Jesteśmy odpowiedzialni. Za każde zdanie, zdjęcie, post. Wszystko, co umieszczamy w sieci i wszystko, co może mieć wpływ na naszego odbiorcę, czytelnika, obserwatora. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy jak duży. Fajnie inspirować i motywować innych, ale czy na pewno nasze treści dają taki rezultat?
CO NAS MOTYWUJE, A CO JEST ZUPEŁNIE ODWROTNE W SKUTKACH?
Social media, blogi, YouTube to kopalnia wiedzy, inspiracji, ale z drugiej strony… miejsca, z których często wychodzimy przytłoczeni, podłamani i przekonani o swojej niższości. Od dawna powtarzam, że internet może być bardzo pomocny, a jednocześnie, niesamowicie toksyczny. Jestem blogerką i cieszę się, że zrozumiałam, jak ogromny wpływ mam na mojego odbiorcę. Nie jestem w stanie zapanować nad tym, jak zostanie odebrana treść, którą przekazuję, zdjęcia, którymi się dzielę. Dlatego staram się robić wszystko, by nikogo nie przytłoczyć. Nie chcę doprowadzać do tego, by osoby, które mnie czytają, poczuły się gorsze. Przemyślenia na ten temat od dawna kiełkowały w mojej głowie, ale do końca nie wiedziałam, jak powinnam ubrać je w słowa. Kilka dni temu, w moje ręce trafiła książka napisana przez jedną z norweskich blogerek, Kristin Gjelsvik. Tytuł tej książki to #branok, co można przetłumaczyć, jako wystarczający/wystarczająca, wystarczająco dobry/dobra itp. Książka, która powstała po to, by powiedzieć głośne nie temu, w jakim kierunku zmierzają social media, blogi, czy YouTube w Norwegii.
NORWESKA BLOGOSFERA PRZEPEŁNIONA JEST DZIEWCZYNAMI, KTÓRE ZDOBYWAJĄ POPULARNOŚĆ DZIĘKI… CIAŁU.
Odkąd zaczęłam odkrywać norweską blogosferę, jeszcze bardziej doceniłam fakt, jak wielu wspaniałych twórców mamy w Polsce. Nie chcę stwierdzić, że w Norwegii takich osób nie ma, ale faktem jest, że fundament norweskiej blogosfery stanowią dziewczyny, które pokazują sporo ciała i szczerze opowiadają o swoich operacjach plastycznych. Mam ulubione, norweskie blogi, które nie zaliczają się do tych standardów, ale smuci mnie fakt, jak wiele jest blogerek, które zyskują popularność dzięki wyglądowi zewnętrznemu, najczęściej nie do końca naturalnemu… Zdziwieni? Ja też byłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że operacje plastyczne to naprawdę dobrze prosperujący biznes w Norwegii! Nie musiałam szukać daleko, by usłyszeć o tym od osoby z otoczenia. Młodziutka znajoma z pracy, która dopiero co miała kończyć 18 lat, od dawna odkładała pieniądze na operację… powiększenia piersi. To w Norwegii dzieje się naprawdę! Młode Norweżki zaczynają żyć w coraz to większych kompleksach, poczuciu, że nie są wystarczająco piękne oraz atrakcyjne. Dlatego muszę wspomóc naturę. Social media i blogi, które po brzegi wypełnione są zdjęciami młodych, znanych blogerek, śmiało pokazujących swoje atuty, nie do końca sprzyjają poprawie sytuacji, a wręcz tylko ją pogarszają.
DREWNIANE CHATKI, PIĘKNE WIDOKI, SKANDYNAWSKI STYL I NARTY. SZKODA, ŻE W RZECZYWISTOŚCI, NA WIELU NORWESKICH BLOGACH WCALE TEGO NIE ZNAJDUJEMY.
Książkę #branok pochłonęłam w dwa wieczory. Czytałam przecież o środowisku, w którym sama działam, dowiadując się przy okazji nieco więcej o kraju, w którym obecnie mieszkam. Czy to nie jest paradoks, że blogerka wydaje książkę, w której przekonuje o tym, że social media, vlogerzy i blogerzy w Norwegii, zmierzają w złym kierunku? Czy nie jest to strzał w kolano? Autorka otwarcie namawia do tego, by przestać obserwować tych, którzy sprawiają, że czujemy się gorzej. Według mnie jest to ogromna odwaga, szczerość i próba walki o to, by każda osoba uwierzyła, że jest wyjątkowa na swój sposób. Że naprawdę nie musi ślepo podążać za trendami, które widzi w internecie. Że jest piękna, że jej życie jest dobre, a to, co pokazuje świat online, nie zawsze ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Norweskie blogi zdecydowanie zwiększają kroppspress, czyli presję na wygląd zewnętrzny i ogółem wszystko, co związane z ciałem.
