potencjał – Blog o świadomym i zdrowym życiu. http://klaudiakoldras.pl Blog o świadomej, zdrowej codzienności, która jest dla każdego na wyciągnięcie ręki! Tue, 02 Apr 2019 15:12:47 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.1 Nie ucz mnie, jak osiągnąć sukces. Naucz mnie, jak nie dać się zwariować. http://klaudiakoldras.pl/jak-osiagnac-sukces/ http://klaudiakoldras.pl/jak-osiagnac-sukces/#respond Sat, 18 Aug 2018 08:45:42 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=7750 Reklama na Instagramie podsuwa mi kolejny poradnik o tym, jak osiągnąć sukces. Może kupię, a nie, zaraz, nie zdążyłam jeszcze wdrożyć zmian z poprzedniej książki, którą nabyłam parę tygodni temu.…

Artykuł Nie ucz mnie, jak osiągnąć sukces. Naucz mnie, jak nie dać się zwariować. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Reklama na Instagramie podsuwa mi kolejny poradnik o tym, jak osiągnąć sukces. Może kupię, a nie, zaraz, nie zdążyłam jeszcze wdrożyć zmian z poprzedniej książki, którą nabyłam parę tygodni temu. Tu kolejna osoba przed 30-stką z dumą opowiada o swoim biznesie, a tam fotograf, którego zdjęcia wgniatają mnie w fotel. I jeszcze tamten, co podróżuje, utrzymując się z pracy zdalnej. I w ogóle same sukcesy dookoła. A zaraz obok ja, z moim lekko niepoukładanym życiem i poczuciem, że jestem w tyle.

 

CO JEST DLA CIEBIE SUKCESEM?

Nie masz wrażenia, że obecne możliwości nieco przytłaczają? Ja mam, nieustannie. Uważam się za ogromną szczęściarę, że żyję w czasach, w których wiedza, podróże, kontakt z resztą świata jest na wyciągnięcie ręki, najczęściej za darmo. Jak to mówią: możemy wszystko. Szkoda, że z tego wszystko rodzi się coraz więcej smutku, zagubienia, samotności i niezdecydowania, co zrobić ze swoim życiem. Nierzadko zadaję sobie pytanie: czym jest dla mnie prawdziwy sukces? Czy sukcesem będzie duża poczytność bloga, zrobienie doktoratu, a może podróżowanie po całym świecie? A może za sukces uznam kupno mieszkania, rozkręcenie własnego biznesu i założenie rodziny oraz ustatkowanie się? Każdy ma swoją wizję sukcesu, ale… ja zaczynam dostrzegać, że sukces to proces. Sukces to mikrosukcesiki, codzienne wybory i praca nad swoim życiem. A za największy sukces uważam świadomość, że każde osiągnięcie ma zawsze drugą stronę medalu, o której nie wszyscy lubią opowiadać.

 

MAM TAKIE DNI, KIEDY SUKCESEM JEST DLA MNIE WSTANIE Z ŁÓŻKA.

I nie chodzi o lenistwo. Zdarza się, że budzę się w lęku, przepełniona poczuciem, że to i tak nie ma sensu. I nawet nie wiesz, jak ogromnym sukcesem jest dla mnie wyjście z tego cholernego łóżka i powiedzenie samej sobie: Dziewczyno, masz sens. Idź, żyj, zrób śniadanie i weź ten dzień. I robię tak, czasami mechanicznie, czasami na siłę, ale robię. I uważam to za mój ogromny sukces.

Miewam również chwile, w których przekreślam wszystko, co do tej pory zrobiłam. I nie mówię o tym nikomu, no może czasami spłynie to na mojego M. I tłumię to w sobie, bo przecież nie chcę mówić, że zwątpiłam w samą siebie. A wątpię, wielokrotnie. Nadal stąpam po ziemi na trzęsących się nogach,  kolana lubią mi się ugiąć w najmniej oczekiwanym momencie. Ale sukcesem jest to, że wiem, że to minie. Że za 2-3 dni, może za tydzień przyjdzie dobry dzień, lepsze samopoczucie, że nic nie trwa wiecznie. I staram się być dla siebie bardziej wyrozumiała, robiąc to, co musi być zrobione, ale bez zbędnej presji. I to też jest sukces.

Sukcesem jest to, że mimo lęku i wielu wątpliwości, staram się działać. Daleko mi do odważnej dziewczyny (choć mam na koncie skok ze spadochronu i na bungee), ale robię, po prostu robię, mimo że mózg i serce najchętniej zawinęłyby się w kokon z koca, na zawsze. No dobra, przynajmniej na najbliższy tydzień. I idę sobie powoli, w swoim tempie, bo przecież nigdzie mi się nie śpieszy.

 

ALE ZDARZAJĄ SIĘ TEŻ DNI, KIEDY IDĘ JAK BURZA I WIERZĘ WE WSZYSTKO, CO ROBIĘ.

To dopiero jest sukces! Te dni, kiedy czuję spokój i wewnętrzne spełnienie, że wszystko, powoli, bo powoli, zmierza w dobrym kierunku.  I ja wcale nie chcę niczego przyśpieszać. I czuję taką wiarę, a sens każdego wydarzenia aż łaskoczę mnie po brzuchu. I dodaje skrzydeł. I nie szukam odpowiedzi na pytanie, jak osiągnąć sukces, bo sukcesem jest dla mnie moje obecne życie.

