Minął ponad rok, odkąd porzuciłam dodawanie nowych tekstów. Dlaczego? Jednoznacznej odpowiedzi nie znam. Myślę, że czas, który poświęcałam kiedyś na prowadzenie bloga, przelałam na fotografię. Nie da się też ukryć, że pisanie tutaj przestało dawać mi jakąkolwiek satysfakcję, radość, wręcz nie czułam nic, a jedynie irytację. Nie mogę obiecać, że to miejsce odżyje na stałe, ale cieszę się tym, co tu i teraz. Tym, że siedzę zmęczona po pracy, po treningu i z uśmiechem na twarzy, stukam w klawiaturę.
POROBIŁO SIĘ,
PRAWDA?
Muszę powiedzieć, że ostatnie tygodnie były dla mnie wyjątkowo dziwne. Klaudia, a dla kogo nie były! Czy znajdzie się jakiś siłacz, który nawet przez moment, nie miał w sobie paniki, obaw, negatywnej wizji na przyszłość? Jeśli tak, chciałabym wiedzieć, jak to zrobić, ja chętnie poznam receptę. Tak, moja psychika trzymała/trzyma się zaskakująco dobrze, jednak nie ukrywam, że jest różnie. Jak było u mnie? Zaczęło się od zupełnej paniki, gdy nagle, z norweskiego rządu został wydany nakaz poddania się domowej kwarantannie po podróży poza granicę Skandynawii (byłam poza Europą, a na deser jeszcze w Madrycie). W Norwegii dostałam tę informację dopiero tydzień po tym, jak wylądowałam w Oslo. W międzyczasie zdążyłam być w pracy, na uczelni, spotkać się z przyjaciółkami. Nie muszę chyba wspominać, jak ogromna fala wyrzutów sumienia mnie zalała, podtapiając mnie dodatkowo w poczuciu winy, że robiłam przez ten czas coś złego. Następnie przyszedł etap ogromnej energii, poukładanej struktury dnia, robienia sporej ilości rzeczy, regularnych treningów. Niedawno tej energii mi zabrakło, a raczej intensywniej muszę szukać w sobie pokładów nadziei, pozytywizmu oraz wiary, że to, co robię, ma jakikolwiek sens. Straciłam ten sens po drodze, ale jak zawsze, dałam sobie mnóstwo przestrzeni na krzyk, złość, niepewność, łzy. Łzy też były. Bywa różnie i to jest normalne. Jednak jestem z siebie dumna, że tak regularnie wyciągam matę do ćwiczeń i dbam o moje ciało, co trzyma w ryzach również i psychikę.
ZAUWAŻYŁAM DWA
OBOZY LUDZI.
Jeden obóz to grupa, która bardzo denerwuje się na każdego, kto medytuje, ćwiczy jogę, zdrowo się odżywia, stara się korzystać z czasu w domu w sposób produktywny, kreatywny, ucząc się czegoś nowego. Denerwuje się na ludzi, którzy piszą obecnie e-booki, szukają innych rozwiązań, próbują znaleźć inny sposób na prowadzenie swojego biznesu, nawet myślą o przebranżowieniu się na działalność online. Wkurza się na ludzi, którzy mają czelność się uśmiechać, bo przecież jak to… teraz się uśmiechać? W kryzysie, kiedy tak wielu z nas, ma kolokwialnie mówiąc, przesrane? Tutaj przechodzimy do drugiej grupy. Grupy osób, która mówi innym: daj spokój, inni mają gorzej! Nie narzekaj, weź się w garść, nie płacz, przesadzasz. I mam ochotę krzyknąć: sam kurwa nie płacz! Nie ufam ludziom, którzy mówią mi: weź się w garść, naprawdę nie ufam. I tutaj wkracza Klaudia, cała na biało, która jest gdzieś pomiędzy. Która dużo się śmieje, wykorzystuje ten dziwny czas również kreatywnie. Robi sobie autoportrety, od wybuchu pandemii ćwiczy regularnie, jak w zegarku, dba o sen, jest aktywna na