W tym momencie jem mięso, ryby, jajka, większość warzyw i owoców, zdrowe tłuszcze oraz orzechy i nasiona. Sporadycznie jem nabiał (piję mleko bez laktozy do kawy, raz na jakiś czas dobry twaróg czy jakiś ser pleśniowy) – nie ufam przemysłowemu nabiałowi stąd to ograniczenie. Poza tym na mleko reaguję średnio więc uważam. W tym momencie powoli wracam do pseudo-zbóż i zbóż bezglutenowych (proso, gryka, amarantus, ryż) – przy czym spożywam jest w formie kasz, unikam makaronów i wypieków. Do strączków chciałabym wrócić, ale reaguję na nie fatalnie – ostatnio próbuję ciecierzycę bo wydaje mi się najmniej „agresywna”. Unikam glutenu, rafinowanego cukry i utwardzonych tłuszczów oraz żywności bardzo mocno przetworzonej (znaczy staram się, bo czekolada jest pyszna :), czasem chrupnę też jednego czy dwa wafelki), soi (bo jednak nie do końca ufam) i kukurydzy (podobnie jak soja).
Do glutenu raczej nie wrócę wcale. Jak wspominałam do strączków chciałabym, ale nie wiem czy będę w stanie.
Nietolerancja to raz. Zauważyłam też kilka innych zmian związanych ze zmianą diety. Ograniczenie węgli ze zbóż spowodowało, że przestałam mieć napady wilczego głodu, nie muszę już jeść co 3 godziny (kiedyś to była masakra, głód był taki, że nie mogłam się na niczym skupić). Nie mam napadów senności po posiłkach. Trochę łatwiej mi utrzymać dobrą sylwetkę. No i tarczyca – endo zasugerował, żebym nie jadła glutenu jak nie muszę – a że w sumie nie brakuje mi tego, to nie jadam.
To w sumie tyle. Jak widać czynników w moim przypadków jest wiele 🙂