Dni, kiedy mam motywację, głowę pełną pomysłów, zapał do wszystkiego. Staram się wyciskać z takich chwil jak najwięcej. I robię wszystko, by pojawiały się częściej. Jak? Przyglądając się sobie. Przez rok, dwa, a nawet jeszcze dłużej, bo choć to paradoksalne, poznanie samego siebie zajmuje nam najwięcej czasu.

PRZECZYTAJ TAKŻE: 128 rzeczy, które lubię, czyli jak poprawić sobie humor. 

 

NIE CHCĘ BYĆ KOBIETĄ SILNĄ, NIEZALEŻNĄ, WALECZNĄ. CHCĘ BYĆ KLAUDIĄ, KTÓRA ODKRYWA, CO DAJE JEJ SZCZĘŚCIE.

A moje szczęście będzie czymś innym niż Twoje. Kiedy na studiach tak bardzo szukałam siebie, jako człowieka, uwielbiałam chłonąć historię innych osób. Ooo, studiujesz medycynę i jesteś szczęśliwa? Muszę spróbować. Ooo, pracujesz w firmie XYZ i masz robotę marzeń? Daj telefon do szefa, potrzebujecie pomocy? Ooo, rzuciłaś wszystko i pojechałaś w Bieszczady? I w dodatku była to najlepsza decyzja Twojego życia? Czekaj, już pakuję plecak i dołączam! I tak w kółko. Rozpaczliwie zerkałam na życia innych, szukając w nich pomysłu na siebie. I to jest najgorsze, co mogłam dla siebie zrobić. Dobrze się inspirować, podpatrywać ciekawe rozwiązania na życie u innych. Problem pojawia się wtedy, kiedy człowiek nie umie oddzielić tego, co chce on, od całej reszty. I brnie w ścieżkę, która wcale mu nie odpowiada.

I nie martw się, ja też nadal nie wiem, co chcę robić w życiu. Pamiętam, kiedy w nastoletnim wieku mówiłam sama do siebie: No, no Moja Droga, ale jak już skończysz 25 lat to Twoje życie będzie takie poukładane. Skończona magisterka, wymarzona praca, stały związek, spokojne życie. No i z tego wszystkiego mam… stały związek. To chyba i tak całkiem nieźle, prawda? Najważniejsze jest to, że próbuję. Szukam, dotykam, smakuję. Ludzie szukają całe życie. Mam nadzieję, że ja wyrobię się przed pięćdziesiątką.

 

SUKCESEM JEST NIE DAĆ SIĘ ZWARIOWAĆ W TYM PRZEPEŁNIONYM BODŹCAMI ŚWIECIE.

I próbuję, próbuję jak mogę filtrować to, co moje, od wszystkiego, co codziennie przekazuje mi świat. Czasami wyleje niejedną łzę, pogubię się w tym wszystkim maksymalnie. No nic. Otrzepię się, znów wstanę, przypomnę sobie wszystko, co w serduchu i pójdę dalej. Pójdę, mimo lęku, niepewności i rozmyślań, które tak bardzo lubię.

Wszyscy uczą, jak osiągać sukces. A kto podpowie mi, jak radzić sobie ze stresem, niepewnością, presją i brakiem wiary w siebie? Tego wszystkiego uczę się sama. Trochę żałuję, że w szkole mieliśmy mnóstwo przedmiotów, a i tak nie znalazło się tam miejsce na rozmowy oraz naukę tego, co życiowe.

 

PODZIEL SIĘ ZE MNĄ SWOJĄ DEFINICJĄ SUKCESU!

Czy nie czujesz czasami zbyt dużej presji, zarówno ze strony innych, ale i samego siebie? Ja tak, zdecydowanie tak. Dopiero od pewnego czasu uczę się wyrzucać tę presję daleko, jak najdalej ode mnie. Ona w niczym mi nie pomaga, a jedynie stresuje i szepcze do ucha: Klaudia, musisz. A ja nie chcę tak żyć. Ja nie chcę musieć, ja po prostu CHCĘ żyć.

 

 


Zaglądaj na mój Instagram czy Facebook! Staram się pokazywać tam nieco więcej Klaudii w codziennym wydaniu. Jestem też na Bloglovin’, mam nadzieję, że zobaczymy się w którymś z tych miejsc!

Artykuł Nie ucz mnie, jak osiągnąć sukces. Naucz mnie, jak nie dać się zwariować. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/jak-osiagnac-sukces/feed/ 0
Czy mam prawo nazywać siebie fotografem? | O lękach i marzeniach. http://klaudiakoldras.pl/fotograf-kto-nim-jest/ http://klaudiakoldras.pl/fotograf-kto-nim-jest/#respond Sun, 08 Jul 2018 17:48:10 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=7335 Kto ma prawo nazywać siebie specjalistą w danej dziedzinie? Co musimy zrobić, żeby bez obaw brać za swoje usługi pieniądze? Czy potrzebna nam szkoła, lata nauki, a może wystarczą umiejętności…

Artykuł Czy mam prawo nazywać siebie fotografem? | O lękach i marzeniach. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Kto ma prawo nazywać siebie specjalistą w danej dziedzinie? Co musimy zrobić, żeby bez obaw brać za swoje usługi pieniądze? Czy potrzebna nam szkoła, lata nauki, a może wystarczą umiejętności i wiedza, które nabyliśmy sami? Czy istnieje wyznaczona granica i idealny moment, w którym możemy zacząć nazywać się np. fotografem? 

