Nie sądziłaś, że kiedykolwiek stracisz kontrolę. Trzymałaś życie w garści, byłaś bombą pozytywności, a ludzie po prostu do Ciebie lgnęli. Przyjaciółki śmiały się, że to Ty zawsze namawiałaś do robienia głupich rzeczy. Miałaś kompleksy, ale łatwiej było zamiatać je pod łóżko. Niech się kurzą, niech ludzie nie widzą.
GDZIEŚ PODŚWIADOMIE, W GŁĘBI DUSZY, ZACHWYCAMY SIĘ SZCZUPŁOŚCIĄ.
Ty też tak miałaś, w sumie nadal masz. Jednak geny obdarowały Cię kobiecą sylwetką, która pojawiła się zbyt szybko, zaskoczyła Cię jeszcze w gimnazjum. A co, zrobiła Ci na przekór! Przecież często dostajemy to, czego wcale nie chcemy. Nie byłaś gotowa na niesmaczne komplementy rówieśników czy wzrok zwrócony na Twój biust, który od początku starałaś się ukrywać. Byłaś typem sportowca, lubiłaś ładne ubrania, ale wolałaś nie zastanawiać się, gdzie dostać biustonosz, bo wtedy nietypowa rozmiarówka wcale nie była tak łatwo dostępna, jak dziś.
SKĄD WZIĘŁY SIĘ TWOJE KOMPLEKSY?
Byłaś lubiana, a powodzenie u płci przeciwnej, wręcz czasami męczyło. Rzadko mówiono Ci przykre rzeczy, a nawet odwrotnie, często dostawałaś komplementy. Czy aby na pewno od osób, od których chciałaś je usłyszeć? A może męczyło Cię, że częściej oceniano Cię przez pryzmat ciała, a nie tego, co masz w środku? Najbardziej oberwało Ci się na początku nowego gimnazjum, kiedy chłopcy zwrócili na Ciebie uwagę, a zazdrosne koleżanki sprawiły, że chciałaś zmieniać szkołę. Od zawsze czułaś się inna, nad wyraz wrażliwa, choć wolałaś zachować to dla siebie. Po rzuceniu sportowej kariery, która była w Twoim życiu prawie 12 lat, chyba czegoś Ci zabrakło. A może to był tylko punk zapalny? Po studniówce, kiedy zostałaś zważona przez szkolną pielęgniarkę, coś w Tobie pękło. Nigdy nie ważyłaś tak dużo. Postanowiłaś coś z tym zrobić. Zacząć znów ćwiczyć, zmienić dietę, którą do tej pory miałaś głęboko gdzieś. Trochę dla zdrowia, które wtedy nieco Ci się posypało, ale głównie dla ciała i tej liczby, która tak bardzo Cię przeraziła.
WSZYSCY PYTALI, JAK TY TO ZROBIŁAŚ.
Kiedy odbierałaś maturalne wyniki, było Cię już dużo mniej, pewnie jakieś 10 kilogramów, może więcej. Schudłaś stopniowo, spokojnie. W głowie myślałaś, że 60 kg to już taki ideał, że tyle wystarczy. Kiedy zobaczyłaś wreszcie tę liczbę, czułaś dziwną obojętność, ale nie chciałaś chudnąć więcej. Kilogramy jednak nadal leciały w dół. Stopniowo, powoli, ale leciały. Komplementów nie było końca. Ludzie pytali, jak tego dokonałaś. Podziwiali, zachwycali się, a Ty musiałaś kompletnie wymienić garderobę. Nowe rysy twarzy, nowy rozmiar, ale przede wszystkim zmiana, o której marzyłaś najbardziej. Nigdy nie zapomnisz chwili, w której stanęłaś przed lustrem i przymierzyłaś koszulę, w której nie mogłaś się zapiąć właśnie ze względu na biust. A teraz? Była idealna, a piersi wyglądały na naturalne, małe, delikatne. I Ty płakałaś, mocno płakałaś. Z radości.
NOWI ZNAJOMI NA STUDIACH POZNALI CIĘ JUŻ JAKO DROBNĄ KLAUDIĘ.
