem, trudno! Do trzydziestki się ogarnę, prawda?
Tak jak napisałam, staram się uczyć codziennie, chociaż te pół godzinki. Mam nadzieję, że metoda małych kroków i systematyczność zaprocentują, bo pod koniec listopada mam już pierwszy egzamin! Oprócz egzaminu z języka, zarówno pisemnego i ustnego, czeka mnie również egzamin z polityki i wiedzy o Norwegii.
Widok z 17 piętra na panoramę miasta. Mimo że widziałam go już wiele razy, chyba nigdy mi się nie znudzi!
Małe rzeczy
W zeszłym tygodniu cieszyłam się jak dziecko, bo wreszcie sprawiłam sobie moje wymarzone biurko! Wpadnijcie niedługo na Instagram albo Facebook, na pewno pochwalę się nowym miejscem pracy! Długo się nad tym zakupem zastanawiałam, kalkulowałam za i przeciw. Nieustannie siedzi nam w głowie przeprowadzka do innego miasta (nie teraz, ale za jakiś czas na pewno), a kupno nowych mebli tego nie ułatwia. Jednak Mateusz tłumaczy mi, że trzeba żyć, tu i teraz! Jeśli od dawno marzyłam o własnym biurku, naprawdę mogę je kupić! Odkładanie wszystkiego na lepsze czasy, naprawdę nie ma większego sensu. Do tego udało mi się trafić na fajną przecenę i kupiłam swoje perełki za rozsądne pieniądze! Dla zainteresowanych wszystko znalazłam w Jysku.
W wolnych chwilach oglądamy z Mateuszem świetny serial! Słyszeliście o How to Get Away with Murder? Jeśli nie, naprawdę polecam! Więcej o nim napiszę w kolejnych ulubieńcach miesiąca.
Co obecnie czytam? Powoli, dozując sobie partiami książkę Joasi „Slow fashion. Modowa rewolucja.”
Ostatnio pozbyłam się z mojego telefonu aplikacji Facebook. Czuję, że social media działają na mnie zbyt często depresyjnie i destrukcyjnie. Zamiast działać, często łapie się na rozmyślaniu, gdzie są inni, a gdzie DOPIERO jestem ja. Koniec, kropka, wystarczy! Nie chcę tak, a odkąd na Facebooka wchodzę 1-2 razy dziennie, czuję się o niebo lepiej!
Co ćwiczę?
Ciężka praca, nawet te 3 razy w tygodniu sprawia, że często cały tydzień jestem nieco przemęczona. Jednak ostatnio mam swój schemat treningowy, a co konkretnie robię? Dwa razy w tygodniu jestem na siłowni po to, by zrobić trening siłowy. Jednego dnia są to górne partie mięśniowe (miks plecy, barki, triceps, biceps, klatka), a drugiego nogi. Do tego staram się chodzić raz w tygodniu na trening aerobowy i saunę, czasami częściej. U mnie wygląda to tak, że robię półgodzinny spacer na bieżni z dużym gradientem (około 11-12%) i prędkością, która pozwala na szybki marsz ( około 6,5%). Oprócz tego raz w tygodniu próbuję zrobić trening z Ewą Chodkowską lub inny tzw. dywanowy, a także pamiętam o strechingu po każdej aktywności i jodze, najczęściej w dni pracujące. Staram się nie zrażać tym, że nie wyglądam idealnie, a treningi traktować w kategorii dbania o swoje zdrowie i lepszą przyszłość. Jeśli czuję, że mój organizm krzyczy: Daj mi odpocząć, odpuszczam. Pamiętam okres w moim życiu, kiedy treningi były dla mnie wręcz obsesją. Co z tego, że miałam wymarzoną sylwetkę, skoro kompletnie nie umiałam się nią cieszyć. Nie wspominając o aktywności fizycznej, która nie raz była jedną, wielką męczarnią. Jeśli czujesz, że zaczynasz robić coś wbrew sobie, zastanów się nad tym! Pamiętaj, że najważniejsze jest Twoje zdrowie, nikt nie jest idealny!
Co jem?
Ostatnio mojej kuchni rządzi prostota. Wciąż unikam glutenu, a wegański styl odżywiania wszedł mi na stałe do krwiobiegu. To naprawdę nic trudnego! Dziś na obiad zaserwowałam sobie surówkę z marchewki, z dodatkiem prażonych pestek słonecznika, kaszę jaglaną ugotowaną z kurkumą i ciecierzycę w wersji dla leniwej Klaudii, czyli tą z puszki. Jednak zawsze porządnie ją płuczę, żeby pozbyć się soli, która jest w zalewie. Moim obecnym celem dietetycznym jest przestać podjadać i przyhamować delikatnie swój apetyt. Mam wrażenie, że czasami potrafię zjeść więcej niż Mateusz! Czy któraś z Was też tak ma? 🙂 Rano wprowadziłam nawyk wypijania słoika ciepłej wody na czczo. Polecam każdemu! Mimo że staram się jeść mało przetworzone rzeczy, czasami pozwalam sobie na jakieś wegańskie, sklepowe lody czy czekoladę. Na czekoladę nawet za często. Jednak teraz chcę jeszcze bardziej odkurzyć swoją dietę. Dlaczego? O tym za chwilę.
