Dzieciństwo. Czasy, kiedy znalezienie gwiazdkowego prezentu, który rodzice ukryli głęboko w szafie tydzień przed Wigilią, było Twoim priorytetem, a mama niepozwalająca bawić się w chowanego do późnej nocy, największym zmartwieniem. Lubię wracać do okresu, kiedy byłam dzieckiem. Dziś przeniesiemy się w czasie, przedstawiam Ci moje sentymentalne wspomnienia z dzieciństwa, które mimo upływu czasu, co chwila wracają do mnie jak bumerang!
NIE, MOJE DZIECIŃSTWO NIE BYŁO IDEALNE.
Nie wiem jak Ty, ale ja nie chcę ukrywać, że doświadczyłam kilku wydarzeń, które wcale do pozytywnych nie należały. Jednak wiesz, co jest cudowne we wspomnieniach? To, że często przepuszczamy je przez filtr, który wyłapuje tylko te pozytywne, a w tych negatywnych i tak stara się dostrzegać same plusy!
Jedno jest pewne. Niesamowicie się cieszę, że załapałam się na czasy, w których dzień bez telefonu i komputera był normalnością. Nie chcę rozpatrywać tego pod takim kątem, że ja na pewno miałam lepiej. Każde kolejne pokolenie, rządzi się swoimi prawami, ale ja wiem jedno… Będę robiła wszystko, by moje dzieci, choć w niewielkim stopniu poczuły smak dzieciństwa, którego doświadczyłam ja sama! A jakie ono było? Myślę, że sentymentalne wspomnienia z dzieciństwa, które wymieniam poniżej, choć częściowo to pokażą!
Nie ukrywam, że w momencie, kiedy zaczęłam rozmyślać nad wydarzeniami, które najbardziej utkwiły w mojej głowie, lista robiła się niebezpiecznie długa! Jednak ja postanowiłam wybrać moje TOP 20 wspomnień, o których niejednokrotnie przypominam sobie w dorosłym już życiu.
LISTA 20 WSPOMNIEŃ Z MOJEGO DZIECIŃSTWA, KTÓRE WRACAJĄ JAK BUMERANG.
1. Jazda pomarańczowym maluchem na kolanach u taty.
To są właśnie plusy posiadania starszego brata, który w dzieciństwie, był fanem motoryzacji! Już jako malutka dziewczynka, tata sadzał mnie na swoich kolanach i pozwał prowadzić auto, a dokładnie, pomarańczowego malucha, którego w tamtym okresie mieliśmy. Wiecie, gdzie najczęściej jeździliśmy? Po boisku sportowym, które było obok zakładu pracy moich rodziców! On ogarniał skrzynię biegów i pedały, a ja byłam królową kierownicy!
2. Bieganie na boso, w środku zimy.
Był okres, kiedy tata zaczął interesować się medycyną naturalną itp. Czytał różne książki, kupił sokowirówkę w czasach, kiedy nikt o tym jeszcze w Polsce nie słyszał. Jednak co było dla mnie najfajniejsze? Bieganie na boso w środku zimy! Tak, tata zabierał nas na wspomniane boisko i razem z nim biegaliśmy na bosaka po kolana w śniegu! Była to forma hartowania organizmu, wtedy jeszcze tego nie rozumiałam, ale razem z moim bratem, mieliśmy niezły ubaw!
3. Żniwa u dziadków, szczypawki w zbożu i skakanie na sianko.
To jest dopiero wspomnienie! Rodzinne zbieranie wszystkiego, co na polu u dziadków dała natura. Najmilej wspominam tarzanie się w oczyszczonych już ziarnach, które dziadek częściowo trzymał na wozie. Najgorsze były pijawki, których cholernie się bałam! Do tego szalone skakanie ze sporej wysokości, na gromady siana, w stodole u dziadków. Patrząc na to z perspektywy czasu, byłam naprawdę zwariowanym dzieckiem, które mało przejmowało się konsekwencjami swoich niemądrych akrobacji!
4. Oglądanie „Inspektora Gadżeta” z bułką z makiem w ręku.
Uwielbiałam tę bajkę. Dalej, dalej ręce Gadżeta! Ktoś jeszcze pamięta? Nie wiem czemu, ale bardzo często, oglądając tę bajkę, jadłam bułkę z makiem i to wspomnienie bardzo mocno zakorzeniło się w mojej głowie. Przytulna kanapa, dobre jedzenie i genialna bajka, czy dziecku do szczęścia coś więcej potrzeba?
