Czuję spokój, którego przez ostatnie dni, a tak naprawdę, cały miesiąc, brakowało. Otwarte okno, lekkie, rześkie powietrze łaskocze mnie po twarzy, na której maluje się jeszcze zmęczenie po podróży do Hamburga. Myślami już w kwietniu, ale chyba warto podsumować ten miniony miesiąc. Ciekawi?
ZAGLĄDAM DO ZESZYTU, W KTÓRYM SPISUJĘ WYRYWKOWE MYŚLI Z MIJAJĄCEGO MIESIĄCA I TROCHĘ MI SMUTNO.
W marcu zdecydowanie brakowało mi spokoju. W sercu pojawiało się dużo smutku, zdarzyło się parę dni, kiedy było ze mną naprawdę źle. To, co się zmieniło to fakt, że w każdej gorszej chwili mam pewność, że to minie. Że to tylko na chwilę. Że ten smutek za chwilę spakuje walizki i pojedzie na Karaiby. I będzie mu tam dobrze, że długo nie będzie chciał wracać. A jak wróci, ja znów wystawię mu manatki za drzwi. I powiem: hej, jedź sobie, ja sobie świetnie poradzę sama. I znowu będę brała dzień za dniem, ze wszystkimi niedoskonałościami, które już nie powalą mnie na łopatki. Bo jestem silniejsza. Po każdym upadku siniaki są coraz mniejsze.
MARZEC ZACZĄŁ SIĘ INTENSYWNIE I TROCHĘ BOLEŚNIE.
Musiałam po raz kolejny wybrać się do dentysty, by dokończyć leczenie trzech zębów, które kompletnie mi się posypały. Nie będę Was zanudzała szczegółami, ale to były trzy, bardzo intensywne i bardzo bolesne dni. Cieszę się, że ten czas umiliłam sobie pięknym mieszkaniem w centrum Gdańska, w którym się zatrzymałam oraz spotkaniem z przyjaciółkami. Mieszkanie wynajęłam 2 dni przed wyjazdem i była to jedna z lepszych ofert cenowych na booking.com. Byłam naprawdę mile zaskoczona! Przed Polską udało nam się również wyskoczyć w góry na przyjemny spacer. Szczyt Keiservarden odwiedziłam już kilka razy, ale jeszcze nigdy zimą. Cieszę się, że mam takie cuda natury na wyciągnięcie ręki, chyba muszę to bardziej doceniać!
W Polsce zajadałam się m.in. jedzeniem z Krowarzywa. Cieszę się, że otworzyli swój lokal w gdańskim Wrzeszczu! Wybrałam się również do pięknej kawiarni Sztuka Wyboru, w której oprócz smacznej kawy, znajdziemy sklep z genialnymi książkami, o które trudno na półkach popularnych sieciówek. Raj! A codziennie, mimo bólu zębów, cieszyłam się leniwymi, samotnymi śniadaniami. Towarzyszył mi hummus i inne dobra z Biedronki!
Takie krótkie, czasami przymusowe podróże sprawiają, że minimalistyczne pakowanie wychodzi mi coraz dobrze. Podręczny bagaż nie stanowi już dla mnie problemu, a ja zabieram tylko najpotrzebniejsze rzeczy. W Polsce postanowiłam, że mimo bólu leczonych zębów, postaram się wyciągnąć z tego czasu coś pozytywnego. I chyba mi się udało. Choć bez przygód się nie obeszło. Pierwszej nocy, kiedy zeszło ze mnie całe znieczulenie, obudził mnie ból, który doprowadzał do mdłości. Żadnych leków przeciwbólowych przy sobie. Czwarta w nocy, a Klaudia łazi po okolicy i szuka całodobowej apteki. Takie historie tylko ze mną, codziennie przekonuje się o tym zresztą Mateusz. Chyba nie wiedział, na co się chłopak pisze!















RAZ POD GÓRKĘ, RAZ Z GÓRKI, TAK MOGĘ OKREŚLIĆ CAŁY MARZEC.
