Siedzę na balkonie u sąsiadów i chłonę. Chłonę słoneczny, przyjemnie rześki dzień, który przyniósł wreszcie trochę ciepła. To co, że od jutra deszcz. Nie myślę o jutrze, biorę to, co dostaję dziś. A dziś jest pięknie i jakby lżej.
MAJU, BYŁO Z TOBĄ RÓŻNIE.
Balkonowy wstęp pisałam 2 dni temu, ale nie mogłam się zebrać, by usiąść do komputera i dokończyć tekst. Zastanawiałam się, czy powinnam pisać to podsumowanie, bo mój maj do najlepszych nie należał. Wiecie, że bardzo lubię być prostolinijna i szczera we wszystkim, co tutaj robię, ale też nie mam zamiaru wprowadzać smutnej atmosfery, narzekając, jak mi ostatnio trudno i ciężko. W maju byłam naprawdę pozytywnie nastawiona do wszystkiego, co mnie spotyka. Pierwsza połowa miesiąca, mimo że było w niej dużo więcej pracy, minęła mi fajnie. Starałam się znaleźć czas dla siebie, odpuszczać i dokonywać wyborów tak, by stawiać siebie na pierwszym miejscu. Zdałam sobie sprawę, że nikt za mnie tego nie zrobi. Mimo że dużo się stresowałam, umiałam znaleźć tę równowagę, przynajmniej tak mi się wydawało. Miałam ochotę robić zdjęcia, ładnie się ubrać (takie banalne, ale u mnie ostatnio wcale nie oczywiste), wyjść do ludzi, dzielić się inspiracjami i wierzyć, że to, co robię, ma jakieś znaczenie. Było nieidealnie, ale stabilnie, szczególnie w mojej głowie. Przyczyniła się do tego również pogoda, w Bodø pojawiło się parę dni, kiedy czas na świeżym powietrzu był niesamowicie przyjemny. Wiecie, że gdy pierwszy raz usiadłam na słońcu, mając na sobie koszulkę z krótkim rękawem, w moich oczach pojawiły się łzy? Mimo że nie narzekam już na pogodę tak, jak kiedyś, bardzo mi smutno, że tutaj nie zaznałam jeszcze prawdziwej, ciepłej i zielonej wiosny. Wszystko jakby dopiero budzi się do życia, termometr zawiesił się gdzieś pomiędzy 9 a 13 stopniami. Zimno, ciągle mi zimno.
W POŁOWIE MAJA ZNIKNĘŁAM, TROCHĘ JAKBY ZAMKNĘŁAM SIĘ W SOBIE.
Nie publikowałam w social media, nie mogłam przełamać się, by cokolwiek napisać na blogu. Dlaczego? Mam tak zawsze, kiedy w życiu prywatnym i zawodowym do końca mi nie wychodzi. Nie umiem rozgraniczyć bloga i mojego życia. Przecież właśnie tutaj próbuję przekonywać Was, że hej, zwykłe życie to fajne życie. Gorzej tylko, kiedy sama przestaję w to wierzyć. Przestaję widzieć sens tych słów. Mój świat znów nieco wypadł mi z rąk i mimo że nadal trzymam go w rydzach, w głowie coraz więcej myśli, coraz więcej rachunków sumienia, coraz więcej decyzji do podjęcia. Pisałam już o tym na Instastories, ale internet to takie zdradliwe zwierzę. Człowiek może tu wykreować dowolny obraz, wizerunek samego siebie. Zdjęcia, które pokazuję Wam poniżej, to tylko niewielki pierwiastek tego, co się u mnie działo. To uwiecznione chwile, które były dla mnie miłe, kiedy wyglądałam korzystnie. Proszę, miejcie to na uwadze, kiedy czytacie i zaglądacie do każdego twórcy.
Od kilku dni mam się już dużo lepiej, ale te dwa, majowe tygodnie, najchętniej wymazałabym z pamięci. A może niepotrzebnie? Wiem, że podniosłam się silniejsza i bardziej świadoma tego, co chciałabym zmienić w życiu.
