Ciężka praca to coś pożądanego. Sama jestem bardzo pracowitą osobą, która wierzy, że tylko działanie sprawi, że moje życie będzie takie, jakie chcę, by było. Szkoda tylko, że czasami wszystko idzie za daleko. Wiesz… pracowitość nie jest równoznaczna z pogonią za pieniądzem czy karierą.
Kto czyta mój Newsletter, doskonale wie, o czym będzie ten tekst.
Wczoraj wysłałam do osób na niego zapisanych, bardzo osobiste przemyślenia odnośnie do pracy, rozwoju i produktywności. List powstał z potrzeby serca, a ja postanowiłam, że podzielę się tymi przemyśleniami również tutaj, na blogu. Tego typu myśli buzują we mnie od dawna i wydaję mi się, że o takich sprawach mówi się zdecydowanie za mało. Czytamy blogi, oglądamy facebookowe tablice naszych znajomych, przeglądamy pięknego Instagrama, który przepełniony jest inspiracją, ale właśnie… wcale tej inspiracji nam nie daje. Codzienne życie nie jest tak idealne, na jakie wygląda ono w social mediach.
Napiszę szczerze, że w swoim otoczeniu mam mnóstwo osób, które pracują, pracują i pracują. Pomyślisz… powód do dumy, a może są do tego po prostu zmuszeni? No nie do końca.
Pozwól, że opowiem Ci krótką historię.
Jestem w pracy. Kucharka, która ma dopiero 21 lat, z radością pokazuje mi, ile udało się zarobić w zeszłym miesiącu. Kwota naprawdę robi wrażenie, ale ja szybciutko pytam, czy miała ostatnio dzień wolny. Okazało się, że pracowała wyjątkowo dużo, praktycznie bez przerwy. Niby narzeka, ale z drugiej strony widzę, że jest z tego cholernie dumna. Patrzę na jej twarz i w głowie pojawia się myśl: Biedna, chora dziewczyna.
Od razu da się zauważyć, że ma dużo problemów zdrowotnych. Wygląda na bardzo schorowaną, a między wierszami powiedziała mi kiedyś, że przez pracę na kuchni i nieregularne jedzenie nabawiła się zaburzeń odżywiania. Brzmi groźnie, prawda? Tylko że ona nic z tym nie zrobi i pewnie nie zrobi jeszcze przez długi czas.
Praca w gastronomii pokazuje mi, jak wiele ludzi kompletnie nie dba o siebie. Wpada w wir roboty, zarabiania pieniędzy, rujnowania sobie zdrowia. Może na dany moment czują się bosko, ale ile można tak ciągnąć? Rok, dwa, a może nawet pięć? Tylko co później?
Wiesz, ja też miałabym możliwość takiej pracy. Ponad moje siły, bez wytchnienia, wbrew mojemu organizmowi. Problemy zdrowotne i przejścia, które mam na swoim koncie uświadomiły mi, że ja naprawdę nie jestem niezniszczalna. Kiedy robimy coś wbrew sobie, organizm od razu krzyczy: hej, stop, ja tak nie chcę. Staram się te sygnały wyłapać, ale znam ogromną ilość osób, które mają je gdzieś, głęboko gdzieś.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czym jest bogactwo? O pieniądzach, za które nie kupimy wszystkiego.
Jasne, że zarobki w Norwegii brzmią zachęcająco.
Często mam wyrzuty sumienia, że mogłabym zarobić więcej, a nie tylko na podstawowe wydatki. Przydałoby się kupić nowy aparat, jechać na kolejne wakacje, może wynająć lepsze mieszkanie. Tylko… jakim kosztem?! Spotkało mnie ogromne szczęście, że nie jestem tutaj sama. Mam obok siebie osobę, która wspiera każdą rzecz, którą robię niezarobkowo. Mimo wszystko… wciąż walczę z wyrzutami sumienia i samą sobą. Ciężko mi sobie to wszystko poukładać, znaleźć równowagę i nie dać się zwariować. Wiem, że do Norwegii przyjechałam żyć, a nie dorobić się, by wrócić do Polski, postawić dom i kupić 3 samochody. To nie mój scenariusz na życie. Rozumiem, że ktoś inny może tak myśleć, że może właśnie to go uszczęśliwi i da życiowe spełnienie. Mnie nie, kropka.
