UWIELBIAM OPOWIADAĆ O NORWEGII, ALE NIE CHCĘ UDAWAĆ, ŻE WIEM WIĘCEJ, NIŻ W RZECZYWISTOŚCI.
ZABIERAM CIĘ W MAŁĄ PODRÓŻ DO BODØ!
Myślę, że ciekawie będzie napisać o tym, co mi najbliższe, czyli o życiu w Bodø. O Norwegii nie da się opowiadać, jako o całości. Życie w każdym rejonie tego kraju wygląda nieco inaczej, a nawet Norwegom, którzy pochodzą z innych części Norwegii, przypisuje się różne cechy. Zacznę nieco pesymistycznie, bo od minusów życia tutaj. Pamiętajcie, by wszystko, o czym opowiadam, traktować z przymrużeniem oka i mieć na uwadze fakt, że są to moje subiektywne odczucia. Tyle, ile osób, tyle mogłoby być opinii, ale rozmawiając z innymi zauważam, że spostrzeżenia z listy poniżej, często się powtarzają.
A MOŻE TYM WPISEM ZMOTYWUJĘ CIĘ, BYŚ BLIŻEJ PRZYJRZAŁ(A) SIĘ MIEJSCU, W KTÓRYM MIESZKASZ TY?
Dobrze jest czasami zrobić sobie rachunek sumienia, pomyśleć nad tym, co trzyma nas w danym miejscu, jak nam się tam żyje. Taka analiza plusów i minusów jest świetnym pomysłem, by nieco bardziej docenić to, co mamy na wyciągnięcie ręki. Często marzymy o przeprowadzce, o odległych podróżach, a nie potrafimy cieszyć się z tego, gdzie obecnie żyjemy. A to jest przecież niezbędne, by zacząć czerpać radość z tych przysłowiowych, małych rzeczy. Jestem przekonana, że w każdym miejscu na świecie można znaleźć pozytywy. Czasami trzeba tylko nieco intensywniej poszukać.
WADY ŻYCIA W BODØ, MOJE SUBIEKTYWNE ODCZUCIA.
ODLEGŁOŚĆ OD INNYCH, WIĘKSZYCH NORWESKICH MIAST
Cecha, która przeszkadza mi chyba najbardziej. Należę do osób, które uwielbiają podróżować, odwiedzać nowe miasteczka, większe metropolie, odhaczać kolejne punkty na mapie. Bodø jest największym miastem w okolicy. Mieszkając tutaj, nie da się wyskoczyć na weekend do innego, dużego miasta, przemieszczając się autem. Przykłady? Do miasta wysuniętego jeszcze bardziej na północ, a mianowicie Tromsø, które jest większe od Bodø, musimy jechać 9 godzin. Chcąc wybrać się niżej na południe, możemy odwiedzić Trondheim, ale podróż zajmuje nam 11 godzin, a do Oslo dojedziemy w 17 godzin. I to nie są łatwe trasy. Norwegię charakteryzuje to, że wiele dróg jest bardzo krętych, trzeba uważać podwójnie, a po drodze możemy spotkać stado owiec czy reniferów. Podobnie jest ze Szwecją. Do Sztokholmu muszę jechać 16 godzin, a do Göteborga prawie 20. Przyzwyczajona do podróżowania po Polsce, musiałam przywyknąć do tego, że w Bodø jestem nieco odcięta od świata i od takich krótkich wypadów. Choć z drugiej strony, dla fanów natury, zdecydowanie jest tutaj w czym wybierać, ale o tym w kolejnym wpisie!
