Co do otyłych osób… nie do końca mnie zrozumiałaś, a może ja się źle wyraziłam. Chodzi mi raczej o to, że nie można takiej osobie powtarzać: „A co tam, raz się żyje, odpuść dietę, na co Ci to, wyglądasz jak wyglądasz, pokochaj siebie….” Tutaj chodzi już przecież o zdrowie i przyszłość, a nie 5-10 kg, które nie robią większej różnicy. 😉 Zresztą to jest temat rzeka, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. 🙂
I dziękuję za komplement odnośnie zdjęć! Bardzo chciałabym rozwijać swoje umiejętności z fotografią związane i blog jest dla mnie niezłym motywatorem. 😀
Pozdrawiam Aneta i dzięki dzięki dzięki za tyle głębokich i mądrych przemyśleń!
]]>Co do wpisu, mam kilka przemyśleń. Tak, ja też byłam świadkiem podobnych słów, najczęściej kierowanych do… mężczyzn. Chyba przyjmuje się, że są mniej wrażlii w tym temacie, więc żarty na tej kanwie, są na porządku dziennym. Zdarza mi się słyszeć, jak wśród znajomych partnerka komentuje dodatkowe kilogramy swojego partnera, żartując z niego otwarcie, przy jego skruszonej minie. Mi samej zdarza się słyszeć „oo… ale schudłaś! no ile to? ze 20kg?”, a dodam że nigdy nie warzyłam więcej niż 60 kilo, a obecnie jakieś 55. Jak widać nie można pomylić tego z 20 kilogramową różnicą. 😉 To wszystko jest czasem przykre (sytuacja z komentowaniem brzucha partnera przy innych), momentami zabawne, a ja sama zastanawiam się po prostu nad dziwnym przekonaniem obecnym w niektórych głowach, że nasze zdanie ma dla tematu jakiekolwiek znaczenie, że nasza ocena jest prawomocna, celna i na tyle ważna, że powinniśmy ją wyrażać. Podobnie dziwię się, kiedy ktoś komentuje mój stan cywilny, zasobność portfela, etc. Nie dotyka mnie to w żaden sposób, ale rzeczywiście czasem jestem zdziwiona, że nagle znajoma zaczyna autorytatywnie omawiać moje plany dotyczące dzieci, mieszkania, etc.
Natomiast drugie przemyślenie dotyczy odbioru. Napisałaś, że inni wypowiadając o nas takie słowa, wyrządzają nam krzywdę – z tym nie do końca się zgadzam. Nie chodzi o żadną motywację, ani „kubeł zimnej wody”, potrzebny jak piszesz „chorobliwie otyłym osobom” – sorry, ale wydaje mi się, że otyła osoba wie, że jest otyła i nie musimy jej o tym mówić, a nasze „słuchaj, musisz coś z tym zrobić… mówię ci to, bo chcę dla ciebie dobrze” tak naprawdę oznacza: „żal mi cię, a moje ego będzie połechtane, jeśli będę mógł wskazać ci właściwą drogę, nie dziękuj. Albo… właśnie dziękuj”. 😛 Już nie mówiąc o tym, że najczęściej wynika z przekonania, że otyłe osoby nic nie robią, tylko jedzą słodycze i hamburgery.
Nie uważam, by nawet mówiąc coś takiego (choć jest to faktycznie naganne :P) robili komuś krzywdę… tak naprawdę to siebie stawiamy w złym świetle, nawet jeśli wydrzemy się na cały autobus „kopę lat! aaale przytyłaaaś!”. Sorry, ale ja wtedy nie oceniam tuszy osoby obok, ale patrzę na delikwenta. I teraz fundament: owszem, uznamy, że ktoś nam tymi słowami robi krzywdę, jeśli… będziemy uważać, że ten ktoś mówi o nas. Moim zdaniem tak naprawdę nie mówi o nas… mówi o sobie. To jego bagaż, to jego strachy i tylko jego ego. Wielokrotnie ludzie mówią takie rzeczy, by odwrócić uwagę od swoich wad. „Atak jest najlepszą obroną”. Dla nas nie powinno to mieć żadnego znaczenia…
Wiem, łatwo powiedzieć, ale co jeśli przejmujemy się zdaniem innych. Wg mnie, niestety, sami musimy rozwiązać ten problem, bo on jest w nas a nie w innych. Zawsze możemy coś takiego usłyszeć i serio? Będziemy mieć już zepsuty dzień? Z jakiej racji? 🙂 W końcu jeśli mija Cię na ulicy pijany menel i mówi, że jesteś dajmy na to „głupią idiotką” albo „cholerną dziwką” to nie wpływa to na Twoje samopoczucie. Po prostu wiesz, że te słowa nie mają znaczenia i wskazują tylko na wypowiadającego je człowieka. Tak samo z „aaale przytyłaś!”. Wg mnie. 🙂
]]>