Mówią, by nie patrzeć na świat w szarych barwach. Czy zawsze? Ja codziennie staram się wybierać właśnie tę szarość, bo w życiu nic nie jest czarne albo białe. Przynajmniej dla mnie. Staram się widzieć kompromis, wybieranie mniejszego zła, działanie w zgodzie z własnym sumieniem. Robienie tego, co na dany moment jestem w stanie zrobić. Dziś o zbyt pochopnym ocenianiu innych i wyciąganiu bolesnych wniosków, którymi krzywdzimy drugiego człowieka.
MAM WRAŻENIE, ŻE DZIŚ KAŻDY JEST LEKARZEM, DIETETYKIEM, TRENEREM PERSONALNYM, DORADCĄ ZAWODOWYM, RODZICEM…
Zgadzacie się? Coraz łatwiej przychodzi nam wbijanie szpilki drugiemu człowiekowi, zbyt powierzchowne ocenianie wyborów innych, dawanie niewinnych, dobrych rad, które wcale nic wartościowego nie wnoszą. Szczególnie dużo tego w sieci. W sumie nie ma się co dziwić, łatwiej napisać, niż powiedzieć komuś coś prosto w oczy. Chciałabym, by każdy z nas bardziej skupiał się na własnym życiu. Na swoich błędach, diecie, wierzeniach, wyborach. Badał, sprawdzał, co mu służy, a co nie. Szukał odpowiedzi w sobie, a nie wśród innych. Wybierał to, co faktycznie podpowiada mu serce, a nie co sugeruje moda. Bo świat nie jest czarny albo biały. Zawsze istnieje coś pomiędzy... A ja opowiadam o paru przykładach, które dotyczą i mnie.
MY, LUDZIE, NIE JESTEŚMY DOBRZY LUB ŹLI.
Przeglądam internet i tak się zaczynam zastanawiać… jeśli wszyscy znają te recepty na szczęśliwe, idealne życie, dlaczego mniej i mniej tego w realnym świecie? Prawda jest taka, że coraz więcej z nas jest po prostu zagubionych. Bo się obwiniamy, że świat taki idealny, a my tacy niedoskonali. A gucio prawda! Nikt idealny nie jest! Każdy w życiu popełnia błędy, robi głupoty, zdarza mu się nawet zranić drugiego człowieka. Mnie też się zdarzyło i to nie raz. Mimo że staram się być empatyczna i po prostu dobra, nie zawsze mi to wychodzi. Nie jestem chodzącym ideałem i daleko mi od stwierdzenia, że taka kiedykolwiek będę. Uświadomienie sobie, że mam prawo do błędów jest bardzo wyzwalające. Każdy z nas jest mieszanką tego dobrego, ale i złego. Każdy z nas zmaga się z jakimiś demonami, które czasami biorą nad nami górę.
OTYŁOŚĆ NIE ZAWSZE OZNACZA OBŻARSTWO, A NIEIDEALNA CERA NIE MUSI WSKAZYWAĆ NA TO, ŻE KTOŚ O SIEBIE NIE DBA.
Nie, nie mam zamiaru usprawiedliwiać otyłości, ale naprawdę istnieją ludzie, którzy w sklepach szukają rozmiaru większego niż 40 i niekoniecznie prowadzą niezdrowy styl życia. Choroby, problemy hormonalne, stres. Każdy z nas jest inny. Sama jestem kobietą, która z rozmiaru 34 wróciła do tej przysłowiowej czterdziestki. Tu i ówdzie mam tłuszczyk, lubię się porządnie najeść i mimo że dbam o swoją dietę oraz jestem całkiem aktywną osobą, nie mam idealnego ciała. I może mogłoby być z nim dużo lepiej. Jednak po moich przejściach z zaburzeniami odżywiania i ciągłej próbie uleczenia swojej relacji z jedzeniem tak na 100%, wolę cieszyć się niedoskonałym ciałem niż bezustannie gonić za czymś, co i tak nie da mi szczęścia. Przecież nie dla wszystkich najważniejszy jest wygląd zewnętrzny. Podobnie jest z resztą z cerą. Sama zaliczam się do kobiet, które nigdy nie miały większych problemów ze skórą. I co? Dopadły mnie po 25-roku życia. Wyjście z domu bez lekkiego podkładu już wcale takie oczywiste dla mnie nie jest. Mimo że jem całkiem zdrowo oraz używam naturalnych kosmetyków, skóra zaczęła wariować. I tutaj przytoczę słowa mojego Mateusza: Problemy z cerą są przejściowe i nie wszystko jest zależne od Ciebie. Ty i to, jaką jesteś osobą w środku, zostaje na zawsze i liczy się przecież najbardziej. Oczywista oczywistość? Może. Teraz pomyśl… ile razy, widząc osobę np. z trądzikiem, stwierdziliśmy w myślach: mniej chipsów, zdrowsza dieta i cera wróci do normy. Czy zawsze jest to takie proste? Mnie też niestety zdarza się z automatu oceniać wygląd innych. Takie myśli, mimo że się pojawiają, zatrzymuję dla siebie i zawsze staram się przeanalizować, co poczułabym ja, gdyby ktoś powiedziałby mi np. chyba przytyłaś, masz pryszcze, czyżby nie nosisz już rozmiaru 34? Naprawdę? Tak się składa, że w domu mam kilka luster, więc doskonale wiem, co pokazuje moje odbicie.
WYŻSZE WYKSZTAŁCENIE NIE JEST OZNAKĄ TWOJEGO SUKCESU.