Książka kończy się listą, która powstała we współpracy różnych organizacji i psychiatrów w Norwegii. Poniżej przetłumaczyłam dla Was większość punktów, a wszystko zostało stworzone po to, by uświadomić osobom aktywnym w social mediach i na blogach, jak ogromny mogą mieć wpływ na samoocenę swoich odbiorców, szczególnie tych młodszych!
- Unikaj pisania, jak dużo ważysz, jakie masz BMI, ile kalorii dziennie przyjmujesz, o swoim obwodzie w talii itp. Pamiętaj, że czytają Cię również młode osoby, które bardzo mocno się z Tobą utożsamiają.
- Unikaj bycia zbyt pewnym siebie, kiedy piszesz o pozytywnych lub negatywnych stronach wybranego stylu życia, sposobu odżywiania. Pamiętaj, że wypowiadasz się na podstawie swoich doświadczeń i prawdopodobnie nie jesteś specjalistą w tej dziedzinie. To, co sprawdza się u Ciebie, niekoniecznie musi być dobre dla wszystkich!
- Programy do obróbki zdjęć są pomocne przy poprawie kolorów, naświetlenia zdjęcia itp. Jednak unikaj poprawiania wyglądu sylwetki, rozmiaru.
- Dziel się inspiracjami jedzeniowymi, treningowymi, ale zawsze podkreślaj, do kogo te treści kierujesz. Pamiętaj, że nie wszyscy biegają tak samo szybko, ważą tyle, co Ty i zawsze potrzebują zmiany tego samego… Pamiętaj, że nie masz kontroli nad osobami, które czytają to, co publikujesz w sieci! Tak samo, jak posiadasz grupę osób, które żywo i regularnie komentują Twoje treści, tak samo masz czytelników, którzy są młodsi i starsi, w dobrej formie, ale również z różnymi schorzeniami.
- Skupiaj się na pisaniu o radości z treningu, zamiast o tym, ile przebiegłeś, ile powtórzeń zrobiłeś. Pamiętaj, że nie musisz, za każdym razem informować, że trenowałeś, jeśli chcesz po prostu dzielić się inspiracją! Jeśli zamieszczasz post z konkretnymi ćwiczeniami, treningiem, zawsze napisz, dla kogo jest on właściwy, a dla kogo nie.
- Kiedy piszesz o jedzeniu, rób zdjęcia procesu przygotowywania posiłku, stołu, całego dania, ale niekoniecznie pokazuj wielkość porcji, jaką zjadłeś. Szczególnie jeśli jest ona naprawdę mała. Sprecyzuj, że np. zjadłeś sporo dokładek.
- Pisz śmiało o ubraniach, ale zdecydowanie unikaj pisania o swoim rozmiarze. Pamiętaj, że odbiorcy tak naprawdę Cię nie znają i nie widzieli Cię w rzeczywistości, a chcą tylko wiedzieć, czy ich ciało jest takie, jak Twoje.
- Bądź świadomy całkowitej ilości zdjęć, którą dodajesz, a na których ciało jest zdecydowanie na pierwszym planie. Ciało w bikini wygląda naturalne na plaży, ale pomyśl o innych okolicznościach… Zawsze dodawaj realistyczne zdjęcia samego siebie!
- Kiedy skontaktuje się z Tobą osoba, która mówi, że jest chora, nie radzi sobie ze sobą, jest jej ciężko, pokieruj ją bezpośrednio do specjalisty!
Przypominam, że ta lista powstała przy współpracy lekarzy psychiatrów i organizacji związanych z tworzeniem treści i działalnością w internecie! Mnie zdecydowanie dała do myślenia.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Chyba nie umiem być blogerką. Czy zwykłe życie może być magiczne?
A JAK TO WYGLĄDA W POLSCE?