 

NIE UMIEM POWIEDZIEĆ O SOBIE: FOTOGRAF.

Jeśli śledzisz mnie nie od dziś, na pewno zauważyłaś, że fotografia nie jest mi obojętna. Mimo że aparat wyciągam raczej na własny użytek, zdarzyło mi się robić zdjęcia za pieniądze. Za psie pieniądze, ale jak to mówią, na waciki było. Nie mam super sprzętu, a jedynie półprofesjonalną lustrzankę, do której dokupiłam dwa lepsze obiektywy. Zawsze denerwuję się na moją przyjaciółkę, która z ogromną pewnością siebie mówi o mnie fotograf. Sama działa w branży kreatywnej i bez zastanowienia, tak właśnie mnie opisuje. A ja? Wstydzę się i czuję, że na tak wielkie słowo nie zasługuję. Znam tak wielu wspaniałych fotografów, przy których jestem malutkim, niczym niewyróżniającym się człowieczkiem. Nie ogarniam popularnego Photoshopa, a dopiero niecały rok temu przerzuciłam się na fotografowanie w formacie RAW i zaczęłam moją przygodę z Lightroomem. Wiem, że znam dopiero pierwiastek możliwości, jakie daje mi ten program. Jego obsługi uczyłam się głównie z tutoriali na YouTube, a osobą, która przekonała mnie, że fotografowanie w surowym pliku RAW jest niezbędne, by pójść dalej, była Madzia Mizera, której jestem za to bardzo wdzięczna.

 

JAKIE MAM JESZCZE LĘKI?

Długo czułam, że próbuję być niedoskonałą kopią innego fotografa. Nadal szukam swojego stylu i nie ukrywam, że czasami pomagają mi w tym gotowe presety, które zdecydowanie ułatwiają naukę programu Lightroom. Nie wstydzę się tego, bo jak, po kilku miesiącach poruszania się w Lightroomie, czego nie robię wcale często, mogę wymagać od siebie tak zaawansowanych umiejętności? Doskonale pamiętam moją pierwszą sesję za pieniądze, którą robiłam w styczniu. Z parą, z którą znam się osobiście, umówiłam się na pewną kwotę i wiesz co? Kiedy zdjęcia miałam już gotowe, byłam tak niepewna siebie, że napisałam do nich, że mają mi zapłacić o tyle i tyle mniej. Bo zdjęcia niedoskonałe, amatorskie, z niedociągnięciami… Jak ludzie mają uważać mnie za profesjonalistkę, jeśli ja sama zwątpiłam we własne możliwości? Co się okazało? Zdjęciami byli zachwyceni, a ja musiałam odchorować kolejne dwa dni, bo tak bardzo się stresowałam…

 

PRZESYCONY RYNEK, ALE NIKT NIE WIDZI ŚWIATA TAK, JAK WIDZĘ GO JA.

Od fotografii uciec nie potrafię. Nie da się ukryć, że to właśnie blog sprawił, iż ponownie do niej wróciłam, doskonaliłam, uczyłam się, po prostu… robiłam zdjęcia. Zdjęcia, które od prawie roku widzicie na blogu, robiłam w trybie manualnym. Mimo że to bardziej czasochłonne, a przy nieustannie zmieniających się warunkach atmosferycznych bardzo niepraktyczne, ja się uparłam, że nie przestanę, dopóki nie wejdzie mi to wszystko w krew. I weszło. Dziś bardzo szybko potrafię ustawić aparat tak, by zrobić dobrze naświetlone zdjęcie. Czy to nie jest mój pierwszy, ogromny sukces?

Kiedy zaczynam myśleć o fotografii jako o sposobie na zarobek, zaczynają się schody. Schody w mojej głowie. Zaczynam widzieć tych wszystkich fotografów, których podziwiam. Zaczynam dostrzegać moje braki, zarówno w umiejętnościach, jak i w sprzęcie. I nie wiem jak się za to zabrać. Chcę, a jednocześnie czuję się gorsza i nie wierzę, że fotografia może stać się moim sposobem na życie. Co jest w tym wszystkim najgorsze? Od ludzi słyszę naprawdę dobre słowa o moich zdjęciach, a najczęściej to ja jestem osobą, która wyrzuci sobie każdy, nawet najmniejszy błąd. Każdy krzywy horyzont, ucięty łokieć, kolano, nieostre oczy, przesadzoną obróbkę… Wszystko widzę z podwojoną siłą, bo jestem perfekcjonistką, która nie lubi czekać i chce nauczyć się wszystkiego od razu.

To prawda, że obecnie każdy może być fotografem. To prawda, że rynek jest tak nasycony, iż ciężko znaleźć dla siebie miejsce w tej branży. Jednocześnie wierzę, że fotografia to coś więcej. To sposób patrzenia na świat, dostrzegania w człowieku nie tylko ładnego owalu twarzy, fotogenicznej figury i dobrej stylówki. To zajrzenie w oczy konkretnej osoby i wyciągnięcie emocji, które wcale nie tak łatwo zatrzymać na zdjęciu. To umiejętność obserwacji tego, co dookoła. Może zabrzmi to infantylnie, ale aparat jest dla mnie narzędziem, które pozwala mi wyciągnąć na powierzchnie czyjąś osobowość i pokazać to, co JA widziałam w danym miejscu. I to jest chyba w fotografii najlepsze. Każdy, kto zrobi zdjęcie tego samego miejsca, otrzyma inną fotografię. Po prostu.