W MAJU PO RAZ KOLEJNY ZROZUMIAŁAM, ŻE NIE JESTEM NIEZNISZCZALNA, A NAJGORSZE, CO MOGĘ ROBIĆ, TO TŁUMIĆ W SOBIE EMOCJE.
Może to głupie, ale ja od nowa uczę się wyrażać swoje emocje, nazywać uczucia, mówić głośno o tym, co myślę, a nie siedzieć jak mysz pod miotłą. Norwegia sprawiła, że straciłam bardzo dużo pewności siebie, głównie przez barierę językową, ale też inną kulturę oraz otoczenie. Pewności siebie brakuje mi ostatnio również w odniesieniu do wyglądu… niestety. Staram się brać i przytulać siebie taką, jaką obecnie jestem, ale nadal ciężko mi spojrzeć na siebie w lustrze z czułością. Jest lepiej, zdecydowanie lepiej, ale jeszcze sporo pracy przede mną. Pomagają mi w tym takie małe rzeczy, jak np. taniec przed lustrem do ulubionej piosenki. Nikt nie patrzy, a ja sobie hulam w salonie albo w kuchni! Taki taniec (choć tańcem to ja do końca bym tego nie nazwała) niesamowicie mnie oczyszcza i sprawia, że jakoś łatwiej jest mi siebie przytulić. Dobra, nie będę Wam tutaj smutkowała. Dodam tylko, że u mnie, stres bardzo mocno odbija się na śnie. Bardzo. Znam osoby, które potrafią przespać cały dzień w stresującej sytuacji, a u mnie jest zupełnie na odwrót. Nie mogę opanować myśli i tracę kontrolę nad umysłem, po prostu. On swoje, ja swoje. Ale już go wzięłam w obroty i jest dobrze! Dobrze czuć, że jest dobrze!
ĆWICZYŁAM JOGĘ, OGLĄDAŁAM SERIALE, CZYTAŁAM HARREGO POTTERA I JAK TRZEBA BYŁO, GAPIŁAM SIĘ W SUFIT.
Przez ostatnie 3-4 miesiące pracowałam około 80 godzin miesięcznie. W maju miałam ich o 100 więcej. Dla mojego wrażliwego ciała był to niezły skok na głęboką wodę. Pracując w kawiarni, naprawdę dużo się ruszam, dlatego aktywność fizyczna została przeze mnie nieco ograniczona. Ćwiczyłam głównie domową jogę i jeśli tylko pogoda na to pozwalała, wyskakiwałam na rower. Jak trzeba było, gniłam w łóżku, oglądając seriale, czytając norweskie blogi czy książki, bo organizm nie maszyna, musi przyzwyczaić się do nowego trybu. Obecnie wraca mi energia, mam siłę na trening i czuję, że mam się dużo lepiej. Do nic nierobienia i odpoczynku motywował mnie Mateusz, który często ściągał mnie na ziemię tłumacząc, że mam prawo się odłączyć. No dobra, może nie od razu wciskając guzik OFF, ale chociaż zmniejszając moc. W maju starałam się jeść całkiem różnorodnie, ale nie ukrywam, że były dni, kiedy na talerzu w kółko lądowało to samo. Na szczęście kreatywność powoli wraca na stare tory, co mam nadzieję, odbije się również na blogowaniu.
W MAJU STARAŁAM SIĘ POBUDZAĆ SWOJĄ KREATYWNOŚĆ!
Niekoniecznie kończyło się na pisaniu tekstów, bo do tego potrzebuję wypoczętej głowy. Jednak zmęczonemu i zestresowanemu ciału super robił brush lettering, który co jakiś czas w maju też się u mnie przewijał. Do gustu szczególnie przypadło mi pisanie wartościowych cytatów i zwrotów po norwesku, dzięki czemu, dużo łatwiej je zapamiętać. Ostatnio brakowało mi czasu na tę nową pasję, ale na pewno będę do niej wracała. Podoba się Wam? Muszę tylko zamówić sobie nowe flamastry, bo te szybko zniszczyły się przez pisanie na gorszej jakości papierze. Taka przestroga dla osób, które też interesuje brush lettering. Lepiej zainwestować w lepszej jakości papier, by przedłużyć żywotność brush penów, które do najtańszych przecież nie należą. A ja nigdy nie miałam zdolności plastycznych, więc to zajęcie uczy mnie cierpliwości i walki z perfekcjonizmem. W myśl mojej ulubionej zasady… lepsze zrobione od doskonałego!