Marzec to była moja osobista walka. Nie brakowało prób radości z małych rzeczy, wyjścia do kawiarni, domowej jogi czy treningów core, które pomagały oczyszczać głowę. Odśmiecania głowy z negatywnych myśli oraz wizji, w której nie było miejsca na happy end. Próba dostrzegania pozytywów, rozmowy z samą sobą, łapanie oddechu i dystansu do wielu spraw. Praca nad tym, by nie brać zbyt dużo do siebie, by nie traktować wszystkiego, co mi się przytrafia, śmiertelnie poważnie. Jak mi szło? Gdybym miała wystawić sobie ocenę, dostałabym trzy na szynach. Jednak najlepsze w tym wszystkim jest to, że daję sobie coraz więcej miejsca. Miejsca na smutek, lęk, przerażenie, złość, zagubienie. To są emocje, które przez wiele lat mojego życia nie miały ujścia. Emocje, na które często sobie nie pozwalałam. Wstydziłam się moich łez, pojawiającego się smutku i faktu, że kurczę, ja chyba potrzebuję pomocy drugiego człowieka. Że to ja potrzebuję być wysłuchana, przytulona. Potrzebuję, by ktoś się ze mną zaopiekował, poklepał po ramieniu, powiedział, że jest dobrze, jak jest i nikt niczego ode mnie nie wymaga. Lubię być dla innych, ale nadchodzi taki czas, kiedy to my potrzebujemy, by inni byli również dla nas. Wzruszam się, kiedy o tym piszę, bardzo. Wiecie, o czym marzę? Marzę, by każdy z nas czuł się wystarczający. Niezależnie od tego, co dzieje się w jego życiu. Marzę, by każdy z nas porównywał się tylko z samym sobą, nie marnował swojego życia na pogoń za cudzymi marzeniami i dawał sobie czas. Czas, dużo czasu!



W MARCU MOJĄ TERAPIĄ BYŁ CZAS NA ŚWIEŻYM POWIETRZU.
Cieszę się, że w Bodø przemieszczam się głównie spacerując. Na zakupy, do pracy, do mojej przyjaciółki (swoją drogą, to ona jest właścicielką tego słodkiego chomika, którego widzicie na zdjęciach). I często mam ze sobą aparat, który przydaje się np. w momencie, gdy przyklei się do nas kot. Mimo że za kotami nie przepadam, ten ze zdjęcia był wyjątkowo uroczy i nie chciał dać mi spokoju, a spotkaliśmy się na spacerze. Mruczał, chciał być drapany i nawet chętnie pozował do zdjęć!
W tym miesiącu znów przekonałam się, jak bardzo psychika połączona jest z naszym ciałem. Kiedy pojawiło się więcej stresu, mój organizm zaczął wariować. Cera, nerwoból w ramieniu, gorsza kondycja układu pokarmowego i niesamowicie bolesna miesiączka.
W marcu postanowiłam zatroszczyć się o swoje zdrowie. Poszłam do norweskiego lekarza, zrobiono mi kompleksowe badania krwi, choć wciąż czekam na wyniki. Zdałam sobie sprawę, że to ja jestem odpowiedzialna za swoje zdrowie. W dodatku mieszkam tutaj, więc dlaczego nie wykorzystać faktu, że państwowa służba zdrowia (oprócz dentysty) jest stosunkowo tania, a ja mam prawo do opieki zdrowotnej? Muszę przyznać, że mam już dość wyjazdów do Polski i wypełniania ich wizytami u specjalistów, gdzie ten czas mogłabym spędzić z rodziną, przyjaciółmi czy po prostu ciesząc się czasem wolnym. Chyba warto nieco to zmienić i spróbować żyć bardziej tutaj, również w odniesieniu do zdrowia.

DOBREGO JEDZENIA I SŁOŃCA NIGDY DOŚĆ!