Schudłaś dobre 18 kg. Przez cały okres studiowania ważyłaś 52-54 kg przy wzroście 177 cm. Wiedziałaś, że to mało. Do końca nie zdawałaś sobie sprawy, jak udało Ci się tego dokonać. Dużo ćwiczyłaś z Ewą Chodakowską, biegałaś, miałaś epizody z siłownią, a nawet z boksem, który o dziwo dawał Ci dużo radości. Inne treningi przynosiły ukojenie na chwile, endorfiny robiły swoją robotę. Twój mocny i zawzięty charakter sprawia, że trenujesz mocno. Jak to mówią? Dzień bez treningu to dzień stracony? Robimy formę na lato? Wymieniamy oponki? Tak, właśnie tak to leciało. Jednak wszystko wydawało się w granicach rozsądku. Przecież kiedyś, przygotowując się do zawodów i sezony startowego, potrafiłaś trenować 5-6 razy dziennie, aż do odcięcia. Tylko że to było coś zupełnie innego. Nie walczyłaś o idealną sylwetkę, a o medal na zawodach, prawda?
Ubrania mogłaś kupować w ciemno, a rozmiar 34 stał się Twoją codziennością. Wszystko leżało na Tobie doskonale, choć Ty widziałaś to trochę inaczej. No właśnie… Wpadłaś w pułapkę, o której jeszcze długo nikomu nie powiedziałaś. Potrafiłaś za każdym razem, gdy przechodziłaś koło lustra, podnosić bluzkę i sprawdzać, czy Twój brzuch się nie zmienił. Widziałaś w sobie grubaskę, która nie zasługuję na nic dobrego. Przestałaś wierzyć w siebie, w swoje możliwości, a przede wszystkim w to, jak piękną kobietą jesteś. Zdarzały się jednak dni, kiedy docierało do Ciebie, że jesteś szczupła. To było jak uderzenie kijem w głowę. Ktoś zrobił Ci zdjęcie i nie poznawałaś siebie. Jej… czy to naprawdę ja? Wyglądam idealnie, a może nawet trochę za szczupło? Tak, zdarzało Ci się myśleć racjonalnie. Byłaś taką dobrą aktorką… Czasami nawet nie udawałaś, Ty po prostu chciałaś wierzyć, że nic się w Tobie nie zmieniło, że umiesz cieszyć się z każdego dnia, że chcesz do ludzi, że chcesz żyć, po prostu. Jednak powoli coś w Tobie pękało, a najbliżsi wiedzieli, że coś jest nie tak.
Jadłaś dużo, a ludzie z Twojego otoczenia śmiali się, że masz robaki. Jednak sięgałaś po zdrowe jedzenie. Bardzo. Studiowanie składów było Twoim nowym hobby, dziś już wiesz, że poszło to wtedy za daleko. Nie chodziło Ci o zdrowe, racjonalne odżywianie, a o trzymanie wszystkiego w rydzach. Trzymanie pod kontrolą swojej wagi. Ty wierzyłaś, że dbasz o siebie. Jednak straciłaś… siebie. Straciłaś radość ze wspólnego z obiadu ze znajomymi, który zjadłaś poza domem. Zastanawiałaś się, czemu nadal jesteś głodna, śmiałaś się z tego. Ale wieczorem szybko wskakiwałaś w ciuchy do biegania albo odpalałaś Killera Ewy. Wieczne wyrzuty sumienia zagościły u Ciebie na stałe, nie tylko w odniesieniu do jedzenia. Byłaś przekonana, że zawodzisz wszystkich. Przyjaciół, rodzinę, nieznajomych. Czułaś, że ciągle robisz coś nie tak, jesteś ciężarem.
NA STUDIACH ZACZĘŁO BYĆ ŹLE.
Nie, nie, z nauką szło Ci świetnie, mimo że Twoja zdolność koncentracji odbijała się od dna. Na drugim roku miałaś najlepszą średnią na roku, a pracę licencjacką obroniłaś z wyróżnieniem. Kujon, powiedzą inni, a Ty dziś wiesz, że byłaś chorą perfekcjonistką i trochę zdolną bestią, która mimo tego, że jej wewnętrzny świat właśnie się walił, trzymała wszystko na tip-top.
Jedzenie przejęło kontrolę nad Twoim życiem, treningi w sumie też. Miałaś tę wymarzoną sylwetkę. Niejeden mężczyzna stracił dla Ciebie głowę. Na ulicy zdarzało Ci się dostać wizytówkę od francuskiej agencji modelek. Grupa facetów podbiegała do Twojej mamy i pytała, czy może prosić o Twoją rękę w ciemno, bez zastanowienia. A Ty? Miałaś to wszystko gdzieś. Jasne, że te wydarzenia łaskotały Twoje ego, ale Ty po prostu w to nie wierzyłaś. Nie wierzyłaś, że możesz się komuś podobać. Czasami miałaś przebłyski. Zdarzały się dni, kiedy czułaś się bardzo atrakcyjna, pewna siebie. Jednak to była rzadkość. A na zewnątrz? Wyglądało to zupełnie inaczej. Potrafiłaś objadać się jabłkami, suszonymi owocami, tzw. zdrowe objadanie, ale wciąż objadanie. Do bólu brzucha, ale nie takiego zdrowego. To było nerwowe, kompulsywne jedzenie. Doskonale pamiętasz, że kiedyś w taki sposób jadłaś. I nigdy nie mogłaś się najeść mimo tego, że zjadłaś trzy razy tyle niż Twoja przyjaciółka czy znajomy.