Nie liczę kalorii, ale wciąż próbuję dojść do ładu ze swoim układem pokarmowym, który czasami nawet po dużym posiłku, potrafi upominać się o więcej jedzenia. Myślę, że ten problem, w dużej mierze, uzależniony jest od stresu. Wiem, że kiedy się denerwuję, nawet tak podświadomie, zaczynam czuć niepohamowaną ochotę na jedzenie.
Staram się słuchać swojego organizmu i dać sobie na wszystko czas!
Jak się czuję i co z moim zdrówkiem?
Już trzy miesiące nie kontrolowałam swojej tarczycy. Zrobię to przy kolejnej wizycie w Polsce, czyli przed świętami. Ostatnie wyniki były dobre, ale wciąż biorę wysoką dawkę leku. Życie z Hashimoto i niedoczynnością tarczycy może być całkiem normalne! Jednak nauczyłam się nie zrzucać wszystkiego na chorobę. Szczerze, to wciąż zapominam, że jestem chora, ale nie dlatego, że czuję się idealnie, ale przez to, że zaakceptowałam pewne sprawy i wiem, że i tak robię co w mojej mocy, aby choroba się nie rozwijała, choć tarczycę mam w średnim stanie (ostatnie usg wykazało, że tarczyca nieustanie się niszczy, na tym właśnie polega autoimmunologiczne zapalenie tego organu). Dbam o siebie, nie jem śmieci, jestem dosyć aktywna fizycznie, nie palę, alkohol piję niesamowicie rzadko, prawie w ogóle… Największym problemem jest dla mnie stres, któremu często łatwo się poddaję, a to on ma na mnie najbardziej destrukcyjny wpływ! Do tego dochodzą wciąż nieregularne miesiączki. Jeszcze dwa miesiące temu, wszystko było pięknie! Jednak ponownie się rozregulowałam. Mam nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normy i jestem w dobrej myśli!
Co więcej? Ostatnio zaobserwowałam pogorszenie się mojej cery. Nigdy nie była idealna, ale zdarzały się okresy, kiedy nie pojawiały się żadne zmiany… Od jakiegoś czasu kompletnie nie chce ze mną współpracować! Nie wiem, czy to kwestia kosmetyków, hormonów, czegoś w diecie, a może wody. Postaram się pokombinować trochę w swojej kosmetyczce i zacznę używać innych produktów, mam nadzieję, że to wystarczy. Do tego odstawiam na jakiś czas czekoladę, kawę i soję. Mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu dłużej niż kilka dni, bo chcę zobaczyć, czy te małe zmiany przyniosą jakiekolwiek efekty.
Tęsknię już za Polską i cieszę się na święta, które coraz bliżej. Czekam na zielone światło od mojej szefowej i może uda mi się polecieć do Polski kilka dni przed świętami! Brakuje mi bliskich, przyjaciół, znajomych i czasami świadomość, że nie mogę jechać na niedzielny obiad do babci, która jest ponad 3000 km ode mnie, nieco mnie przytłacza. Jednak jestem wdzięczna za to, że w niedzielę mogłam zobaczyć ich wszystkich na Skype! Wiem, że mnie wspierają i mi kibicują, niezależnie jaką decyzję podejmę! A mój pokój w domu rodzinnym będzie czekał na mnie zawsze.
Jesienny nastrój, ciepłe słońce i cudowny widok. Uwielbiam spacery w taką pogodę, a Wy?
Wszystkie zdjęcia, które macie okazję tu zobaczyć, zrobiłam w ostatnią niedzielę. Wybraliśmy się z Mateuszem na spacer i kawę w jednym z najbardziej klimatycznych miejsc w Bodø, do restauracji na 17 piętrze.
Już na sam koniec chcę Wam powiedzieć, że życie jest naprawdę proste! Mocniej i mocniej uświadamiam sobie, że to my sami nieustannie wszystko sobie komplikujemy. Nie ma się czego bać, serio! Wierzę, że jesteśmy kowalami swojego losu, ale wszystkiego przewidzieć się nie da! Dlatego płyń, płyń z falą i zobaczysz, że wszystko się ułoży!
Mogłabym pisać, pisać, pisać… Bo odtworzenie tego, jak mija nasza codzienność i wciśnięcie wszystkiego w krótki, ciekawy tekst, jest wręcz niemożliwe! Dlatego koniec mojej gadaniny, resztę nadrobię w kolejnej odsłonie mojej codzienności!
Tak, a teraz Twoja kolej. Co u Ciebie? Jak mija Twoja codzienność? Jak Twoje samopoczucie, polubiłeś się już z jesienią? Mam nadzieję, że rękawiczki i ciepła czapka już wyciągnięte z szafy.
Daj znać w komentarzu, czy podoba Ci się taka forma wpisów! Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii. A może mamy ze sobą coś wspólnego?