KAŻDY, SŁONECZNY DZIEŃ, WYCISKAŁAM JAK CYTRYNKĘ.
Mogę je zliczyć na palcach obu dłoni, a może nawet jednej, ale doceniałam każdy jeden. Zmęczona czy nie zmęczona, starałam się chłonąć cieplejsze chwile. Nie chcę pisać, że zazdroszczę Polsce czy południowej Norwegii tych upałów, bo wiem, że też mogą być uciążliwe, ale zdecydowanie ciepłolubna ze mnie bestia. Słońce to moje paliwo, dlatego z utęsknieniem wyczekuję lata. W połowie maja wszystko zaczęło budzić się do życia. Zieleń na drzewach, śpiew ptaków, czyli przebłyski wiosny. Mam takie drzewko za oknem, które sobie obserwuję całym rokiem i to było niesamowite, jak szybko ubrało się na zielono! A poniżej podrzucam Wam trochę spontanicznych kadrów z mojego telefonu. To już w sumie drugie podsumowanie, w którym dzielę się z Wami jedynie ajfonowskimi zdjęciami.
MYŚL MIESIĄCA
Jeśli życie nie do końca układa się tak, jakbyśmy chcieli, warto przypomnieć sobie, że nic nie jest na zawsze. Życie składa się z etapów, a każdy z nich jest bardzo wartościową lekcją. Każde, nawet trudniejsze doświadczenie, czegoś nas uczy. Najczęściej zdajemy sobie z tego sprawę dopiero po czasie. Ostatnio dużo było u mnie rachunków sumienia związanych z wyjazdem do Norwegii. Lista złych rzeczy rosła za szybko, a ja nie mogłam dostrzec tych dobrych punktów. I po chwili powiedziałam sama do siebie… Klaudia, czy aby na pewno? Norwegia dała (i nadal daje) mi naprawdę dużo i mimo że nie wszystkie zmiany dostrzegam na pierwszy rzut oka, nie jestem już tym samym człowiekiem. Wyjazd z Polski bardzo otworzył mi głowę. I mimo że nie odniosłam tutaj ogromnego sukcesu, mam już swoje małe zwycięstwa prywatne, które zostaną ze mną na zawsze.
PIOSENKA MIESIĄCA
W tym miesiącu zapętlałam się w kilku kawałkach, ale zdecydowanie dominowały te dwa:
FILM MIESIĄCA
Oglądałam więcej seriali, niż filmów, ale jeśli jeszcze nie widzieliście, bardzo polecam Wam dokument Avicii: True stories. Mnie poruszył niesamowicie i dał bardzo, ale to bardzo do myślenia. Oczywiście na koniec się wzruszyłam, a fakt, że Avicii nie żyje sprawił, że wylałam z siebie morze łez. To jest okrutne, jak często oceniamy znane osoby zbyt powierzchownie. Zresztą, czy tylko znane?
SERIAL MIESIĄCA
Oglądałam głównie norweskie produkcje, m.in. Monster. Bardzo ciekawy, norweski serial kryminalny. Skusiłam się również na drugi sezon 13 reasons why i wyjątkowo, nie będzie to polecajka. Zbyt dużo retrospekcji i powtarzania tego, co widziałam już w pierwszym sezonie. Dopiero ostatni odcinek bardzo mnie wzruszył i wywołał sporo emocji. Oglądaliście? Jeśli tak, czy też macie podobne odczucia?
KSIĄŻKA MIESIĄCA
Mam zaczęte trzy książki, wszystkie po norwesku, ale głównie zaczytuję się w drugiej części Harrego Pottera. Ostatnio było nieco mniej siły na czytanie, bo oczy zamykały się już po kilku stronach, ale cudownie znów znaleźć się w świecie Hogwartu. W czerwcu na pewno będę mogła polecić Wam więcej książek po polsku, bo jedziemy na małe wakacje właśnie do Polski, więc przywiozę ze sobą kilka tytułów.