5. Walki sumo w sypialni u rodziców.
Dzieciństwo to okres, kiedy razem z moim bratem nie mieliśmy zbyt dobrych relacji. Oczywiście chodzi o to, że biliśmy się jak prawdziwi chuligani! Naszą ulubioną aktywnością były walki sumo w sypialni u rodziców. Oczywiście to malutka Klaudia, była zawsze ogniwem zapalnym całego przedsięwzięcia, ja namawiałam brata, przy okazji drażniąc go na milion sposobów. Niestety każde starcie kończyło się moją porażką i płaczem, którym całą winę próbowałam zrzucić na starszego brata!
6. Granie w „Króla”.
Kto jeszcze zna i kojarzy tę grę w koszykówkę? Ja tak, a to dlatego, że w wakacje, z gromadką innych dzieciaków, spędzaliśmy długie, letnie wieczory, na rzucaniu piłką właśnie do kosza. Pamiętam tydzień, kiedy w środku gorącego lata złapała mnie angina i na kilka dni uwięziona byłam w domu. Do dziś mam obraz siebie, wyglądającej przez okno w kuchni, gdzie z zazdrością patrzyłam na inne dzieciaki, które bawiły się razem na placu zabaw, grając m.in. w „Króla”.
7. Szkolne jasełka i Maryja ze złamaną ręką.
To jest dopiero hit! Jako dziecko byłam całkiem aktywna artystycznie. Raz zostałam wybrana do grania Maryi w szkolnych jasełkach. Kilka dni przed spektaklem, złamałam rękę na treningu Taekwon-do. Odwrotu już nie było, ale za to była Maryja ze złamaną ręką, która prawie wypuściła dzieciątko Jezus, bo nie mogła utrzymać zsuwającej się chusty i ciężkiej lalki z gipsem w jednej ręce!
8. Zapach babcinej szarlotki i najlepsze, puszyste naleśniki!
Do dziś wszyscy w mojej rodzince wspominają, że szarlotka była moim ulubionym ciastem w dzieciństwie! Oczywiście tylko i wyłącznie ta zrobiona przez ukochaną babcię. Jej zapach roznoszący się po całej kuchni był tym najulubieńszym! Do tego najlepsze naleśniki, które również smażyła babcia. W wakacje, po całym dniu na dworze, uwielbiałam wracać do domu dziadków, gdzie czekały na mnie gorące naleśniki z domowym dżemem i cukrem. Pełne gluuuutenu, cukru i tłuszczu, ale jakie dobre!
9. Biały, jeszcze cieplutki chlebek, z cukrem i wodą, danie numer jeden dzieciństwa!
Co tu dużo wyjaśniać, uwielbiałam ten sposób jedzenia chlebka. Kromka w brudną rączkę, łyżeczka cukru i woda prosto z kranu, czyż nie brzmi pysznie?!
10. Gotowanie zupy w piaskownicy.
Jestem pewna, że większość z nas, gotowała kiedyś zupę w piaskownicy! Ja tak, a najbardziej lubiłam to robić u babci, która mocno wspomagała moją kreatywność. Podrzucała różne przyprawy z kuchni, zrywała chwasty i listki, które pięknie podkreślały smak mojego wykwintnego dania.
11. „Domowe przedszkole” i krzyk: „Kassssiiiii….”
Mam pewną cechę, która od pierwszego dnia narodzin, towarzyszy mi aż do dziś. Kiedy jestem głodna, zamieniam się w małego, złego potworka, który czasami nawet lubi sobie pokrzyczeć! W dzieciństwie moja mama doświadczyła tego wielokrotnie. Nie raz oglądając Margolcie i „Domowe przedszkole”, zdarzało mi się donośnie wołać, bo mój brzuszek domagał się kaszy!
12. Obozy sportowe i mordercze rozruchy na plaży.
W związku z tym, że Taekown-do ITF ćwiczyłam ponad 10 lat, zaliczyłam podobną ilość obozów sportowych, zarówno tych zimowych, jak i letnich. O wspomnieniach z tymi wyjazdami związanych, mogłabym napisać kilkutomową książkę. Jednak czy jest coś, co z sentymentem wspominam najczęściej? Tak! Były to poranne rozruchy, na które wyciągano nas najczęściej na piaszczystą plażę, po której bieganie o 7 rano do najłatwiejszych nie należało. Jednak jakimś cudem wszyscy dawaliśmy radę, bez większych wymówek, poddawaliśmy się dyscyplinie i dzielnie znosiliśmy trzy treningi dziennie. To było coś!