Zauważam, że podobne cyrki dzieją się w życiu wielu ludzi. Pogoń za karierą, ogromna presja z zewnątrz, rozwój, który tak naprawdę nie wynika z wewnętrznej potrzeby, a tego, co narzucają nam inni. Bardzo szanuję ludzi, którzy nieustannie idą do przodu. Sama staram się tak żyć, ale często zostaje w tyle. Zrozumiałam, że życie to nie wyścig. Pieniądze mi nie uciekną, wymarzona praca też nie, a na studia mogę wrócić nawet po 30-stce czy 40-stce. Czego nie da się naprawić tak na 100%? Zdrowia, relacji z drugim człowiekiem i codziennego, regularnego dbania o siebie. Czy warto poświęcać to wszystko na rzecz dużej liczby na koncie?
A może powinnam być bardziej cwana?
Mam wrażenie, że dużo czasu poświęcam rzeczom, które kompletnie nie przynoszą mi korzyści finansowych. Oprócz tego nie jestem super produktywną i zorganizowaną osobą, która wyciska z każdego dnia wszystko, co się da. Jednak ja nadal robię te rzeczy, które nie powiększają liczby, jaka wyświetla się na moim koncie. Przestałam szukać w życiu tylko i wyłącznie korzyści materialnych. Próbuję zajrzeć głębiej, bo kto, jak nie ja? Czy ktoś zrobi to za mnie? Czy ktoś poprowadzi mnie za rękę?
Ale, ale… czy to, że czasami pogapię się bezczynnie w sufit, znajdę czas na leniwe śniadanie i nic nierobienie, sprawia, że jestem gorsza? Bo wiecie, ja ostatnio odnoszę wrażenie, że nic nierobienie to jest jeden, wielki wstyd, do którego nie można się przyznać. Niby tyle trąbi się o tym całym slow life, ale czy my faktycznie potrafimy to praktykować? Ja się staram, ale bez bicia przyznaję się, że idzie mi z tym jeszcze różnie.
Tylko… po co?
Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam zamiaru obudzić się w wieku 70 lat, spojrzeć w lustro i przyznać sama przed sobą, że moje życie to był niekończący się wyścig za karierą, pieniędzmi i dobrami materialnymi. O nie, nie. Cieszę się, że poczułam już to w wieku 24 lat. Mam jeszcze sporo czasu, by nad sobą pracować, uczyć się radości z tego, kim jestem i jak wiele już mam. I Ty też już masz wiele! I robisz wiele, choć na pierwszy rzut oka wydaje Ci się, że jest zupełnie na odwrót.
Może warto zadać sobie pytanie, które widzisz w tytule? Pracujesz, żeby żyć, czy żyjesz, by pracować?
No właśnie, jak to jest z Tobą? Odpowiedz na nie, tak sam przed sobą, zupełnie szczerze. Nie mamie, chłopakowi, przyjaciółce czy znajomym z pracy. Ja codziennie przypominam sobie samej, że w życiu najcenniejsze są rzeczy, które nie opłacają nam się pod względem finansowym. Wierzę, że właśnie z nich rodzą się wspaniałe, wielkie inicjatywy, które mogą przerodzić się w coś naprawdę wielkiego. Krok po kroczku. Bez pośpiechu. Życie to nie wyścig, a nasz organizm to taka cwana bestia, która nie pozwoli, byśmy go zbyt mocno eksploatowali.
I jeszcze jedno. To, że kolega pracuje jak szalony i do tego ma energię na trening czy inne zajęcia, nie oznacza, że Ty jesteś taki sam. Nie ma nic złego w tym, że potrzebujesz dwa razy więcej odpoczynku, by dojść do siebie. Jesteśmy inni, nigdy tacy sami! Przypominam, że znajdziesz mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. Szczególnie polecam Ci zajrzeć na moje instastories, gdzie dzielę się urywkami z mojej codzienności. Wpadaj i bądźmy w kontakcie, ściskam!