Dziś zabieram Was w podróż do stolicy Norwegii. Weekend w Oslo okazał się być magicznym i był to czas wyjątkowy, choć wcale nie idealny. Pełno zdjęć, rekomendacji, porad i opowieści prosto z serca.
CZWARTEK
I stało się! Czas zacząć wyczekiwany weekend w Oslo! O 7.00 rano wylatuję z Bodø, by około 8.30 wylądować w stolicy Norwegii. Pomysł na ten wyjazd pojawił się zupełnie spontanicznie. Sprawdziłyśmy bilety i okazało się, że akurat w tym okresie znalazłyśmy naprawdę tanie loty, zarówno ja, jak i moja towarzyszka z Polski. Wylądowałyśmy na dwóch różnych lotniskach. Ja leciałam liniami lotniczymi Norwegian, więc do centrum przemieszczałam się z portu lotniczego Gardemoen, który oddalony jest od miasta około 30 minut drogi pociągiem. Udało mi się skorzystać ze zniżki studenckiej i do centrum dojechałam szybkim pociągiem, który zatrzymał się tylko na jednej, dodatkowej stacji przed centrum. Z Pauliną spotkałyśmy się w kawiarni Starbucks na stacji głównej Oslo S. Szczęśliwe, podekscytowane i lekko zmęczone czekałyśmy na właścicielkę mieszkania wynajętego przez mój ulubiony portal Airbnb. Zjawiła się przed czasem i szybko dostałyśmy klucze oraz instrukcje, jak do niego dotrzeć. Zamiast autobusu wybrałyśmy spacer, pogoda była bardzo przyjemna. Mieszkanie znajdowało się w dzielnicy Gamle Oslo, spacer zajął nam nieco ponad pół godziny, bo przecież miałyśmy ze sobą podręczne walizki. Przez cały weekend nagminnie używałyśmy Google Maps, która była naprawdę przydatna, by dotrzeć w wybrane miejsca.
Mieszkanie okazało się jeszcze piękniejsze niż na zdjęciach. Była to całkiem nowa oferta i w dniu, kiedy się na nie zdecydowałyśmy, brakowało opinii innych osób, więc wybór był w ciemno. Jednak nie było czego żałować. To miejsce z duszą, z pięknym widokiem na miasto, w spokojnej dzielnicy. Czułyśmy się tam obie wyjątkowo dobrze, a czas spędzony na kanapie, przy kawie, śniadaniu, a nawet lampce wina, wspominam chyba najlepiej. To nie było mieszkanie urządzone z przepychem, o nie nie. Jasne, przestronne, z wysokim sufitem i odrobiną dodatków, które sprawiały, że można było poczuć się tutaj wyjątkowo. Półka z genialnymi książkami, lornetka, globus, gitara, stary Zenit…
Pod blokiem był sklep Rema1000, w którym zrobiłyśmy małe zakupy. Zdecydowałyśmy, że wieczorem zrobimy curry ze słodkim ziemniakiem, czyli łatwe, jednogarnkowe danie. Jakieś owoce na śniadanie, mleko roślinne też wpadło do koszyka, resztę przywiozłyśmy ze sobą.
Po zakupach przyszedł czas na chwilę relaksu i oddechu. Zaparzyłyśmy pyszną kawę i zajadałyśmy się pysznymi, domowymi batonikami, które zrobiłam specjalnie na nasz wyjazd. Miała to być tylko szybko kawa, ale rozmowa przedłużyła się aż do pory obiadowej. Więc… czas na spacer!
Od początku ustaliłyśmy zasady naszego wyjazdu. Wyjaśniłyśmy sobie, że nic nie musimy, że mówimy otwarcie, co w danym momencie nam pasuje, a co wolimy odpuścić. Zero presji, bo równie dobrze możemy zostać w mieszkaniu, zrelaksować się i najzwyczajniej w świecie odpocząć. W czwartek nie miałyśmy dużych planów, ale obie chciałyśmy odwiedzić Galerię Narodową, która właśnie tego dnia jest bezpłatna dla wszystkich (w inne dni wejście kosztuje 100 NOK, a dla studenta 50 NOK)!
