Czasami zastanawiam się, czemu życie, akurat mi, przynosi tyle ciężkich chwil. Pozostałości po depresji, załamaniu, zaburzeniach odżywiania czy jakkolwiek to nazywam, dają o sobie znać dosyć często. Łatwo nie jest, ale nie żałuję niczego. I całym sercem chcę mówić o tym otwarcie, bo to żaden wstyd. Czego uczą mnie te trudne doświadczenia? Jak sobie radzę z okruszkami po tym, co przeszłam?
Wczoraj byłam na spacerze. Spacerze, na którym poczułam wewnętrzny spokój i przestałam się bać.
Słowa boję się padają z moich ust całkiem często. Jestem normalną, 24-letnią kobietą, która przecież nie ma się czego bać. I ja to wszystko wiem. Wiem, że nie mam podstaw do lęku, ale mimo wszystko, pojawia się on u mnie całkiem często. Potrafię bać się przed snem, potrafię bać się przed wyjściem z domu, potrafię być niespokojna w ciągu dnia. Z lękiem już się nieco oswoiłam i nauczyłam się z nim żyć. Żyć normalnie, nie pozwalając mu przejmować kontroli. Iść do przodu, brać każdy dzień. Jednak… są dni, kiedy to on przejmuje kontrolę. Wtedy jest gorzej, wtedy jest ciężko, wtedy płaczę i pytam Kogoś wyżej, dlaczego akurat ja. Jednak… zawsze wracam, wypływam na powierzchnię, biorę oddech i jestem. Jestem znów, dla siebie, dla innych. Kiedyś było to dla mnie nie do wyobrażenia. Moja młoda głowa nie potrafiła pojąć, jak można przechodzić depresję, jak można nie być szczęśliwym człowiekiem, jak można nie chcieć obudzić się kolejnego dnia. Muszę się przyznać, że pewnie potraktowałabym osobę chorą inaczej. Lęk przed tym, co nieznane, często sprawia, że wolimy od takiego człowieka się oddalić. Nie wiemy, jak pomóc, jak zareagować, co zrobić. I ja to wiem, bo sama też tak kiedyś miałam.
Ten wczorajszy spacer uświadomił mi, jak bardzo się zmieniłam.
Z roku na rok zaczynam postrzegać życie zupełnie inaczej. To nie jest tak, że ja umiem cieszyć się z małych rzeczy codziennie, nieustannie. Bardzo bym chciała, ale niestety nie. Tak jak już napisałam, do mojego serca nadal wkrada się uczucie lęku, bezsilności, wściekłości na samą siebie. Jeśli miałabym opisać, jak się wtedy czuję, chyba najłatwiej byłoby napisać, że przestaję czuć cokolwiek. Patrzę na swoje odbicie w lustrze i moje oczy wyrażają jedno uczucie, obojętność. Obojętność, która jeszcze bardziej mnie przeraża i nie pozwala zaakceptować tego, co się ze mną znów dzieje, co ponownie wraca. Ale wiesz co? Te okruszki zaburzeń, w których jeszcze jakiś czas temu siedziałam całkiem głęboko, uczą mnie żyć. Żyć prawdziwie, mocno, szczerze. Uczą mnie radości z dni, w których jest dobrze. Radości z dni, w których spacer miastem otulonym przez biały puch sprawia, że śmieję się do utraty tchu. Radości z dni, kiedy mój Mateo widzi szczęście w moich oczach i sam nie potrafi się tym nacieszyć. Radości z dni, w których przyjmuję komplementy i znów dostrzegam swoje dobre strony. Radości z dni, w których widzę więcej pozytywów, we wszystkim, nawet w tym, co jeszcze wczoraj wydawało mi się czymś bez sensu. Radości z dni, w których słowa same przelewają się na klawiaturę, w których chcę pisać, opowiadać Wam, dzielić się dobrymi doświadczeniami, ale również tym, co trudne. Radości z dni, kiedy w środku budzi się dziecięca ciekawość, niecierpliwość kolejnego dnia, zmian, nowych wydarzeń. Wtedy wiem, że wygrałam życie, choć jeszcze muszę stoczyć parę bitew.
Cieszę się, że tak szybko przewartościowałam swoje życie.