Zajrzyj do mojego małego PORTFOLIO, które dopiero buduję!

 

UWIERZ W SIEBIE, A I INNI UWIERZĄ, ŻE MOGĄ ZAUFAĆ TWOIM UMIEJĘTNOŚCIOM!

Zdjęcia, którymi wzbogaciłam ten wpis, zrobiłam spontanicznie na poprawinach wesela moich przyjaciół. Poszłam z nimi dosłownie na 5 minut za salę weselną, mieliśmy tylko chwilę. Mimo wszystko udało mi się uchwycić parę fajnych kadrów. Nie było czasu na powtórki, ustawianie, rozkręcanie się. Miałam może 20 zdjęć z tej krótkiej sesji. Żałowałam, że tak krótko, czułam niedosyt, ale z drugiej strony… udało się. Udało mi się zrobić zdjęcia, które, mimo że niedoskonałe, przypadły im do gustu. Właśnie ta krótka sesja sprawiła, że zaczęłam ufać moim umiejętnościom. Widząc gotowe zdjęcie, już zaczynam myśleć, jak je obrobię, jak poprawię kadr, co udoskonalę. Zaczynam myśleć fotograficznie, co mnie bardzo pociąga, a jednocześnie przeraża.

Mam wiele autorytetów fotograficznych, które podziwiam. Nigdy nie zapomnę, gdy Ewelina Zięba, której zdjęcia uwielbiam, na swoim instastories udostępniła to samo zdjęcie przed i po obróbce. Screeny mam do dziś i oglądam je, gdy czuję, że moje zdjęcia bez obróbki są zwykłe. Podobnie było z takim zestawieniem u Agaty Serge, której zdjęcia również skradają moje serce…  Dzięki tym zabójczo zdolnym kobietom, które nie bały się pokazać swoich surowych fotografii, przestałam wstydzić się obróbki! Zrozumiałam, że fotografia to sztuka, a obróbka zdjęcia to kontynuacja, część, której nie warto pomijać. Dzięki obróbce sprawiamy, że poprawnie techniczny kadr stanie się dziełem, które przyciągnie wzrok niejednej osoby.

 

NIE BÓJ SIĘ TEGO, CO PODPOWIADA CI SERCE.

Jestem kreatywną osobą, która uwielbia pracować po swojemu. Duszę się, kiedy mam zarabiać pieniądze dla kogoś. Wiem, że praca na etacie może być wygodna, ale ja w głębi duszy pragnę czegoś innego. Nie mam jeszcze wystarczająco dużo odwagi, by po to sięgnąć, ale zaczęłam stawiać kroki w tym kierunku. Wiem, że jest wiele osób, które są zmęczone swoim życiem. Robią coś jedynie dla pieniędzy i nie widzą innego wyjścia z danej sytuacji. Jestem obecnie w podobnym punkcie. Najprawdopodobniej jutro będę już bezrobotna i nie wiem, co dalej. Gdyby nie wsparcie mojego partnera, byłabym pewnie z przerażenia zielona. Tak się składa, że ostatnio życie podsuwało mi książki, ludzi, wydarzenia, które sprawiły, że mam pewną wizję, pomysł. Muszę tylko znaleźć odwagę i wyciągnąć ręce. Mocno, do przodu!

Jeśli jesteś w podobnym punkcie życia pamiętaj, że nie pieniądze są najważniejsze. Najważniejsze jest zdrowie, którego nie warto niszczyć dla pracy. Śmieję się, że w dzisiejszych czasach wpadamy w pewne koło, a mianowicie: trafiamy na dobrze płatną pracę, które odbiera nam zdrowie, a my te duże, zarobione pieniądze wydajemy na to, by powrócić do równowagi, którą zdążyliśmy już stracić. Nie warto! Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze.

 

CZY POTRAFISZ UWIERZYĆ, ŻE MOŻESZ ZACZĄĆ ŻYĆ PO SWOJEMU?

Ja zaczynam. Zaczynam wierzyć w mój mikro talent, który, mimo że raczkuje, gdzieś tam wylewa się na powierzchnię. Zaczynam wierzyć w słowa coachów: życie jest w moich rękach. Kiedyś się z nich śmiałam, a teraz wiem, że to najprawdziwsza prawda. Więc… jeśli czujesz, że obecne życie Ci nie pasuje, nie bój się zmian. Zmiany bolą, zmiany są niewygodne, stresujące, ale… potrzebne, jak tlen! Weź w garść to, co już w życiu masz. Nie zagłuszaj już dłużej swoich pragnień, bo nie jesteśmy nieśmiertelni. Ja już nie chcę czekać na życie. Wychodzę z poczekalni. Nie jutro, nie za tydzień, nie za dwa lata. Wychodzę już dziś, bo mam dość czekania. 

 

PRZEPRASZAM ZA MOJĄ DŁUŻSZĄ NIEOBECNOŚĆ NA BLOGU.

Chcę, żeby na blogu teksty pojawiały się naprawdę regularnie. To miejsce jest dla mnie ważne, traktuję je zupełnie serio i udaję mi się założonego tempa dotrzymywać. Jednak ostatni wyjazd do Polski był maksymalnie wypełniony emocjami, spotkaniami, rodziną, przyjaciółmi, małymi wycieczkami. Dlatego wpisów nie było, ale regularnie bywałam na Instagramie. Na bloga już wracam i chcę publikować więcej tekstów, które będą przydatne przede wszystkim dla Ciebie.