Instagramie, czyta, nauczyła się programu do edycji filmów. Jednocześnie, ta sama Klaudia, potrafi być rozbita na milion kawałków. Miewa wieczory, kiedy jej mózg zamienia się w gąbkę, który chłonie, ale jedynie nowe seriale na Netflixie, najlepiej te mało ambitne. Która siada rano do komputera i zupełnie nie wie, za co się zabrać. Która traci wiarę w to, co robi, co chwilę. Która ma stany lękowe, ale fakt, radzi sobie z nimi pięknie. Która jeździ bez celu na rowerze po Oslo, wiedząc, że egzaminy na studiach zbliżają się nieuchronnie i ma naprawdę dużo do zrobienia. Która myśli o swoich bliskich w Polsce i zdarza się, że boi się jak dziecko. Boi się, że gdy rano otworzy oczy, dostanie telefon. Telefon ze złymi wieściami. W życiu nic nie jest czarne albo białe. Pomiędzy czeka na nas dużo, a to dużo daje przestrzeń na najróżniejsze emocje. Dlatego ja, zamiast całkowitej czerni lub bieli, wybieram w życiu to, co jest pośrodku.
W OSLO ODCZUCIE,
ŻE PANUJE JAKAKOLWIEK PANDEMIA,
WYOSI -100.
Fakt, wiele miejsc jest nadal zamkniętych, wiele obostrzeń nadal funkcjonuje, co szczególnie odczuwa sektor usług. Jednak piękna pogoda, która rozgościła się w stolicy Norwegii na dobre sprawia, że parki zawalone są po brzegi, a wiele osób nic nie robi sobie z zaleceń, by nie przebywać razem w większych grupach. Rozumiem to, sama chodzę na spacery codziennie, od początku marca. Tym bardziej że od 3 tygodni wróciłam do dorywczej pracy w kawiarni. Tylko… ja zazwyczaj chodzę sama, czasami spotykam się z przyjaciółką czy wyjdę z razem z M. Nadal mam z tyłu głowy fakt, że sprawy trzeba traktować poważnie. Od początku pandemii stwierdziłam, że jeśli mam być chora, mogę przypadkowo zarazić się nawet w sklepie. Jednak czy to oznacza, że mam prawo odpuścić większą uwagę i troskę o dobro wspólne? Nie. Na szczęście mimo sporej ilości osób na ulicach, koronawirus nieco się uspokaja. Oby tak dalej Norwegio, choć mam dziwne przeczucia.
KAŻDY ODCZUWA SKUTKI OBECNEJ SYTUACJI
W INNY SPOSÓB,
W INNYM STOPNIU.
Ta pandemia dla każdego oznacza jakieś wyrzeczenie, jakąś zmianę, czasami trudności i podnoszenie się po tym, jak plany na najbliższe miesiące zmieniły się o 180 stopni. Muszę przyznać, że plany miałam i ja, ale na szczęście nie poczyniłam żadnych kroków finansowych, by je zacząć realizować. I biorę dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Taka krótkoterminowa perspektywa pomaga mi przetrwać. Nie ukrywam, że przyzwyczaiłam się do tej nowej rzeczywistości i na swój sposób ją polubiłam. Mam tylko nadzieję, że w tym roku uda mi się pojechać do Polski. O tym marzę najbardziej. Nie o Karaibach, nie o odległych podróżach, a o odwiedzeniu najbliższych i zaszycia się gdzieś, nad Polskim morzem, najlepiej w Chałupach.
Tak krótko ode mnie dziś, zupełnie spontanicznie, bez większego planu. Jeśli to czytasz, tak bardzo mi miło! Tak dobrze na sercu! Nie obiecuję nic związanego z blogiem, ale dobrze czuć łaskotanie w opuszkach palców, kiedy stukam w klawiaturę i kończę ten wpis. Byłam pewna, że związek Klaudia-blog już nie wróci, bo podobno dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, ale czy zawsze tak jest?