Jak widzicie na zdjęciach, w Bodø coraz więcej słońca. I będzie tylko lepiej. Ta jasność dodaje energii, sprawia, że gorszy nastrój tak jakby rozchodzi się po kościach i człowiek zaraz zapomina, że było gorzej. W marcu zrobiłam też sporo smacznych rzeczy, m.in. gryczane naleśniki ze szpinakiem, ciasteczka ze sproszkowanym burakiem, kulki mocy w różnych odsłonach. Jadłam też pyszne sushi, mam to szczęście, że Mateo jest w tej dziedzinie mistrzem, w końcu to jego obecny zawód. Szczerze? To właśnie roślinne sushi wychodzi mu genialnie, chyba musi być w tym szczypta miłości, co?
W marcu podświadomie podjęłam sporo decyzji. Nie czas jeszcze o nich rozmawiać, ale powoli zaczyna mnie zalewać taki wewnętrzny spokój, że wszystko ma swój czas, że wszystko dzieje się po coś, że czas wreszcie zacząć robić to, czego człowiek nieco się boi.
I JESZCZE WYCIECZKA NA MJELLE I WYPAD DO HAMBURGA!
Pod koniec marca wyciągnęłam Mateusza na Mjelle, czyli popularną plażę w pobliżu Bodø. gdzie znajdziemy czerwony piasek. Trafiła nam się genialna pogoda, zero wiatru, po prostu idealne warunki na spacer. W czwartek przed Wielkanocą wylądowaliśmy też w Hamburgu, gdzie zatrzymaliśmy się u kuzynki Mateusza i jednocześnie mojej przyjaciółki. O tym pobycie opowiem Wam w oddzielnym wpisie, bo mam sporo przemyśleń z nim związanych. I zdjęcia muszę Wam przecież pokazać!


I PO CO TE SMUTKI? MOŻNA BYŁO NAPISAĆ, ŻE MARZEC BYŁ BAJKOWY.
Tak, zdarzały się cudowne momenty, a ja starałam się doceniać je naprawdę maksymalnie. Jednak na pierwszym miejscu stawiam sobie szczerość, więc nie mam zamiaru ukrywać, że gorszych chwil było wyjątkowo dużo. Jestem na etapie życia, kiedy przestaję zamiatać problemy pod dywan. I taka praca nad wszystkim, co przepracowania wymaga, jest wyjątkowo bolesna, ale warto, jestem o tym przekonana.
Wydaję mi się, że wszyscy potrzebujemy więcej szczerości. Więcej rozmów o tym, że bywa źle, smutno, albo po prostu normalnie. Że w życiu może być nudno. Że może nie dziać się nic ciekawego. Że nie zawsze mamy czym pochwalić się światu. Że nie zawsze trzeba inspirować i tych inspiracji szukać. Że nie można wiecznie się rozwijać, iść do przodu, być na dobrej fali. To, że nie zawsze jest okej, jest JAK NAJBARDZIEJ OKEJ. I codziennie wbijam sobie to do głowy.
A Wy łapcie jeszcze krótkie podsumowanie w pigułce, trochę inspiracji i różnych ciekawych rzeczy, które obejrzałam, przeczytałam, usłyszałam czy kupiłam.
SERIAL MIESIĄCA
W marcu oglądałam dwa norweskie seriale, które mogę szczerze polecić. Unge lovende oraz Heimebane. Ostatnio staram się łączyć przyjemne z pożytecznym, a mianowicie naukę norweskiego z oglądaniem serialów. To naprawdę genialny sposób na poprawę swoich językowych umiejętności. Norweskie seriale zawsze oglądam z napisami, ponieważ aktorzy często używają różnych dialektów i ciężko jest mi ich zrozumieć.
PIOSENKA MIESIĄCA
Zdecydowanie nowy kawałek Kękę Samoson, który w marcu głośno rozbrzmiewał w mojej głowie.
Polecam Wam również playlistę na Spotify Jazz Vibes. Idealna do pracy, domowej kawki ze znajomymi czy czytania książki.