Wyruszyłyśmy w kierunku centrum. Zaliczyłyśmy wejście na dach popularnej Opery Narodowej i obejrzałyśmy ją w środku. Nie da się ukryć, ten budynek robi wrażenie. Warto zobaczyć i dodatkowo jest to darmowa atrakcja, za którą nic nie płacimy. Nawet toalety w operze są niesamowite! Zaraz po tym ruszyłyśmy w kierunku Karl Johans Gate, czyli najpopularniejszej turystycznie ulicy w Oslo. Jak zawsze tłoczno i nie w moim klimacie, ale warto się przespacerować. Dotarłyśmy również do norweskiego parlamentu, czyli Stortinget. Okazało się, że czas ucieka bardzo szybko i obie mocno zgłodniałyśmy. W pobliżu Galerii Narodowej, do której miałyśmy zamiar iść, była knajpka, którą bardzo chciałam odwiedzić, a mianowicie Nord Vegan. Skusiłyśmy się na buddha bowl i napiłyśmy się różowej wody barwionej burakiem.
Jadąc do Norwegii, musicie się przygotować, że jest to bardzo drogi kraj. Mieszkając tutaj, ta różnica się zaciera, zarobki są stosunkowo wysokie. Jednak dla turystów podróżowanie po Norwegii jest kosztowne. Dotyczy to również jedzenia na mieście. Dlatego świetnym rozwiązaniem jest wynajem mieszkania wyposażonego w kuchnię, w którym przyrządzimy śniadanie, a nawet inne posiłki. My na mieście jadłyśmy raz dziennie, najczęściej był to obiad. Śniadania i kolacje zawsze robiłyśmy w mieszkaniu.
Galeria Narodowa bardzo nam się podobała. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w tego typu miejscu. Ogromna ilość obrazów, z których część zrobiła na mnie szczególne wrażenie. Nareszcie zobaczyłam popularne dzieło Edvarda Muncha, czyli Krzyk. To właśnie ten malarz jest chyba najpopularniejszym, norweskim artystą znanym na całym świecie. O dziwo w galerii znajdziemy również obrazy Pablo Picasso, które podobały mi się zdecydowanie najbardziej.
Z Galerii udałyśmy się jeszcze na spacer, a z niego prosto do mieszkania. Oslo to miasto kontrastów, gdzie obok nowoczesnych wieżowców widzimy zadbane kamienice i zielone parki. W drodze powrotnej zaglądamy do pobliskiego parku, a także mijamy publiczny… ogródek. W Oslo spotkałyśmy się ze świetną inicjatywą, którą są warzywa rosnące publicznie, dostępne dla wszystkich. Mimo że nie było tego dużo, udało nam się zerwać po pomidorku koktajlowym. Co myślicie o takim pomyśle?
Do domu wróciłyśmy bardzo zmęczone. Paulina musiała wstać o 3.30, a ja miałam za sobą nieprzespaną noc. Przygotowałyśmy pyszne curry z mlekiem kokosowym, którego wyszedł ogromny gar. Zajadałyśmy się obie, rozmawiałyśmy, a w łóżku wylądowałyśmy bardzo szybko. Przecież jutro czeka nowy dzień!
PORADY I PODSUMOWANIE DNIA:
- Oslo jest drogie, a jeśli nie chcesz wydać dużo, zabierz ze sobą ulubione jedzenie. My przywiozłyśmy płatki owsiane, orzechy, daktyle, rodzynki, nasiona chia, gorzką czekoladę, gotową mieszankę na falafele, herbatki i kilkanaście sztuk domowych batoników musli, które stanowiły świetną przekąskę. Wszystko nadawało się do przewiezienia w bagażu podręcznym. Codziennie na śniadanie robiłyśmy domową owsiankę z przeróżnymi dodatkami, kupić trzeba było tylko mleko i owoce.
- Właśnie pierwszego dnia zrobiłyśmy małe zakupy i przygotowałyśmy curry, którym zajadałyśmy się w aż dwa dni. Bataty, cukinia, mrożonka miksu warzyw, mleko kokosowe. Cebulę, czosnek, przyprawy, a nawet świeży imbir były w mieszkaniu, więc nic więcej do szczęścia nie było potrzebne.
- Polecam zaopatrzyć się w internet w telefonie. Spacer po Oslo jest o niebo łatwiejszy, kiedy w każdej chwili możemy wspomóc się nawigacją i mapą Google.
- Przed wyjazdem warto sprawdzić oferty muzeów czy miejsc, które chcemy odwiedzić. Często jednego dnia w tygodniu możemy załapać się na bezpłatny wstęp. My na kulturę nie wydałyśmy ani grosza.