Przed końcem pierwszego roku studiów zaczęłaś mieć problemy ze snem. Pojawiły się natrętne myśli, które nie dawały Ci spokoju. Pamiętasz, jak opowiadałaś o tym wszystkim swojemu bratu i jak bardzo się tego wstydziłaś. Czekając na autobus, nie mogłaś ich uspokoić. One goniły, Ty się stresowałaś i chciałaś zniknąć. Tak bardzo wstydziłaś się tego, co się z Tobą dzieje. Byłaś przerażona. Nadal ciągnęły się za Tobą problemy z okresem, które masz w sumie od gimnazjum i tak sobie to tłumaczyłaś. Przecież brak okresu nie może być związany z tym, że mało ważysz. Przez dwa lata miesiączkę miałaś jak w zegarku, ale nie, nie dała Ci tego natura. Wszystko dzięki plastrom hormonalnym, które biorą kobiety przed menopauzą. I jelita żyły swoim życiem. I nietolerancje pokarmowe się pojawiły. I mimo że wszystko wyglądało idealnie, w środku, kawałek po kawałku, rozpadałaś się. Po tym, jak Twój brzuch zaczął reagować na nieco cięższe jedzenie, bałaś się jeść na mieście. W pewnym momencie zaczęłaś odpuszczać, ale zapomniałaś, jak to jest poczęstować się czymś w gościach. Byłaś głodna, ale wracałaś do domu, by zjeść coś swojego.
W PEWNYM MOMENCIE ZROZUMIAŁAŚ, ŻE CZAS PROSIĆ O POMOC.
Miałaś w sobie wolę walki, ale jednocześnie tak bardzo się wstydziłaś. Nie rozumiałaś tego, co się z Tobą dzieje. Czułaś, że to wszystko Twoja wina. Pewnego dnia pojawiła się myśl, że w życiu nie spotka Cię już nic dobrego. Że nigdy nie będziesz tak po prostu szczęśliwa, spokojna. Że już nigdy nie przeżyjesz dnia, w ciągu którego nie będziesz się stresowała. Że już nigdy nie uwolnisz się od restrykcji, które sama sobie wyznaczałaś. Że już nigdy nie zaśniesz spokojna i nie doznasz poranka, gdy budzisz się bez bólu brzucha. I ta myśl mocno Cię przeraziła i kazała działać. Masz dni, kiedy chcesz to wszystko odkręcić. Kiedy zaczynasz jeść wszystko, nie ograniczać siebie samej, ale wtedy odzywa się zdrowie, które było w słabej kondycji. Bóle brzucha i koło się zapętlało, a Ty wracałaś na stare tory swojej zdrowej obsesji. Po pierwszej wizycie u psychiatry stwierdzasz, że poradzisz sobie ze wszystkim sama, że nie potrzebujesz leczenia, że nie jesteś wariatką i nie chcesz brać leków, które zostały Ci zapisane. Dasz sobie radę sama, zresztą, jak zawsze! Nie chciałaś dopuścić do siebie myśli, że masz prawo prosić o pomoc. Że masz prawo być słaba, chora. Że teraz czas, by ktoś zaopiekował się Tobą.
Pamiętasz, kiedy siedziałaś na ławce przed szpitalem ze swoim tatą. Byłaś po tygodniu w szpitalu, gdzie robiono Ci kompleksowe badania, by wykryć, co Ci dolega. Oprócz problemów z tarczycą, niedoboru witaminy D3 i osteopatii, której nabawiłaś się w ostatnim czasie, wszystko było z Tobą w porządku, a Ty czułaś się najczęściej jak gówno. Zaufana Pani doktor mówi Ci najgorszą diagnozę, której nie chciałaś usłyszeć. Klaudia, musisz przytyć. To jest Twoje lekarstwo. I pamiętasz tatę, który prosił Cię i mówił, Klaudia, spróbuj. Przytyj kilogram, dwa. Nie więcej. Zobaczysz, co się stanie. Próbował zawrzeć z Tobą deal. A Ty płakałaś, tak mocno płakałaś. I wstydziłaś się, że to waga przejęła nad Tobą kontrolę. Przejęła stery nad Twoim życiem. Ty tego nie chciałaś, ale pozwoliłaś na to już dawno. Zachorowałaś. Po prostu. Bałaś się nazwać tylko to wszystko po imieniu.