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Zastanawiam się, w jakim kierunku zmierzamy my, twórcy internetowi w Polsce. Jestem przekonana, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę wyrządza swoim odbiorcom. I tak, zgadza się, że niektóre osoby są po prostu mało odporne na treści, na które trafiają w sieci, a wręcz chłoną je jak gąbka. Czasami nie potrafimy podejść z dystansem do tego, co widzimy w sieci, na Instagramie, na blogach. Przecież powinniśmy mieć świadomość, że np. bloger to tylko człowiek i wielokrotnie, jego życie, nie różni się niczym od Twojego. Tak, ja to wiem, ale czy na pewno wie o tym każdy? Opowiadając Wam o Norwegii, dużo miejsca zajmowały sprawy związane z wyglądem zewnętrznym. Wiem, że w Polsce jest to również spory problem. Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, że w pięknym, wysportowanym ciele kobiety jest coś złego. Wręcz odwrotnie. Jest równie pięknie, jak ciało kobiety, która ma nieco więcej krągłości! Jednak… czy zdjęcie w lustrze, przy odpowiedniej pozie, kiedy zdecydowanie chcemy pokazać swoje atuty, ukrywając to, co ma każdy, czyli słabsze strony, jest w porządku? Co widzi odbiorca, który ma problem z samooceną? Zaczyna widzieć siebie… w jeszcze gorszym świetle. Czy takie zdjęcia mogą być motywacją? Dla mnie raczej nie. Przyznaję się szczerze, że już raz zrobiłam czystki na Instagramie, bo pewne, motywujące pozornie profile, potrafiły działać na mnie destrukcyjnie.
Czy problem pojawia się tylko, kiedy myślimy o wyglądzie zewnętrznym? Nie. Idealne wnętrza, rajskie podróże, piękne kawiarnie, idealne owsianki, perfekcyjne relacje… Oczywiście, że każdy sam decyduje, jakie ma życie. Zawsze można dążyć do zmian. Jednak… pragnę, żebyśmy my, twórcy internetowi, zdecydowanie częściej pokazywali nieco więcej prawdziwego życia. Życia, które potrafi dać w kość, ale może być również niesamowicie inspirujące. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem zmęczona. Nie umiem udawać, ale także męczę się tym udawaniem innych.
CUDOWNIE JEST INSPIROWAĆ INNYCH. JEDNAK NIECH TA INSPIRACJA BĘDZIE SZCZERA, A NIE PRZYTŁACZAJĄCA.
Inspirujmy siebie nawzajem, ale nie tylko tym, że mamy idealne życia, ale bardziej odwagą pokazywania siebie w pełnej okrasie. To jest właśnie piękno, to jest właśnie to, co każdego z nas wyróżnia. Kreujmy, motywujmy innych, ale niekoniecznie za pomocą półnagiego ciała czy przesadnie wystylizowanej codzienności. Wystarczy, że będziemy po prostu sobą.
To, że nie zawsze pokazuję Wam moje domowe treningi czy praktykę jogi, wcale nie oznacza, że rzuciłam to w kąt. To, że rzadziej pokazuję moje jedzenie wcale nie oznacza, że jem inaczej. To, że nieco mniej u mnie urywków z codzienności i nie zawsze mam ochotę wyciągać telefon, by uchwycić wszystko, co się u mnie dzieje nie oznacza, że przestałam mieć ciekawe życie. Chyba zrozumiałam, że lepiej po prostu robić, a nieco rzadziej o tym mówić. Może to nie do końca sprzyja blogowaniu i docieraniu do nowych osób. Pewnie tak.
I wiesz co? Nie bój przyznać się przed samym sobą, co Cię motywuje, a co raczej przytłacza. Jeśli są osoby, konta, blogi, które sprawiają, że czujesz się gorszy, przestań je obserwować i skup się na sobie, zamiast wciąż żyć tęsknotą za perfekcyjnym życiem kogoś z sieci. Życiem osoby, której tak naprawdę nie znasz. Tym bardziej ona Ciebie.
JAK ZAWSZE CZEKAM NA TWOJE PRZEMYŚLENIA.
Wiem, że czytają mnie zarówno twórcy, jak i osoby, które są jedynie obserwatorami. Ciekawa jestem, jak widzisz to Ty. Ja uważam, że gdy człowiek zaczyna czuć się czymś przytłoczony i przy okazji, spada poczucie jego własnej wartości, chyba logiczne jest, że należy zrezygnować z tego, co do takiego stanu nas doprowadza. Nawet, jeśli miałoby to być czytanie ulubionego bloga czy oglądanie youtuberki, która pozornie dawała nam mnóstwo energii.