PIĄTEK
Obudziłam się wypoczęta i pospałam nieco dłużej niż Paulina. Pogoda za oknem była idealna, do Oslo zajrzała wiosna, a my jesteśmy strasznymi szczęściarami, że trafiłyśmy na taki weekend! Akurat w ten piątek w Oslo odbywało się coroczne Kulturnatt, czyli Noc Kultury. Mnóstwo darmowych wydarzeń, inicjatyw, fajnych akcji. My zdecydowałyśmy się na wieczorny koncert lokalnego zespołu Twintoulouse w pubie MONO. Ale najpierw… cały dzień wrażeń, który zaczynamy pyszną, pożywną owsianką z masą cynamonu. Przy śniadaniu omawiamy wstępny plan dnia, szykujemy się i ruszamy! Nie korzystamy z transportu miejskiego, wszędzie chodzimy pieszo.
Na pierwszy ogień poszedł Park Botaniczny, który nieco nas zawiódł. Obie stwierdziłyśmy, że to miejsce nie robi na nas wrażenia. Na szczęście pogoda była idealna, więc taki spacer był samą przyjemnością. Jestem pewna, że park dużo lepiej prezentuje się wiosną, może będzie jeszcze okazja tam wrócić?
Z parku ruszyłyśmy w kierunku popularnej Mathallen, czyli hali wypełnionej po brzegi knajpkami, stoiskami z jedzeniem, której nie można nie odwiedzić, będąc w Oslo. Po drodze trafiłyśmy do sklepu Vintage Fransk Bazar, który i tak chciałyśmy odwiedzić. Istne szaleństwo! Fajnie nacieszyć oko taką ilością ciekawych przedmiotów. Najbardziej spodobały mi się okładki starych numerów Vogue, chętnie przygarnęłabym jeden na swoją ścianę!
No i wreszcie trafiłyśmy na osiedle o nazwie Vulkan, na którym znajduje się również Mathallen. Najlepsze jest to, że zaraz obok nowoczesnych budynków, w środku wszystkiego płynie rwąca rzeka, która tego dnia była wyjątkowo wzburzona. Niesamowity widok! Miałyśmy nawet okazję zobaczyć piękną tęczę.
Przed wejściem na halę z jedzeniem, zatrzymałyśmy się na chwilę na świeżym powietrzu. Piękny plac zabaw, zielone boisko, na którym spora grupa ludzi grała we frisbee. Dużo mam z dziećmi, spacerowiczów, ludzi cieszących się wrześniowym słońcem. Całe moje ciało zalała fala beztroski i czystego szczęścia, że mam okazję tego wszystkiego doświadczyć, poczuć na własnej skórze.
Nie kupiłyśmy nic na Mathallen, obeszłyśmy całość dookoła i pooglądałyśmy, ale… przystojnych kucharzy.
Okazało się, że tego dnia dzieje się w Oslo naprawdę dużo ciekawych rzeczy. Nieopodal Mathallen trafiłyśmy na second-hand na świeżym powietrzu oraz stoiska projektantów. Nic nie kupiłyśmy, ale znów nacieszyłyśmy oko i pouśmiechałyśmy się do ludzi!
Po zwiedzeniu tej części miasta przyszedł czas na coś do jedzenia. Zdecydowałyśmy się zupełnie spontanicznie na Loving Hut, czyli wegańską sieć restauracji, którą można znaleźć w wielu miastach na świecie, również w Warszawie. Jedzenie było przepyszne i przystępne cenowo (jak na norweskie warunki). Za spore danie główne zapłaciłyśmy tutaj około 150 NOK. Po obiedzie ruszyłyśmy przed siebie, jeszcze dalej na północ Oslo, gdzie znajduje się kawiarnia Oslo RAW, którą również bardzo chciałam odwiedzić. O niej zaraz opowiem, ale muszę podkreślić, że moja szyja naprawdę bolała od nieustannego kręcenia i oglądania się dookoła. Każda część tego miasta ma coś do zaoferowania, naprawdę!
Po drodze zajrzałyśmy także do starej księgarni, gdzie książek było aż pod sam sufit. Udało nam się również wstąpić do popularnego sklepu ze zdrową żywnością Røtter, który niestety powala wysokimi cenami… ale właśnie w tym miejscu pierwszy raz zobaczyłam maszynkę do robienia masła orzechowego! Mówię Wam, czad! Podkładamy słoiczek, włączamy maszynę i orzechy zamieniają się w 100% masło orzechowe bez żadnych dodatków!