Znam wiele wspaniałych i niesamowicie inteligentnych ludzi, którzy nie mają wykształcenia wyższego. Nie uważam, by było to coś złego. Pisałam o tym więcej tutaj: Czego uczy mnie życie w Norwegii, ale właśnie Skandynawia pokazuje mi, że da się inaczej. Posiadanie wykształcenia wyższego nie jest czarne albo białe. Przy obecnej dostępności wiedzy, również tej za darmo, tylko od nas zależy, ile będziemy chcieli jej przyswoić. I nie musi być to od razu związane ze skończeniem magisterki. Mamy tyle innych możliwości, a nie każdy chce przecież być studentem. Czy to źle? Oczywiście, że nie! Sama popełniłam ten błąd i poszłam na studia od razu po liceum, nie wiedząc nawet, co chciałabym zrobić ze swoim życiem. Szli wszyscy, więc chciałam pójść i ja. Chcę wrócić na studia, ale dopiero w momencie, w którym faktycznie będę przekonana, że wybieram to, co chociaż częściowo mnie interesuje i daje satysfakcje. Zbyt dużo w moim życiu było nauki na siłę.
Bardzo cenię ludzi, którzy mają pomysł na siebie i idą swoją drogą, mimo że nie ma na niej miejsca dla wykształcenia wyższego. Każdy ma prawo do swoich decyzji i nie nam to oceniać. Tak długo, jak człowiek jest szczęśliwy ze swoim wyborem, możemy mu tylko pogratulować, a nie wydawać osądy.
ŻYCIE W NORWEGII NIE OZNACZA, ŻE MASZ DOBRE ŻYCIE.
To dotyka mnie szczególnie często. Łatwo oceniać życie ludzi, którzy wyjechali do bogatszego kraju, niż Polska. Zawsze będę powtarzać, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, jak ułoży nam się codzienność np. w Norwegii. Mimo że zarobki są tu lepsze niż w Polsce (choć i to nie jest już wcale tak oczywiste), również i koszta życia należą do tych najwyższych na świecie. Wiele osób lubi pochopnie wrzucać wszystkich emigrantów do jednego worka. Gdyby to jeszcze było tak bezdyskusyjne w praktyce. Nie jest, uwierz mi na słowo. Nie mówię, że sukces i życie na godnym poziomie w Norwegii jest niemożliwe, ale wcale do najprostszych nie należy. Uważam wręcz, że ten kraj nie jest dla każdego, a ja, mimo że mieszkam na północy Norwegii, gdzie Norwegowie są dużo bardziej otwarci, często czuję się samotna, niezrozumiana, po prostu… inna.
NIE MA LEPSZEGO LUB GORSZEGO WEGANINA.
Piszę o weganizmie, bo jest mi on szczególnie bliski, jednak ten podpunkt możemy odnieść do każdego stylu życia czy odżywiania. Zauważam, że osoby, które ograniczają produkty odzwierzęce lub próbują swoich sił w wegańskim stylu życia, często karmią się wytykaniem błędów innym. Drażni mnie to, strasznie. Każdy podejmuje kroki, na które jest gotowy. Sama przez 22 lata mojego życia mięso jadłam, więc nie mam zamiaru nikomu mówić, co jest dobre a co złe. Jeśli człowiek chce otworzyć oczy na pewne sprawy, na pewno, prędzej czy później, to zrobi.
Już jakiś czas temu podjęłam decyzję o niekupowaniu rzeczy skórzanych. Tak też robię, od prawie dwóch lat. Dlatego bardzo cieszę się na widok popularnych marek, jak np. BIRKENSTOCK (marka znana na całym świecie, która produkuje kultowe klapki), wypuszcza wegańskie modele. Moje wegańskie birkenstocki mam okazję nosić dzięki uprzejmości norweskiego, internetowego sklepu z butami Footway, który ma je w swojej ofercie i który jest partnerem tego wpisu. Zdecydowałam się na model Arizona, bliżej możecie przyjrzeć się mu na zdjęciach, którymi uzupełniam tekst. Swoją drogą, zakochałam się w tych butach od pierwszego noszenia! Wygoda, porządne wykonanie i prostota, to lubię najbardziej! Dlaczego o tym wspominam? BIRKENSTOCK ma w swojej ofercie mnóstwo klapek ze skóry, które cieszą się niesłabnącą popularnością. Czy to jest powód, że ja, jako weganka, nie powinnam wspierać takiej firmy? Uważam, że wręcz przeciwnie! Im więcej osób zdecyduje się na wegański model tej marki, tym lepiej. Dużo wegan zbyt często wytyka sobie błędy i ocenia, zamiast wspierać czy doceniać nawet te najmniejsze zmiany, na które decyduje się druga osoba.
Tak, nie jestem idealna, jeśli chodzi o weganizm. Robię tyle, na ile w danym momencie jestem w stanie i naprawdę nikt nie może tego oceniać. To ja rozliczam się sama ze sobą na koniec dnia i tak powinien robić każdy.
I TAK MOGŁABYM WYMIENIAĆ BEZ KOŃCA. A TY… CZY WYBIERASZ SZAROŚĆ?
Wiara, religia, dieta, wygląd zewnętrzny, edukacja, relacje, codzienne wybory… to wszystko jest bardziej złożone, niż się czasami wydaje. Odkąd przestałam zbyt pochopnie oceniać innych i bardziej skupiam się na tym, co robię ja, żyje mi się jakoś lepiej, lżej, pełniej. Bardzo chętnie rozmawiam z ludźmi, służę dobrą radą, jednak daleko mi do osądzania, które niestety, przychodzi ludziom coraz łatwiej. Mniej zerkania na innych, a więcej przyglądania się samemu sobie.
Łapiesz się czasami na zbyt lekkomyślnym ocenianiu drugiego człowieka? A może ktoś ocenił w ten sposób ostatnio Ciebie?