I znowu. Znowu wracam. Nie raz zastanawiam się, po co. Czy nie łatwiej byłoby mi żyć w Polsce? Nie mam idealnego życia, ale wracam, bo mam marzenia. Jest jeszcze tyle do zrealizowania! Tęsknota za domem, a może chodzi o coś więcej?
Powroty do Polski zawsze sprawiają, że przełączam się na tryb: melancholia, sentyment i nostalgia.
Już pierwszego dnia zaczynam myśleć, że tak naprawdę za kilka dni, będzie trzeba wracać. Po zachłyśnięciu się wszystkim, za czym tak bardzo tęskniłam, do głowy zaczynają napływać pytania. Tęsknota za bliskimi jest tak jakby dwa razy silniejsza, mimo że są przecież obok. Na tydzień, czasami dwa, ale są. Mogę na nich spojrzeć, przytulić, porozmawiać, podokuczać, posprzeczać się. Zawsze staram się to doceniać, ale chyba poczucie, że to tylko na chwilę, nie pozwala mi w 100% się tym cieszyć. Każdy wyjazd musi zakończyć się wypowiedzeniem słów: To wszystko zleciało za szybko. Znacie to? Ja doskonale, ale nie tylko przez pryzmat życia na północy Norwegii. Pamiętam, kiedy byłam studentką i na weekend wracałam do rodzinnego miasta. W głowie miałam podobne uczucia, a lęk mieszał się z radością, że już za chwilę, będę mogła wrócić do swoich nawyków, rytuałów, wynajmowanego, studenckiego mieszkania. Wiem, że Wy też to znacie. Przecież każdy za kimś lub za czymś tęskni, prawda?
Mimo pojawiającego się smutku i złości, zaczynam rozumieć, że człowiek musi po prostu zaakceptować upływający czas i fakt, że nie da się mieć wszystkiego.
Za każdym razem tęsknie, czuję niepokój i sama do końca nie wiem, po co ja właściwie to robię. Jednak z drugiej strony, wiem, że wchodząc do moich czterech kątów na drugim końcu Europy, na pewno poczuję ulgę i radość. Tu, gdzie mieszkam teraz, już w dużym stopniu się zakorzeniłam. Mam tu bliskie mi osoby, choć mogę policzyć je na palcach jednej ręki. Mam ulubione miejsca, pracę, a przede wszystkim, marzenia, które wciąż każą mi wierzyć, że wyjazd do Norwegii to dobra decyzja.
Wiem również, że rodzina i przyjaciele będą. Oni są, mimo że widzimy się znacznie rzadziej. Wierzę, że jeśli obie strony wykazują zainteresowanie, kontakt będzie, niezależnie od odległości i miejsca na świecie, w którym się znajdziemy.
W te Święta zauważyłam, że nastąpił pewien przełom. Zamiast tęsknić, próbowałam być tu i teraz, choć do najłatwiejszych to nie należało.
Oprócz przyjemności, bycia z bliskimi, spotkań i cieszenia się czasem wolnym, musiałam pozałatwiać sprawy związane z moim zdrowiem. Miałam wyrywaną ósemkę, bolesne leczenie kanałowe i okazało się, że nabawiłam się zapalenia kości, co skończyło się antybiotykiem, którego nie brałam już chyba od 5 lat. Były łzy, złość, ból, nie tylko ten fizyczny, ale również zakorzeniony nieco głębiej. Jednak… dobre chwile zdecydowanie przeważały. Mimo fizycznego zmęczenia odblokowałam się. Czułam, że naprawdę jestem. Dla siebie i dla bliskich! Przestałam myśleć do przodu, starałam się chłonąć każdą chwilę spędzoną w Polsce. Bo… w tym nie ma nic mistycznego! To wszystko jest na wyciągnięcie ręki, my po prostu musimy sobie pozwolić, by być obecnym tak na 100%. Na chwilę zapomnieć o wszystkim, co mają przynieść kolejne tygodnie. Zapomnieć o zmartwieniach i tym, co nas trapi. Docenić, tak aż do szpiku kości, że właśnie te zwykłe, ale jednocześnie magiczne chwile z bliskimi, są niesamowicie ważne i potrafią dodać energii.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Norwegia wygrywa ranking na najszczęśliwszy kraj na świecie, czy słusznie?
W te Święta nie zazdrościłam. Mimo że zaglądałam do social mediów, były one dla mnie tak jakby… obojętne?
Nie czułam się przytłoczona pięknem, świątecznymi zdjęciami, szczęściem innych, idealnymi choinkami i perfekcyjnie zapakowanymi prezentami. Wzięłam siebie samą za rękę i powiedziałam: Klaudia, przecież Ty zdecydowanie wolisz swoje nieidealne Święta! I poczułam to! Ja naprawdę to poczułam. Nawet kiedy zdałam sobie sprawę, że już drugiego dnia Świąt, czas wracać.
Ludzie pytają, czy tęsknie. Bardzo, ale wiem, że każdy tęskni. Tęsknota jest wpisana w nasze życie. Liczy się to, jak sobie z nią radzimy i ile wysiłku włożymy, by być blisko osób, które mieszkają nawet 3000 km od nas.
Dobrze zrozumieć, że nie można mieć wszystkiego. Żyję daleko od rodziny i wielu moich przyjaciół, ale wcale tego nie czuję. Dbam o te relacje, troszczę się, interesuję. A kiedy już z nimi jestem, staram się dać im jak najwięcej prawdziwej Klaudii. Ludzie, którzy lubią i kochają Cię za to, jakim człowiekiem jesteś, właśnie tego potrzebują. Najfajniejsze jest to, że spotykając takie osoby nawet raz do roku, rozmowa jest tak naturalna, jakbyśmy widzieli się dwa tygodnie temu. Kto też to zna kochani?
Tęsknicie?
Ja bardzo. Ale tak jak napisałam wyżej, nauczyłam się z tą tęsknotą żyć i nie odbieram jej jako coś negatywnego. Jestem dorosła, takie życie sobie wybrałam, przecież nikt nie każe mi na siłę być tu, gdzie jestem teraz! Tęsknie, ale to uczucie mnie nie obezwładnia. Nie sprawia, że nie potrafię cieszyć się codziennością, którą mam tutaj, daleko od rodziny i bliskich. Ta tęsknota wręcz dodaje mi skrzydeł i przypomina, że są ludzie, którzy też myślą, mając mnie w swoim sercu. A jeśli tęsknota naprawdę nie daje Wam żyć, to chyba odpowiedź jest prosta. Trzeba coś zmienić, coś zrobić. Zastanowić się, za czym lub za kim my tak naprawdę tęsknimy. A może tęsknota jest oznaką tego, że nie jesteśmy szczęśliwi i pragniemy zmian?
A co dla Ciebie oznacza tęsknota? Jak sobie z nią radzisz? Czy tęsknota za domem rodzinnym również nie jest Ci obca?
A ja… no właśnie. Przyleciałam wczoraj. Dziś byłam już w pracy. Walizki jeszcze nierozpakowane, pranie niezrobione. Przecież spisanie przemyśleń i nowy wpis są ważniejsze. I joga ważniejsza, by nieco ciało rozluźnić (po całym wczorajszym dniu w podróży, mój kręgosłup błagał o pomoc). Prawdopodobnie, dziś jeszcze trochę sobie odpuszczę. Przecież walizka to prawie taka druga szafa, prawda?