Oslo RAW to malutkie, urocze miejsce, które musiałyśmy odwiedzić! Położone w bardzo ładnej części miasta, choć nieco daleko od centrum, ale my spokojnie doszłyśmy tam pieszo. W Oslo RAW napijemy się kawy, możemy zjeść surowe dania, a oprócz ciast, dostępna jest również surowa pizza, acai bowl itp. My zdecydowałyśmy się na kulkę czekoladowo-orzechową i surowy sernik z pistacjami. Jej… to było genialne!
Tak, to był zdecydowanie dzień pełen wrażeń! Wracamy do mieszkania bardzo zmęczone, ale dziś czeka nas jeszcze koncert! Relaksujemy się, odświeżamy, jemy rozgrzewające curry i przed dziewiątą wychodzimy z domu. Na szczęście koncert zaczyna się pół godziny później, bo oczywiście wpadamy spóźnione. Kameralne miejsce i naprawdę świetny zespół, który bardzo umila nam wieczór. Skusiłam się nawet na alkohol, który pije bardzo sporadycznie, ale tego wieczoru czułam się naprawdę genialnie, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Koncert się kończy, my spędzamy jeszcze trochę czasu na rozmowie i przypadkiem przenosimy się do stylowego miejsca nieopodal, w którym oprócz hipsterskiego piwa, możemy zagrać… w ping-ponga! Do domu wracamy grubo po północy. Ale wiecie co? Mimo że Oslo jest dużym miastem, czułam się tam naprawdę bezpiecznie, nawet w nocy. Dużo czyta się ostatnio o niepokojących sytuacjach w stolicy Norwegii, ale my nie odczułyśmy niczego negatywnego.
PORADY I PODSUMOWANIE DNIA:
- W każdym mieście, a także w Oslo, polecam zajrzeć nieco głębiej, niż popularne ulice w centrum. Nie warto iść za tłumem, a spacerując czy nawet przemieszczając się na rowerach, możemy trafić na wiele perełek, czasami zupełnie przypadkiem. Może następnym razem warto się zgubić i odkryć miejsca, o których nie było mowy w przewodnikach?
- Dla osób jedzących na co dzień wegańsko bardzo przydatna będzie aplikacja Vegan Norway, która zbiera wegańskie opcje w kilku norweskich miastach, także w Oslo. Tę aplikację polecam nie tylko osobom, które są na diecie roślinnej. Znajdziemy w niej miejsca, które w swojej ofercie mają opcje roślinne, ale nie są to tylko miejscówki w 100% roślinne (choć takie też znajdziemy). Jeśli nagle zrobimy się głodni, włączamy aplikacje i widzimy zbiór ciekawych miejsc, które uporządkowane są według odległości od naszej lokalizacji. Często są to miejsca lokalne, które oferują produkty dobrej jakości. Koniecznie sprawdźcie, jeśli będziecie w Oslo!
- Pierwszego dnia zaznaczyłyśmy na mapie Google gwiazdkami miejsca, które chcemy odwiedzić. Knajpy, muzea, galerie, parki, budynki, dzielnice, wszystko. Dzięki temu miałyśmy swój własny przewodnik, który mogłyśmy dowolnie modyfikować, wybierać kolejność lub udać się w miejsce, które było akurat najbliżej. Wiecie, jak to jest podczas podróży, plany często zmieniają się nieoczekiwanie, a my nie chciałyśmy robić niczego na siłę. Jeśli obie czułyśmy zmęczenie, odpuszczałyśmy, po prostu.
NA KONIEC KILKA ZDJĘĆ Z MOJEGO INSTASTORIES, A DRUGA CZĘŚĆ OPOWIEŚCI O MAGICZNYM WYPADZIE DO OSLO JUŻ NIEBAWEM!
Mam nadzieję, że taka forma wpisu podróżniczego przypadła Wam do gustu. Jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało. Czytam wszystkie komentarze, wiadomości, sugestie i niesamowicie się cieszę, gdy widzę odzew z Waszej strony. Czy chciałbyś spędzić weekend w Oslo?
Na dziś to tyle, a Tobie przypominam, że znajdziesz mnie na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. Szczególnie polecam Ci zajrzeć na moje instastories, gdzie dzielę się urywkami z mojej codzienności. Wpadaj i bądźmy w kontakcie, ściskam!