PODWÓJNA CENA BILETÓW SPOWODOWANA PRZESIADKĄ W OSLO
Kolejny punkty z listy: wady życia w Bodø, który przeszkadza mi chyba najbardziej? Ceny biletów. Bodø mocno się rozwija, pojawia się tutaj coraz więcej turystów, a miejscowi, również podróżują coraz częściej. Dlatego też w sezonie pojawiają się bezpośrednie loty na Gran Canarię, do Sztokholmu, Kopenhagi, Dubrovnika, Alicante czy na Kretę. Jednak w większości przypadków, jesteśmy zmuszeni do przesiadki w Oslo (bezpośrednio uda nam się polecieć do Tromsø i Bergen, choć do tego drugiego miasta, tylko jedną linią lotniczą Widerøe). Trochę zazdroszczę osobom, które mieszkając np. we wspomnianej stolicy Norwegii, lecą 1,5 godziny do Polski i do tego mogą skorzystać z usług tańszych linii lotniczych (Wizzair, Ryanair), kupując bilet za grosze. Z Bodø do Polski dolecimy jedynie skandynawskimi liniami Norwegian lub SAS. Oczywiście można kombinować z przemieszczaniem się na drugie lotnisko, by z Oslo, lecieć tańszymi liniami, ale niezbyt się nam to opłaca.
Lot przesiadkowy z Bodø związany jest z czekaniem na lotnisku, w podróży spędzamy minimum 8 godzin, a zdarza się i dłużej. Oprócz czasu tracimy również pieniądze. Ceny biletów, głównie w okresach świątecznych, potrafią być kosmicznie wysokie. Pamiętam, że mój Mateusz, nie będąc pewnym swojego urlopu przed Bożym Narodzeniem, kupował bilety na ostatnią chwilę i zapłacił za nie około 6000 NOK. Oczywiście zdarza się, że za podróż w obie strony zapłacimy mniej niż 1500 NOK, ale jest to możliwe np. dzięki zniżce dla osób poniżej 26 roku życia, wcześniejszym zaplanowaniu wyjazdu oraz wyborze najkorzystniejszej opcji. Warto o tym pamiętać, myśląc o przeprowadzce na północ Norwegii.
OGRANICZONY RYNEK PRACY
Bodø liczy około 50 tys. mieszkańców. Na rynku pracy nie jest wcale tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Mimo że o pracę w gastronomii, firmie sprzątającej czy na budowie trudno nie jest, również i te branże mocno związane są z tzw. znajomościami. Pracując w restauracji, widziałam wiele osób, które przynosiły CV i nie dostawały żadnej odpowiedzi. Zgadzam się, że dla chcącego praca znajdzie się zawsze, ale nie jest to wcale proste zadanie, szczególnie tutaj, gdzie rynek pracy jest naprawdę ograniczony. To wszystko powiązane jest mocno ze znajomością języka norweskiego, która jest furtką do zdobycia ciekawego zatrudnienia, niekoniecznie związanego z ciężką, fizyczną pracą. Na szczęście w Bodø pojawia się więcej i więcej inwestycji, a co za tym idzie, również miejsc pracy.
WYŻSZE CENY
Zdziwiło mnie to bardzo, oj bardzo! Jednak faktycznie, w północnej Norwegii jest po prostu drożej. Przez to, że rynek jest tutaj nieco zamknięty i odcięty od reszty kraju, ceny mogą być wyższe. Faktem jest, że w Bodø zapłacimy więcej za wynajem mieszkania, niż w Oslo, choć to oczywiście zależy od konkretnej oferty. Podobnie jest np. z kupnem auta, po które bardziej opłaca się jechać na południe Norwegii.