NAJGORSZY MOMENT
Była nią jedna, majowa noc, kiedy dopadła mnie bezsenność. Zdarza mi się to coraz rzadziej, a ten raz był o tyle trudny, że musiałam wstać o 4.30 do pracy. Zasnęłam może na godzinę, co dla osoby, która śpi minimum 8 godzin dziennie, było wręcz niewykonalne. No nic, odespałam, przeżyłam i mam nadzieję, że nie będę musiała do tego wracać.
FAJNE WYDARZENIE
Spotkanie z moją czytelniczką, która z mężem i psiakiem, przyjechała w podróż poślubną do Norwegii. W drodze na Lofoty zajrzeli do Bodø, a ja zabrałam ich na kawę oraz spacer po centrum. Krótkie, ale bardzo miłe spotkanie!
INSPIRACJA MIESIĄCA
Mam dla Was sporo polecajek, ale nimi podzielę się w inspiracjach lata, które planuję niebawem napisać. Dziś podrzucam Wam świetny wywiad z Katarzyną Nosowską u Kuźniara. Jak to powiedziała pani Kasia, życie jest za krótkie i warto cisnąć. Nie chodzi o śpieszenie się, a wyciskanie dnia jak cytrynki. Delektowaniem się poranną kawą, czasem z bliskimi, małymi rzeczami, które możemy zmienić w coś, co będzie motywacją do wstawania z łóżka.
Oprócz wywiadu, polecam też interesujący podcast Kreatywne Zagłębię, a szczególnie rozmowę o… kawie!
ZMIANA MIESIĄCA
Mniej przejmowania się życiem. Będąc wrażliwą osobą, łatwo pozwolić uczuciom wziąć górę. W maju próbowałam nie brać wszystkiego, co mnie spotyka, tak maksymalnie na poważnie. Więcej wewnętrznego luzu, mniej spinania się i przejmowania, co mogą pomyśleć inni.
NOWA PRAKTYKA
Zaczęcie pisania dziennika po norwesku, juhu! Już od dawna myślałam, by wrócić do spisywania moich myśli i wrażeń z danego dnia, codziennie, przed snem. I pomyślałam… czemu by nie robić tego po norwesku? I robię, od ponad tygodnia. Mam nadzieję, że ta rutyna zostanie ze mną na stałe. W notatkach z każdego dnia staram się użyć przynajmniej jednego słowa, którego wcześniej nie znałam. Świetny sposób na praktykę języka obcego.
DANIE MIESIĄCA
Chyba jeszcze nigdy nie wymieniłam tutaj jednej rzeczy… wiecie, jak bardzo lubię jedzenie! W tym miesiącu nie było zbyt wielu kulinarnych eksperymentów, ale zrobiłam przepyszny sernik z nerkowców, który mogliście zobaczyć na zdjęciach wyżej. Słodki, ale orzeźwiający, dzięki dodatkowi kiwi i szpinaku w zielonej warstwie. Baaaardzo zapamiętałam również smak makaronu ryżowego w słodko-kwaśnym sosie, który przygotował dla mnie Mateusz, ale to było dobre!
CO POJAWI SIĘ NA BLOGU?
Na pewno chciałabym podzielić się z Wami inspiracjami wiosny, bo już na to czas! Lubicie to zestawienie, a dla mnie to idealny wpis, by zebrać najfajniejsze rzeczy i odkrycia ostatnich 3 miesięcy. Planuję również wpis o systemie edukacji w Norwegii, mniej subiektywny, a bardziej rzeczowy i wypełniony praktyczną wiedzą na temat tego kraju. Reszta będzie spontaniczna, niech pozostanie niespodzianką. W maju obiecywałam Wam zestawienie kosmetyków, do których często wracam, ale ze względu na moje skórne problemy, nieco się z tym wpisem wstrzymam, aż wszystko wróci do normy.
A JAK TWÓJ MAJ?
Daj znać, co u Ciebie. Wiosna zagościła w serduchu czy jeszcze nie do końca? Pięknego dnia i do przeczytania niebawem! A j a dziś cieszę się wolnym weekendem, który po bardzo długim okresie pracy codziennie, smakuje podwójnie dobrze.