Te trudne doświadczenia pozwalają mi zajrzeć głębiej. Wiem, że to nie jest wygodne, wiem, że to nie jest łatwe, by przyjrzeć się dokładnie swoim pragnieniom, potrzebom i marzeniom, bo najczęściej człowiek zdaje sobie sprawę, że nie jest w miejscu, w którym chciałby być. Albo odkrywa, że wciąż nie wie, co ze swoim życiem zrobić. Myślisz, że mi z tym wygodnie? Pewnie, że nie! Jednak… naprawdę warto. Bo tylko tak pracujemy nad sobą, uczymy się siebie i zaczynamy żyć pod własne dyktando. Wiesz… tak mi dobrze z myślą, że nie potrzebuję najnowszego iPhone’a. Śmiałam się sama do siebie, kiedy okazało się, że już prawie 400 osób w naszym malutkim, norweskim miasteczku, czeka w kolejce po ten najnowszy model X. Ja bardzo doceniam fakt, że w ogóle mogłam sobie pozwolić na starszy model tego telefonu. Zrozumiałam, że to nie jest wstyd przechodzić drugi sezon w kurtce, szaliku i butach, które towarzyszyły nam zeszłej zimy. Pewnie, że lubię ładne wyglądać. Jednak lepiej mi bez tej pogoni za tym, co wypadałoby znów kupić i wcisnąć do swojej garderoby. Nauczyłam się, że szczęścia nie da się znaleźć w przedmiotach, ubraniach, gadżetach. One umilą nam życie, czasami je ułatwią, ale nie tam należy go szukać, zdecydowanie nie tam.
Dla osób, które zmagają się z problemami natury psychicznej, niesamowicie ważna jest obecność drugiego człowieka.
Ten drugi człowiek nie zawsze Cię zrozumie. Powiem szczerze, że ja nawet nie do końca rozumiem to, co czasami się ze mną dzieje. Skąd pojawia się smutek, przerażenie i niechęć do siebie samej? Ta druga osoba nie musi wiedzieć i pojmować wszystkiego. Ważna jest jej obecność, uścisk, ramię, w które możemy wylać sporo łez. Ważne jest to, że przytrzyma na powierzchni, kiedy spadamy naprawdę głęboko. Nigdy nie powinniśmy szukać szczęścia w drugim człowieku, bo musimy je znaleźć przede wszystkim w sobie, ale… relacja z bliską nam osobą, może okazać się zbawienna. Rozmowy na trudne tematy mogą okazać się zbawienne. Ja mam to szczęście, że nie idę przez życie sama.
Każdy dzień jest cudem, wiecie? Każdy dzień jest nieznaną, na którą człowiek powinien zacierać ręce.
Nie wiem, gdzie jesteś, co robisz ze swoim życiem i jaką masz relację z samym sobą. Chcę Ci tylko powiedzieć, że ja też wielu rzeczy nie wiem i nie rozumiem. Nie jestem chodzącym ideałem, a raczej przykładem osoby, która pomimo pozytywnego temperamentu, przeszła wiele, przechodzi wiele, ale powoli zamiata wszystkie złe okruszki. Chcę Ci dać nadzieję, że się da. Że można. Że cholera trzeba! Życie to taki ogromny dar… Pamiętajmy o tym, mimo że czasami życie nieźle nam to utrudnia.
Lubisz rozmowy na trudne tematy?
Chcesz, żebym pisała więcej o tych trudniejszych doświadczeniach? Bardzo bym chciała, żeby w Polsce mówiono o chorobach psychicznych zdecydowanie częściej.
Bo to nie wstyd.
Bo to normalne.
Bo to nie ujma.
Bo z nimi da się żyć.
Bo to nie bycie gorszym.
Bo to nie robi z Ciebie wariata.
Bo to coraz bardziej powszechne.
Bo to trudne.
Bo to może spotkać każdego.
Bo rozmowy na trudne tematy są cholernie ważne.
Bo to ludzkie, a w ludzkiej naturze leży chęć pomagania drugiemu człowiekowi.
Znajdziesz mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. Szczególnie polecam Ci zajrzeć na moje instastories, gdzie dzielę się urywkami z mojej codzienności. Wpadaj i bądźmy w kontakcie, ściskam!