ZACHWIANY RYTM DNIA I NOCY (NOCE POLARNE ZIMĄ I BIAŁE NOCE LATEM)
Mnie też ciężko było sobie wyobrazić zjawisko, kiedy słońce nie chowa się za horyzont przez całą dobę. Latem, w północnej Norwegii, bardzo łatwo stracić rachubę czasową. Przyjechałam tutaj 1-szego lipca, więc zostałam od razu rzucona na głęboką wodę. Nie mogłam uwierzyć, że o 2 w nocy, słońce świeciło jak w południe. Zasypianie bez zasłoniętych okien może być naprawdę trudne, a wyglądanie za okno nie pozwoli nam raczej ocenić, czy powinniśmy już wylądować w łóżku. Białe noce są jednocześnie negatywnym, ale i pozytywnym zjawiskiem, do którego Polacy, nie zawsze potrafią się szybko przyzwyczaić (i chyba nie tylko Polacy, a wszyscy obcokrajowcy). Latem natura próbuje wynagrodzić nam to, co dzieje się na północy Norwegii zimą, czyli noce polarne. Ciemność, ciemność i jeszcze raz ciemność. Człowiek zapomina o istnieniu słońca. Każdą zimę tutaj przeżywam naprawdę ciężko i chyba nie zmieni się to nigdy.
BRAK IKEI
Wiem, że to może mały szczegół, na który wiele osób nie zwróci nawet uwagi. Jednak brak IKEI naprawdę często mi przeszkadza. Oczywiście można złożyć zamówienie online z dostawą do domu, ale związane jest to z wysokimi, dodatkowymi kosztami.
BRAK TARGÓW, BAZARÓW
To jest kolejny minus, nad którym ubolewam chyba najbardziej. Latem, będąc w Polsce, zawsze zaglądam na bazarek, by nacieszyć się na zapas tym bogactwem lokalnych warzyw i owoców. W Bodø takiego miejsca niestety nie ma. Warzywa i owoce możemy kupić jedynie w sklepach i supermarketach. Niestety związane jest to również z tym, że większość z nich pakowana jest w folię, a osoby, które chcą nieco bardziej zadbać o środowisko i wytwarzanie mniejszej ilości śmieci, mają zdecydowanie utrudnione zadanie.
WIĘCEJ PRODUKTÓW POCHODZĄCYCH Z IMPORTU
Jest to ściśle związane z tym, o czym opowiedziałam Wam powyżej. W północnej Norwegii nie ma zbyt wielu lokalnych warzyw czy owoców. Większość z nich pochodzi z importu i nie są pierwszej świeżości. Oczywiście da się kupić norweską marchewkę, dorodny jarmuż czy smaczne ziemniaki, ale nie mamy zbyt dużego spektrum wyboru. Dlatego tak często decyduję się na mrożonki (norweskie borówki, fasolka szparagowa, brukselka, truskawki), które mogą być lepszej jakości, a przede wszystkim, są tańsze.
HAŁAŚLIWE ODRZUTOWCE WOJSKOWE
Wiem, wiem, nietypowe spostrzeżenie. W Bodø swoją siedzibę ma wojsko, które kilka razy dziennie, robi sobie tzw. obwózkę po mieście. Wojskowe odrzutowce potrafią narobić naprawdę dużo hałasu. I choć już do tego przywykłam, nadal muszę przerywać np. rozmowę telefoniczną, kiedy jestem na spacerze, bo człowiek nie słyszy nic, oprócz szumu.
NIEPRZEWIDYWALNE LATO
Lato w północnej Norwegii naprawdę potrafi zaskoczyć. Zdarzyło mi się tutaj być opaloną jak murzynka, chodzić w ciepłej, wręcz zimowej kurtce, nie rozstawać się z płaszczem przeciwdeszczowym czy leżeć na zielonej trawce w bikini. Latem możliwe jest wszystko! Tylko wiecie co? Taką nieprzewidywalność pogody uważam również za dobrą cechę. Człowiek naprawdę uczy się doceniać piękne dni i wykorzystywać je maksymalnie, a nie przekładać swoje plany na jutro.