MYŚL MIESIĄCA
Zamiast rzucać się na głęboką wodę, wolę codziennie robić coś małego, co pozornie wydaje się wręcz bez znaczenia, ale jednocześnie przybliża mnie do celu, który siedzi w mojej głowie. Mam wrażenie, że wielkie zmiany nie są dla mnie. Że ja potrzebuję działać w spokoju, w ciszy. Mniej mówiąc, a więcej robiąc i to właśnie ostatnio wdrażam w moją codzienność.
DANIE MIESIĄCA
Jadłam tyle dobrych rzeczy… szczególnie w Polsce i w Hamburgu. I chyba wygrywa wegański burger, którego jadłam właśnie w Niemczech, ale o tym Wam jeszcze opowiem. No dobra, dorzucę jeszcze domowe naleśniki gryczane ze szpinakiem i nachosami, to było coś!
ZAKUP MIESIĄCA
W marcu dotarło do mnie zamówienie z iHerb, a w nim wegańska odżywka białkowa od MRM. Świetny smak, bardzo dobry skład i udało mi się je kupić w promocji, która nadal jest aktualna. Dodaję je najczęściej do porannej owsianki lub do smoothie bowl czy koktajlu.
ZMIANA MIESIĄCA
Tutaj coś dla kobiet. Dopiero w tym miesiącu przerzuciłam się na ekologiczne tampony i podpaski. Przykro mi, że zrobiłam to tak późno, ale lepiej późno niż wcale. Polecam poczytać sobie więcej na ten temat i zastanowić się, czy nie warto zapłacić nieco więcej i mieć pewność, co (dosłownie) ląduje w naszym ciele.
ROZCZAROWANIE MIESIĄCA
Fotograficzny kurs po norwesku, który zaczęłam właśnie w marcu. Przede mną jeszcze 5 spotkań, ale już teraz wiem, że ten kurs da mi raczej wartość jedynie (a może aż?) językową. Nasz 70-letni nauczyciel przekazuje nam jak na razie surową wiedzę, a ja czuję się jak na fizyce w liceum. No nic, nadal jest to jakiś krok do przodu, nie zapłaciłam za ten kurs dużo, a każdy papierek jest na wagę złota. Pozytywy, dostrzegaj Klaudia pozytywy!
NAJGORSZE CHWILE MIESIĄCA
Było ich niestety dużo, ale najbardziej dobiła mnie chwila, w której przekreśliłam całą swoją działalność w sieci. Nie było to związane z żadnym hejtem, opinią drugiego człowieka czy sygnałami z zewnątrz, a właśnie z moim krytycznym podejściem do samej siebie. Zanim coś napisałam, zdążyłam 50 razy stwierdzić, że to jednak bez sensu. Dobrze, że nie przekładało się to na efekt finalny, a ja wciskałam opublikuj. I moje zdjęcia też krytykowałam, oj jak dużo…
CYTAT MIESIĄCA
Będzie po angielsku, ale to właśnie do tych słów wracałam najczęściej.
Sometimes You’ve got to let everything go. If You’re unhappy with anything…whatever is bringing You down, get rid of it. Because when You’re free, Your true self comes out.
t. Turner
A JAK TWÓJ MARZEC?
Jak minął Ci ten miesiąc? Wiosna zawitała w sercu, a może nadal ciągnie się za Tobą przysłowiowe przesilenie? Mam nadzieję, że masz więcej dobrych wspomnień, a jeśli nawet nie, nie martw się. U mnie też pojawiła się gorsza kondycja, ale nadal jestem w jednym kawałku. I żyję, i mam się dobrze, i biorę dzień za dniem. Zaczynam rozumieć, że życie jest mieszanką odpuszczania, szukania równowagi, wyrozumiałości do samego siebie i radości z tych najprostszych rzeczy, które tworzą przecież codzienność każdego z nas. A plany… plany są dobre, ale najczęściej życie wyciąga środkowy palec i szybko nasze plany weryfikuje.