13. Oranżada z butelki w wiejskim sklepie.
Co to była za radość! Moment, kiedy babcia wyciągała dla wnuczki dwa złote z portfela, a malutka Klaudynka biegła do jedynego na wsi sklepu, by kupić oranżadę czy loda. A wiecie jaki napój najbardziej zakorzenił się w moich wspomnieniach? Helena żółta, to był dopiero smak!
14. Ekscytacja przy odbiorze wywoływanych z kliszy zdjęć.
W dzieciństwie, na tygodniowej wycieczce miałam ze sobą aparat na kliszę, która pozwalała wywołać np. dwadzieścia parę odbitek. Nie, to nie było za mało. Doskonale wiedziałam, kiedy tak naprawdę pragnę wyciągnąć aparat i uwiecznić jakiś moment. To nie były zdjęcia robione na siłę, na pokaz, na Facebooka czy Instagrama. Ta zmiana, w ciągu kilkunastu lat, uderza mnie najbardziej. W dobie Snapchata, fejsbukowych transmisji na żywo i innych miejsc, gdzie czasami zbyt mocno obnażamy swoją prywatność publicznie, cudownie byłoby wrócić do lat, kiedy człowiek potrafił się cieszyć tym, co ma i gdzie jest, tu i teraz. Oczywiście, nie twierdzę, że teraz jest inaczej. Jednak w dużej mierze życie w sieci musi oddawać nasz obecny stan rzeczywistości, inaczej w oczach wielu po prostu nie istniejemy. I to już nasz wybór, czy jest nam z tą myślą dobrze, a może na siłę próbujemy to zmieniać i się temu podporządkować!
15. Sympatia do chłopców, już od najmłodszych lat! Najbardziej do Grzesia i Kubusia.
W wieku siedmiu lat zaczęłam moje pierwsze treningi samoobrony. Praktycznie przed każdymi zajęciami miałam swoją małą rutynę. Pani w recepcji, gdzie odbywały się treningi, miała malutki sklepik z niezdrowymi przekąskami. (Zapominam o tym, że to, co zazwyczaj jadłam w dzieciństwie było tfutfutfu)! Zawsze prosiłam tatę o Kubusia i Grześka, ale tego brązowego, bez czekolady. To był mój po treningowy numer jeden!
16. Wyjadanie cukierków z choinki, tych najlepszych w pierwszej kolejności.
W moim rodzinny domu ubieraliśmy choinkę już kilka dni przed Wigilią. Była to nasza mała tradycja, najczęściej robiłam to z mamą i bratem. Najlepszą rzeczą z całego choinkowego celebrowania, było wieszanie na drzewku cukierków! Niestety tylko niewielka ich część wytrwała do samej Wigilii. Na pierwszy ogień zawsze szły te najlepsze, z nadzieniem Advocat, orzechowym czy czekoladowym, a na sam koniec zostawały tzw. sopelki, te twarde, długie słodkości, które lepiej choinkę ozdabiały, niż smakowały.
17. Urwany palec w Kościele
To jest jedna z moich najzabawniejszych, a jednocześnie najtragiczniejszych historii z dzieciństwa. Jako dziecko byłam naprawdę ruchliwym stworzeniem, więc kościelne kazanie było dla mnie niesamowitą katorgą. Musiałam wymyślić sobie jakąś zabawę, by czas płynął mi szybciej. Idealne okazało się wkładanie paluchów w szparę pomiędzy deskami ławki, na której siedziałam razem z moją mamą i kilkoma innymi osobami. Nie przewidziałam jednak tego, że gdy ludzie wstali, deski ponownie się łączyły, a ja palców wyjąć nie zdążyłam. Najgorzej ucierpiał ten środkowy, ponieważ wystraszona szarpnęłam dłonią i zostawiłam sporą część opuszka w środku. Zakrwawiona wylądowałam w szpitalu, ale zdradzę Wam, że był happy end! Pan kościelny znalazł po mszy straconą część palucha, której niestety nie dało się przyszyć. Do dziś mam nieco inny palec, jednak w dzieciństwie było to bardzo pomocne. Łatwiej mi było odróżnić, która to jest lewa ręka, a która prawa!