TRUDNO O BYCIE ANONIMOWYM
Bodø to miasteczko, gdzie trudno o bycie anonimowym. Mimo że Norwegowie bardzo cenią sobie prywatność, czasami mam wrażenie, że jest nieco na odwrót. Podam Wam jeden przykład. Gdybym miała przypadkiem pomylić samolot z Oslo do Bodø, jest to raczej niemożliwe. Kiedy wsiadasz do samolotu, dookoła słyszysz tylko norweskie cześć i przyglądasz się Norwegom, z których każdy zna lub kojarzy prawie cały samolot. I co gorsze, ja mam już podobnie! Przez to, że pracowałam w dwóch najpopularniejszych restauracjach w mieście, mnóstwo mieszkańców kojarzę z widzenia. Co więcej, taką znajomą twarz, zdarza mi się spotkać w Gdańsku! Mimo że Norwegowie opisywani są jako nieco powściągliwi, zdystansowani i wycofani, ja często zauważam ich towarzyską naturę i to jest chyba cecha mieszkańców z północy. A w małym miasteczku, jak to w małym miasteczku, nie trudno o to, by znali się wszyscy.
MAŁY WYBÓR KNAJP, KAWIARNI, ŻYCIA ULICZNEGO
Nie ma co ukrywać, zdecydowanie jestem fanką ulicznego życia. I mam tutaj na myśli wyjścia do kawiarni, odkrywanie nowych miejsc i inspirowanie się wnętrzami, knajpkami. W Bodø jest tego naprawdę mało, szczególnie jeśli myślę o miejscach, z których weganin również wyjdzie zadowolony. Jednak jak już wspominałam, Bodø rozwija się naprawdę intensywnie, więc wierzę, że i ciekawych miejsc z bardziej oryginalną ofertą gastronomiczną i wnętrzarską, powstanie więcej.
OPOWIADANIE O WSZYSTKIM ‚NA OKRĘTKĘ’
Jestem osobą, która uwielbia bezpośredniość w konwersacjach. Oczywiście, nie zawsze mi to wychodzi, ale męczy mnie, kiedy ktoś nie potrafi mi powiedzieć czegoś wprost. Norwegowie z północy zdecydowanie lubią opowiadać o wszystkim dookoła. Prosta instrukcja przeradza się w coś bardzo skomplikowanego, a zwyczajna czynność potrafi być wyniesiona do rangi trudnego zadania. Norwegowie z północy mają również specyficzne poczucie humoru. Oczywiście, że każdy człowiek jest inny i nie możemy niczego generalizować, ale praca w gastronomii oraz obcowanie z Norwegami z północy pokazało mi, że potrafią być charakterystyczni. Ale z drugiej strony, czy jest w tym coś złego? My, Polacy, też na pewno mamy pewne cechy, które dla innych narodów, mogą być nieco niezrozumiałe.
A TY JAKIE MINUSY MIEJSCA, W KTÓRYM MIESZKASZ, DOSTRZEGASZ OD RAZU?
Chętnie poznam Twoje spostrzeżenia! Zawsze staram się dostrzegać pozytywy w miejscu, w którym mieszkam. Dlatego też nie odpowiadam Wam o tym, że Bodø, wiele osób, przytłacza. I nie dlatego, że dzieje się tutaj za dużo, a wręcz odwrotnie! Poznałam już sporo ludzi, którzy śmieją się, że w Bodø da się wytrzymać pół roku. I mimo że na co dzień bardzo lubię ten spokój, brak korków i wolniejsze życie, odkąd tutaj mieszkam, moja potrzeba podróżowania wzrosła niesamowicie. Mam na myśli nawet krótki wyjazd do Polski, który zawsze sprawia, że zaczynam tęsknić za moją norweską rutyną i spokojem.
Pamiętajcie, że w Norwegii miasto liczące 50 tys. mieszkańców to naprawdę duże miasto! A kolejny wpis o Bodø będzie już bardziej optymistyczny, opowiem Ci o pozytywnych aspektach życia tutaj.
A może mieszkasz w innej części Norwegii i minusy widziane z Twojej perspektywy, są zupełnie inne? Przeczytam o tym z ogromnym zaciekawieniem!