 

JEŚLI MASZ OCHOTĘ NA ZDJĘCIA ZE MNĄ, DAJ ZNAĆ.

Obecnie znów jestem w Norwegii, ale we wrześniu planuję dłuższy pobyt w Polsce, dlatego ja i mój aparat jesteśmy chętni na parę fleszów po oczach (a tak serio, flesza nie używam prawie w ogóle, wolę słoneczko). Zagadam Cię na śmierć, wezmę na kawkę i zrobię zdjęcia, bo to najpiękniejsza pamiątka, serio! Po Norwegii też chętnie podróżuję, więc śmiało, wiesz, gdzie mnie szukać! A Ty… nie bój się swoich pragnień i marzeń. Czasami wystarczy zrobić ten pierwszy krok.

 


Zaglądaj na mój Instagram czy Facebook! Staram się pokazywać tam nieco więcej Klaudii w codziennym wydaniu. Jestem też na Bloglovin’, mam nadzieję, że zobaczymy się w którymś z tych miejsc!

Artykuł Czy mam prawo nazywać siebie fotografem? | O lękach i marzeniach. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/fotograf-kto-nim-jest/feed/ 0
Nie żałuj Klaudia, tylko niczego nie żałuj kobieto. http://klaudiakoldras.pl/nie-zaluj/ http://klaudiakoldras.pl/nie-zaluj/#respond Thu, 15 Feb 2018 08:00:42 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=5933 Upływające lata potrafią przerażać. Szczególnie gdy człowiek do końca nie wie, jak ułożyć swoje życie. Ja też nie wiem, ale to jest w nim najbardziej ekscytujące, prawda? Dziś nieco o…

Artykuł Nie żałuj Klaudia, tylko niczego nie żałuj kobieto. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Upływające lata potrafią przerażać. Szczególnie gdy człowiek do końca nie wie, jak ułożyć swoje życie. Ja też nie wiem, ale to jest w nim najbardziej ekscytujące, prawda? Dziś nieco o złych wyborach, których nie chcę żałować.

 

PAMIĘTAM, GDY PO MATURZE, ZBYT ŁAPCZYWIE SZUKAŁAM POMYSŁU NA SIEBIE.

Potrafiłam zazdrościć znajomym, którzy wiedzieli, co z życiem zrobić. Czyżby? Przecież niewielu 19-latków potrafi trafnie obrać swoją życiową ścieżkę. Wiele osób po prostu z optymizmem oraz ekscytacją w sercu patrzy na nowe. Już wtedy w mojej głowie pojawiały się myśli, że decyzje wszystkich dookoła są lepsze, niż moje. Patrzyłam na przyjaciół, znajomych, a nawet obce mi osoby (o których słyszałam z opowieści) z zazdrością. To było strasznie głupie, bo przecież widziałam tylko jedną stronę medalu. Do mojej głowy trafiała wyidealizowana historia, którą chciałam usłyszeć, by jeszcze mocniej dokopać samej sobie i podgrzać poczucie pustki, które w sobie nosiłam, kiedy myślałam o przyszłości.

 

BYŁAM CAŁKIEM NIETYPOWĄ DWUDZIESTOLATKĄ.

Zamiast podchodzić do studiów z nieco większym dystansem, żyłam w przekonaniu, że są one wyrocznią. Nie znosiłam być pytana o to, czy wiążę swoją przyszłość z ekonomią i co tak naprawdę chcę po niej robić. Odpowiadałam ze spokojem, że te studia dają mi szerokie spektrum wyborów, a co jednocześnie działo się w mojej głowie? Kompletnie nie wierzyłam w wypowiadane przeze mnie słowa, chciałam uciec w kąt, rzucić ekonomię (co miałam w planach zrobić chyba milion razy) i zacząć coś sensownego. Wiele razy złościłam się na siebie, a młode, studenckie lata, nieco mi uciekały. Mimo że czas w Trójmieście wspominam niesamowicie dobrze, nie chcę nawet podliczać godzin, które wypłakałam w poduszkę, użalając się nad swoją przyszłością. Najgorsze były wakacje z pierwszego, na drugi rok. Spędziłam je w rodzinnym domu, inne sprawy dołożyły cegiełki do tego, że przeszłam prawdziwe załamanie. Byłam zagubioną, niepewną siebie Klaudią, która kompletnie nie wiedziała, co ma dalej ze sobą zrobić. Chłonęłam wszystko jak gąbka, a sugestie i porady innych były dla mnie ważniejsze, niż to, co czułam w sercu, które podpowiadało mi naprawdę dużo!

 

CO SPRAWIŁO, ŻE STUDIÓW NIE RZUCIŁAM?

Presja upływającego czasu. Bałam się, byłam tchórzem. W głowie pojawiały się marzenia o studiach fotograficznych, psychologicznych, dietetycznych, a nawet AWF-ie. Jednak ja,  nie byłam w stanie zrobić tego ostatecznego kroku, bo przecież jeszcze tylko dwa lata, zrobię to dla papierka, tyle się jeszcze przemęczę. Bałam się przyznać, chyba nawet bardziej przed samą sobą, że podjęłam złą decyzję. Klaudia tchórz, tyle. Mój perfekcjonizm doprowadził nawet do tego, że skończyłam z najlepszą średnią na roku.

 

Z PERSPEKTYWY CZASU TE 3 STUDENCKIE LATA SĄ DLA MNIE BEZCENNE.