PIEKŁO, KTÓREGO NIE ŻYCZYSZ NAJGORSZEMU WROGOWI.
W Twojej głowie działy się złe rzeczy. Traciłaś nadzieję, że życie może przynieść Ci jeszcze coś dobrego. Przez dobre dwa lata nie było chwili, byś nie myślała o jedzeniu. I nie, nie w taki naturalny sposób. Zdarzały się momenty, kiedy o nim zapominałaś. Egzaminy, randki, spotkania nowych ludzi. Wszystko sprawiało, że było lepiej, ale na chwilę. Tylko Ty wiesz, ile razy rozpadłaś się na kawałki. Ile razy czułaś, że tym razem nie dasz rady. Że nie wyjdziesz z tego dziadostwa. Że Twoja psychika już nigdy się nie podniesie. Wkradła się depresja i stany lękowe, które zabrały prawdziwą Ciebie. A Ty? Ty nadal udawałaś, a raczej łapczywie chłonęłaś życie dla innych, bo na pewno nie dla siebie. Małe, codzienne decyzje bardzo Cię przytłaczały. Bałaś się kupić nowy rower, bo czułaś wyrzuty sumienia, że na niego nie zasługujesz.
TWOJA HISTORIA JEST NADAL NIEDOKOŃCZONA.
Dziś wróciłaś do wagi sprzed Twojej spektakularnej przemiany. Przybierać na wadze zaczęłaś zaraz po wyjeździe do Norwegii. Dlaczego? Sama nie wiesz. Może cud, może chora tarczyca, może więcej uczuć i miłości. Obecnie ważysz nawet więcej niż przed studiówką. Łatwo stwierdzić, że masz wszystko za sobą. Jednak najtrudniejsza praca dopiero przed Tobą i przekonujesz się o tym każdego dnia. W głowie często pojawiają się myśli, że było Ci tak dobrze, kiedy byłaś szczuplejsza. Że czułaś się atrakcyjniej, lepiej, lżej, było Ci wygodniej. Tylko Ty doskonale wiesz, że Twój mózg wypiera złe wspomnienia, a raczej próbuje to robić. Wolisz pamiętać uśmiechniętą Klaudię, którą widzisz teraz na zdjęciach niż przerażoną dziewczynę, która mierząc najmniejsze spodnie w H&M, nadal nie może spojrzeć w lustro, bo tak bardzo siebie nie znosi.
Masz w sobie fragmenty szkieł, które codziennie, skrupulatnie wyciągasz. Kawałek po kawałku. Niektóre odłamki okazały się większe i krwawią, a Ty musisz zatamować ranę i długo, oj długo na nią dmuchać i chuchać, dbać o nią. Bolesne to wszystko, bardzo, ale Ty przeszłaś już tak wiele.
Poradzisz sobie, potrzebujesz jedynie czasu. Znów. Dalej będziesz próbowała pokochać siebie i brać z każdego dnia tyle, ile możesz. Mieć nad życiem kontrolę. Ty, nie waga, nie kilogramy, nie dieta. I tak się dzieje. To jest niesamowite, ale w Twoich oczach widać radość. Nie codziennie, nie zawsze, ale jesteś tylko człowiekiem. I kobietą, piękną kobietą, która może dać wiele innym. I chcesz o tym mówić, bo wiesz, że ludzie przechodzą przez to samo, a milczenie jest wygodne, ale nikomu nie pomaga.
DLACZEGO KILOGRAMY MAJĄ DECYDOWAĆ ZA CIEBIE, KIEDY MOŻESZ ZACZĄĆ BYĆ SZCZĘŚLIWA?
Do słów odchudzanie i dieta podchodzisz dziś z dużą rezerwą. Musisz mieć się na baczności i wolisz dawać sobie więcej luzu.
Nie chcesz mieć ciała na lato, chcesz mieć ciało na lata!
Jesz zdrowo, ale pozwalasz sobie na mniej zdrowe produkty, bo wiesz, że to daje Ci równowagę. Nie, nie przychodzi Ci to łatwo. A kilogramy? W dużej mierze je zaakceptowałaś, ale nadal nie potrafisz spojrzeć na siebie ze 100% pewnością w oczach po wyjściu spod prysznica. Lekko opuszczasz wzrok, przykrywasz piersi dłońmi (tak, przed samą sobą) i owijasz się ręcznikiem. Tak jest łatwiej. Ale wiesz, że jesteś na dobrej drodze. Odzyskujesz spokój i równowagę po życiowych turbulencjach, które nieźle Cię posiniaczyły.