18. Zimowe szaleństwo, kuligi, zjazdy na worku wypchanym sianem i grupowe wyprawy na podbój wiejskich górek!
Ekscytacja i oczekiwanie na pierwszy śnieg, pamiętacie to jeszcze? A może dalej potraficie cieszyć się jak dzieci pierwszymi płatkami śniegu? Ja tak! Jako dziecko uwielbiałam zimowe szaleństwo, wypady z innymi dzieciakami na osiedlowe górki czy ukochane zjeżdżanie na worku wypchanym sianem, u mojej babci na wsi. Nikt nie patrzył na zegarek, a do domu wyganiał nas tylko głód, o którym i tak najczęściej się zapominało, więc dopiero ekstremalne przemoczenie ciuchów i przemarznięte stopy było ostatecznym sygnałem, że wypadałoby zabrać sanki oraz brata i iść na ciepłą zupkę mamy!
19. Nocne zabawy w chowanego.
Jedno z moich lepszych wspomnień z dzieciństwa. Koniec roku szkolnego i początek wakacji równoznaczny był z tym że razem z gromadką innych dzieciaków, spotykaliśmy się pod płotem sąsiada, by spędzić długie, wieczorne godziny na zabawie w chowanego. Oczywiście wszystko działo się w pobliżu zarośniętych pól, krzaków, rowów, drzew, domów w surowym stanie, które mogły stać się potencjalną kryjówką. Ile człowiek się wtedy nabiegał! My bawiliśmy się tak, że mieliśmy bazę, z której po 60 sekundach ruszała osoba szukająca, a także, do której miały za zadanie dostać się osoby ukryte, oczywiście musiały zrobić to przed tym, który szukał. Dreszczyk emocji, zmrok, czołganie się, szepty, bycie niezauważonym i bezszelestnym, to były emocje!
20. Podwórkowe spanie pod namiotem.
Kolejna wakacyjna rozrywka, rozkładanie namiotu na domowym podwórku i spanie w nim z przyjaciółką z dzieciństwa. Asia, pozdrawiam Cię serdecznie, jeśli to czytasz! I te przygotowania do jednej nocy, aż trzy metry od domu. Prowiant, lampki, śpiwory, gazety, a przede wszystkim, śmiechy i beztroskie rozmowy do późnej nocy!
Miało być dwadzieścia, więc na dwudziestu zakończę. Choć im dłużej się zastanawiam, tym więcej cudownych wspomnień do mnie wraca. Domowej roboty makaron z najlepszą pomidorową mojej babci, pisanie pamiętników, pierścionek od wielbiciela w przedszkolu, oczywiście ten z gumy kulki… Rozerwane kolano, Klaudia przygnieciona przez bramę i pogryziona przez czerwone mrówki, wypady nad jezioro z rodzicami i znajomymi… Mogłabym tak bez końca!
A JAKIE SĄ TWOJE WSPOMNIENIA Z DZIECIŃSTWA?
Czy Twoja lista, choć w pewnym stopniu pokrywa się z moją? Koniecznie daj znać w komentarzu, jestem niesamowicie ciekawa naszych podobieństw i różnic.
Ten nietypowy wpis powstał z potrzeby pielęgnowania dobrych wspomnień i niezapominania o tym, jak wiele w życiu już doświadczyłam! Mimo że nie należę do osób, które lubią rozgrzebywać przeszłości, a konkretniej jej negatywnych elementów, do tych dobrych, ciepłych obrazów w mojej głowie, wracać uwielbiam! Pamiętaj, że nie ma osoby, której dzieciństwo było idealne. Nie warto porównywać się do innych i licytować się, kto miał gorzej, a kto łatwiej. Cieszmy się tym, co było nam dane już przeżyć, ale przede miejmy na uwadzę to, ile jeszcze przed nami! Róbmy wszystko, żeby nasza lista za kilka lat, była nieskończenie długa. Nie chodzi o realizacje wielkich i szalonych idei, a o wspomnienia, które swoją prostotą, powalają na łopatki całą resztę. Bo kto zabroni Ci cieszyć się tym, że tego lata bez zakwitł wyjątkowo ładnie?
PODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? PODZIEL SIĘ NIM ZE SWOIM OTOCZENIEM!
Znajdziesz mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. Szczególnie polecam Ci zajrzeć na moje InstaStory, gdzie dzielę się urywkami z mojej codzienności. Wciąż docieram do nowych czytelników, a Twoja pomoc w rozwoju tego miejsca jest naprawdę niezbędna.