Wierzę, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Życie w Trójmieście sprawiło, że się w nim rozkochałam. Uwielbiam tam wracać, odwiedzać ukochane kąty. Poznałam świetnych ludzi, którzy wiele wnieśli do mojego życia, niektórzy nadal wnoszą. Poznałam Mateusza, z którym żyję teraz w Norwegii. Same studia skończyłam ze świetnymi wynikami. Nie chcę żałować niczego i tego nie robię. Może w wieku 25 lat nie mogę pochwalić się ogromnym, zawodowym doświadczeniem i karierą, która rozwija się w zastraszającym tempie, ale tak zupełnie szczerze, chyba nawet o tym nie marzę… przynajmniej na ten moment. W zamian za to czuję, że rozwijam się jako człowiek. Jako Klaudia! Rozwijam umiejętności, które zawsze pragnęłam rozwijać, ale może… było mi wstyd, że chcę iść w nieco nietypowym kierunku, niż otoczenie?

 

JEST MI JEDYNIE SMUTNO, ŻE NIE DAWAŁAM SOBIE WIĘCEJ PRZESTRZENI NA BŁĘDY I POTKNIĘCIA.

Czemu poszłam na studia? Dlaczego nie zrobiłam sobie przerwy, by zastanowić się, czego tak naprawdę chcę od życia? Czułam, że tak wypada, że trzeba. Bo jak to tak… nie iść na studia od razu po maturze?! I dziś wiem, że nie warto robić niczego, co nam się tylko wydaje. Nie musisz nic, jeśli naprawdę nie chcesz. Zawsze jest inne wyjście z danej sytuacji, zawsze. Przecież ja, młoda 19-latka mogłam zacząć pracę, zrobić sobie roczny gap year, a może nawet i dłuższy?

 

NIECH UPŁYWAJĄCY CZAS NAS NIE PRZERAŻA.

Niech sukcesy i decyzje osób, które są w naszym wieku, a nawet i młodsze, nie ciągną nas w dół, a dodają skrzydeł. Najczęściej nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele ciężkiej pracy, wyrzeczeń czy najzwyklejszych błędów i potknięć kryje się za czyimś sukcesem! Zawsze widzimy tę wisienkę na torcie. Każdy w życiu ma swoje tempo, najlepszy moment. Ja od dawna staram się wyrzucać z głowy schematy, do których po prostu nie pasuję. Coraz mniej przeraża mnie fakt, że nie potrafię zaplanować swojego życia. Najpiękniejsze, co możemy dla siebie zrobić, to cieszyć się tymi poszukiwaniami, wędrówką. I nieważne, czy szukasz swojego wymarzonego zawodu, pasji, ulubionego sportu czy miejsca na świecie, gdzie chciałbyś żyć. Jedyne, czego jestem pewna i co warto robić zawsze, to być dobrym człowiekiem. Dobro przyciąga dobro, naprawdę.

Upływający czas to piękno, to doświadczenia, to nauka, która przynosi owoce, choć czasami dopiero po wielu latach.

Ludzie potrafią wspiąć się na szczyt w wieku 25 lat, ale równie szybko z niego spaść. W dzisiejszych czasach nie trudno o wypalenie zawodowe, pracoholizm, problemy zdrowotne. A może Ty osiągniesz to, o czym marzysz, w wieku 40 lat? Nie odbieraj tego jako porażki. Wyobraź sobie, że możesz być najszczęśliwszym 40-latkiem, który przez kolejne trzydzieści lat, będzie spełniony, tak do szpiku kości. Czasami nie da się pewnych rzeczy przyśpieszyć.

 

MOGŁABYM ŻAŁOWAĆ JESZCZE WIELU INNYCH ZDARZEŃ Z MOJEGO ŻYCIA, ALE PO CO?

Nie chcę dumnie krzyczeć, że niczego w życiu nie żałuję. Żałuję jest po prostu złym określeniem. Czasami zastanawiam się, co mogłam zrobić inaczej, ale czy to oznacza od razu lepiej? Tak naprawdę liczy się tylko i wyłącznie to, co jest teraz. To, co na dany moment, jesteśmy w stanie zrobić ze swoim życiem. A zawsze można zrobić coś, co poprawi jego komfort, co nas uspokoi, co da nadzieję, że choć o parę kroczków, ruszyliśmy do przodu. Jedyne, o czym przekonałam się tak na 100% to fakt, że nie warto uciszać swojego serca i pragnień, które w nas buzują.

Nie ma czegoś takiego jak gorsza i lepsza praca.

Nie ma czegoś takiego jak stabilna i mniej stabilna posada.

Nie ma czegoś takiego jak bycie pewnym swojego zawodu.

Zawsze, ale to zawsze może wydarzyć się coś nieoczekiwanego. Coś, co sprawi, że będziemy musieli otworzyć się na zmiany, zacząć robić w życiu coś zupełnie innego.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak zaakceptować swoje ciało i pogodzić się z jego niedoskonałościami? 

 

BARDZO LUBIMY ŻYĆ PRZESZŁOŚCIĄ I PRZYSZŁOŚCIĄ, PRAWDA?  A GDYBY TAK USZCZYPNĄĆ SIEBIE SAMEGO I BRAĆ TO, CO MAMY DZIŚ?