Dziś nie oceniasz ludzi po okładce, szczególnie drugiej kobiety. Wiesz, że każda z nich ma swoją wyjątkową, choć czasami bardzo bolesną historię. Już dziś jesteś pewna, że swojej córce, codziennie będziesz powtarzała, jaka jest piękna. I będziesz dawała jej przykład swoim zachowaniem, przynajmniej taką masz nadzieje. Dziś wiesz, że to może przytrafić się każdemu. Że to choroba, która potrafi zapukać do naszych drzwi nieoczekiwanie. I już nigdy nie postawisz przed sobą noworocznego postanowienia, że schudniesz. Jak będzie trzeba, weźmiesz się bardziej w obroty. Więcej ruchu, mniej użalania się nad sobą, ale wszystko z wyczuciem i spontanicznością, której potrzebujesz jak tlenu.
DLACZEGO O TYM WSZYSTKIM PISZESZ?
Nie możesz pogodzić się, że my, ludzie w 21. wieku, odbieramy sobie radość z aktywności fizycznej i jedzenia. Wybieramy drogi na skróty, więcej robiąc na pokaz, niż dla samych siebie. W sytuacji, kiedy sklepowe półki żywnością wypełnione są aż nadto, spora część z nas wybiera restrykcje. Czy o to chodzi w życiu? Kogo chcemy oszukiwać, samych siebie? Ty już nie chcesz, dlatego do diet łapiesz dystans. Chcesz dbać o swoje zdrowie, a jeśli przy okazji zniknie kilka kilogramów, okej. Wiesz, że schudnięcie nie dało Ci niczego dobrego, oprócz wygody na zakupach i możliwości pracy jako modelka. Wiesz, że chude ciało to nie zawsze zdrowe ciało tak samo zresztą w drugą stronę. Żadne skrajności nie są dobre, również, jeśli chodzi o kilogramy. I wkurza Cię, że zapominamy o słowach, które mają ogromną moc. Już wiesz, że to my, nawzajem, napędzamy te fałszywe ideały, czasami robiąc to wręcz nieświadomie. To bardzo bolesne stwierdzenie, ale dużo w nim prawdy. Zabieramy sobie wzajemnie pewność siebie. A przede wszystkim, nadal nie potrafimy rozmawiać o zaburzeniach odżywiania, które dotykają coraz większą część społeczeństwa, nie tylko w Polsce, ale również w Norwegii.
TY JUŻ WIESZ, ŻE NIE MA SYTUACJI BEZ WYJŚCIA.
Przekonałaś się, że człowiek ma w sobie ogromne pokłady chęci życia. Nawet jeśli stoi na krawędzi, której nie rozumie jego otoczenie, musi jedynie poprosić o pomoc. Musi iść do specjalisty, jak zrobiły ze złamaną ręką, której przecież nie złoży sam w domu. Podobnie jest z naszym wnętrzem, które czasami potrzebuję porządnego rusztowania oraz pomocy z zewnątrz, by złożyć je do kupy.
Dziś masz 25 lat i nie żałujesz swoich doświadczeń. Czasami zastanawiasz się, czy to naprawdę się zdarzyło. Przypominają Ci o tym okruchy i szkła, które zbierasz oraz wyciągasz do dziś. Idealnie nie jest, ale wiesz, że jesteś na dobrej drodze. Umiesz pogłaskać siebie samą, uczysz się stawiać na swoim, choć nadal potrafisz rozklejać się jak bobas, któremu ktoś zabiera zabawkę. I nie prosisz ludzi o gratulowanie Ci odwagi, że nie boisz się o tym mówić. Boisz się jak cholera, ale wiesz, że warto. I nie potrzebujesz pocieszenia, bo najgorsze masz już za sobą i stanęłaś na nogi. I jesteś pewna, że może zrobić to każda, inna osoba. I nie oczekujesz, by ktoś przekonywał Cię, że teraz wyglądasz lepiej. Obie wersje Klaudii są piękne, każda wyjątkowa na swój sposób. Ale to Ty musisz sobie szczerze odpowiedzieć, kiedy oszukujesz samą siebie i udajesz, że wszystko jest dobrze, a kiedy naprawdę tak jest. I to chcesz właśnie przekazać światu, by nigdy nie oszukiwać siebie, że jest dobrze, kiedy na głowę wali się wszystko, co mamy dookoła.
I dziś mówisz to każdemu, kto z czymś walczy. Bo wiesz, że życie jest tego warte.