Dobrze mieć plan, cudownie spisywać swoje cele i świadomie, krok po kroku, je realizować. Jednak warto otworzyć się na zmiany i bardziej skupić się na tym, co możemy zrobić już dziś. Ile można rozpamiętywać błędy przeszłości czy rozmyślać o tym, co przyniosą kolejne lata? Te rozmyślania sprawiają, że dzisiejszy dzień ucieka nam przez palce.

Wiesz… właśnie siedzę przy kuchennym stole, w moim obciachowym szlafroku i co jakiś czas wyglądam przez okno, gdzie od rana znów słonecznie. Wczorajszy spacer w taką pogodę zdecydowanie poprawił mi humor. Czuję, że życie w północnej Norwegii uczy mnie, by zbyt dużo nie planować. Codzienność tutaj uczy człowieka, że nie warto odkładać spaceru, wyjścia w góry, korzystania z pogody na jutro, bo jutro, te warunki najprawdopodobniej zmienią się o 180 stopni. Czy właśnie nie tak jest z naszym życiem? Nie odkładajmy życia na kiedyś. Jeśli czujesz, że to dzisiaj masz się dobrze, nie przekładaj tego, co od dawna chodzi Ci po głowie, na jutro. Postaraj się zrobić choć jedną, małą rzecz, która pomoże Ci się rozkręcić!

 

A CZY W TWOIM ŻYCIU ZDARZYŁY SIĘ RZECZY, KTÓRE Z PERSPEKTYWY CZASU, OKAZAŁY SIĘ OGROMNĄ LEKCJĄ I PRZERODZIŁY SIĘ W COŚ DOBREGO?

Opowiedz mi o tym koniecznie. Ja miałam takich zdarzeń całkiem sporo, a jedną historię opowiedziałam Ci powyżej. I to całkiem ważną historię. Bardzo chciałam dodać Ci tym wpisem odwagi i pewności siebie. Pamiętaj, że nie ma złej decyzji, dopóki jest ona Twoją decyzją. To jak, żałujemy mniej, a bardziej doceniamy to, co dobre? Tak, tak, tak! 

Proszę, nie żałuj, odpuść sobie.

 


Będzie mi bardzo miło, jeśli dołączysz do grona moich obserwatorów na Instagramie czy Faceooku! Staram się pokazywać tam nieco więcej Klaudii w codziennym wydaniu. Jestem też na Bloglovin’, mam nadzieję, że zobaczymy się w którymś z tych miejsc!

Artykuł Nie żałuj Klaudia, tylko niczego nie żałuj kobieto. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/nie-zaluj/feed/ 0
25 życiowych lekcji z okazji moich 25 urodzin! http://klaudiakoldras.pl/zyciowe-lekcje/ http://klaudiakoldras.pl/zyciowe-lekcje/#comments Sun, 04 Feb 2018 06:00:12 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=5805 Nadal to do mnie nie dociera, ale dziś skończyłam 25 lat. Ćwierć wieku, które minęło jak jeden dzień. Tyle wspomnień, doświadczeń, przeżyć, które ukształtowały to, jakim człowiekiem jestem obecnie. Dziś…

Artykuł 25 życiowych lekcji z okazji moich 25 urodzin! pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Nadal to do mnie nie dociera, ale dziś skończyłam 25 lat. Ćwierć wieku, które minęło jak jeden dzień. Tyle wspomnień, doświadczeń, przeżyć, które ukształtowały to, jakim człowiekiem jestem obecnie. Dziś opowiem Wam o 25 rzeczach, które do tej pory zrozumiałam.

 

MAM DOPIERO 25 LAT, A MOŻE JUŻ?

Przez sporą część mojego życia po 20-stce, dawałam zapędzać się w kozi róg…  przecież przyszedł czas na studia, później znalezienie dobrej pracy, rodzinę, dzieci. Tylko… gdzie w tym wszystkim ja? Czy taki schemat i podążanie za tym, co zadowoli sporą część dookoła, zadowoli i mnie? Bałam się upływającego czasu… Każdy kolejny rok pobudzał niepokój, że dopiero skończę studia, że nadal nie wiem, co ze sobą zrobić w najbliższej przyszłości, że nie mam określonego planu na kolejne lata. Ten niepokój napędzał lęk, obawy i brak radości z tego, co przynosi mi codzienne życie. Czy ja naprawdę muszę ciągle za czymś gonić? Co tak w ogóle oznacza ta stabilizacja i spełnienie, o której tak dużo się mówi? A gdyby tak… rzucić te wszystkie oczekiwania w kąt, krzyknąć głośne: Zrobię po swojemu, popełnię dużo błędów, ale moich błędów i zacząć… żyć?

 

DZIŚ OPOWIEM WAM O TYM, CO ZROZUMIAŁAM I DZIĘKI CZEMU, ŻYJE MI SIĘ ZDECYDOWANIE ŁATWIEJ.

To nie jest tak, że mam już wszystko za sobą. Że nie szukam, nie zastanawiam się, nie rozpaczam, że nie obawiam się, co dalej. Że wiem na 100%, czego chcę od życia. Nie wiem, ale zrozumiałam, że nie ma w tym nic złego. A moje życie nadal potrafi być niezłym bałaganem, ale chociaż moim!

 

MOJE ŻYCIOWE LEKCJE, CZYLI 25 PRZEMYŚLEŃ Z OKAZJI 25 URODZIN!

 

1

Łzy nie są oznaką słabości. Płacz to nie jest coś, przed czym powinniśmy się bronić, uciekać, czego trzeba się wstydzić. Ja płaczę, całkiem często. Najczęściej w samotności, ale zdarza mi się zasmarkać czyjeś ramię. Czasem ze szczęścia, ale częściej ze smutku, taka po prostu jestem.

 

2

Życia nie da się zaplanować. Możemy mieć cele i marzenia, do których sukcesywnie dążymy, ale lepiej zapomnieć o planowaniu wszystkiego od A do Z. Najważniejsze jest to, co z tymi nieprzewidywanymi zdarzeniami zrobimy, jak je odbierzemy. Gdyby ktoś 4 lata temu powiedział mi, że będę mieszała w Norwegii, moja odpowiedź brzmiałaby: A puknij się w czoło. Gdyby ktoś powiedział mi, jako nastolatce, że po 20-stce zetknę się z depresją, zaburzeniami odżywiania i mocno upadnę na twarz, powiedziałabym: No chyba żartujesz, spójrz na to, jaką szaloną i pozytywną 16-stką jestem. Mam wymieniać dalej? Wiele rzeczy wydarzyło się w moim życiu nieprzewidywalnie, czy żałuję? Nie i jestem gotowa na więcej, bo to dopiero początek.

 

3

Nie ma nic złego w śpiewaniu (kiedy człowiek śpiewać nie potrafi) obciachowych kawałków podczas tarcia marchewki na surówkę. Kto powiedział, co jest obciachowe, a co nie? Nie ma nic złego w dzikim tańcu przed lustrem, kiedy w domu nie ma nikogo, a nawet, z całego serca to polecam!

 

4

Nie jesteśmy niezniszczalni. Ty, ja, nikt nie jest. Każdy z nas to bardzo kruchy i wrażliwy organizm, który, nawet gdy pozornie okryty jest grubym pancerzem, reaguje na każde, życiowe zdarzenie, trudniejszą sytuację, a także codzienne problemy i rozterki.

 

5

Nie muszę nikomu nic udowadniać. I Ty też nie.

 

6

Każdy z nas jest w pewnym stopniu zaburzony. ♥ Nie ma nic złego w byciu nieco innym, a może nawet nierozumianym? Z czasem na pewno trafisz na ludzi, którzy docenią to, co w Tobie najlepsze. Czy warto rezygnować z bycia sobą tylko po to, by komuś się przypodobać? Czy warto zmieniać się na siłę? Nie wszyscy muszą nas lubić, nie wszyscy muszą się z nami zgadzać. Tak samo, jak my nie musimy darzyć sympatią każdej, spotkanej osoby.

 

7

Schudnięcie 5 kg nie odmieni Twojego życia. Ba, schudnięcie 30 kg nie odmieni Twojego życia! Wszystko zaczyna się w głowie. Jeśli człowiek nie pogodzi się ze swoim ciałem, nie da mu codziennie porządnego uścisku i nie pogłaszcze, żadna fizyczna zmiana nie okaże się satysfakcjonująca. Zawsze znajdzie się coś, co nie będzie nam odpowiadało. Zawsze. Zaufaj mi, ja tam byłam.

 

8

Pokochanie swojej wrażliwości i odmienności to najpiękniejsze, co możemy sobie zafundować. Przecież to Ty jesteś dla siebie najbliższą osobą, najlepszym przyjacielem, życiowym towarzyszem. Przecież to my, kładziemy się ze swoimi myślami, ze swoim sumieniem do łóżka, mając w głowie dzień, który minął. Ile można żyć, udając? Ile można żyć będąc kimś, kim nie chcemy być?

 

9

To, że rzadko piję alkohol i potrafię się bez niego świetnie bawić, to nie wstyd, a raczej powód do dumy. Nie sięgam po narkotyki i wybieram świadomość, a od dłuższego czasu uważam, że nie, NIE wszystko jest dla ludzi.  Nawet z umiarem, bo nie każdy ten umiar potrafi zachować.

 

10

Nie musimy płynąć na fali wiecznego szczęścia. Coś takiego nie istnieje, a człowiek nie jest w stanie być permanentnie szczęśliwy, tak do szpiku kości.

 

11

Zdrowie jest najważniejsze. Bez niego nie ma nic, dosłownie. Im prędzej zaczniemy się o nie troszczyć, tym lepiej będzie nam się żyło. Ten punkt jest bardzo mocno związany z niezniszczalnością, o której już wspomniałam. Też kiedyś myślałam, że nic mnie nie złamie. Że alkohol, papierosy, złe odżywianie, czasami zbyt krótki sen, brak akceptacji samej siebie, nie mają na mnie złego wpływu. Miały, a choć wszystko wyszło po czasie, dotarło to do mnie z podwójną siłą i przykrymi skutkami, które odbijają się na mnie do dziś. Mój organizm taki jest i ja go nie zmienię.

 

12

Psychoterapia jest dla każdego. Pójście do psychoterapeuty, a nawet psychiatry, to nic, czego człowiek powinien się wstydzić. To ogromna odwaga i troska o samego siebie. Dużo osób wstydzi się podjąć taką decyzję, często ograniczają nas pieniądze, bo dobry psycholog to najczęściej prywatny psycholog. Tylko warto sobie odpowiedzieć, co nam z naszych pieniędzy, jeśli nie zadbamy o siebie? Ta inwestycja opłaci Ci się zdecydowanie bardziej, niż pojechanie na wymarzone wakacje czy kupno czegoś, co może poczekać. Oprócz finansów pojawia się lęk, wstyd, zakłopotanie, obawa, co powiedzą inni. A weź o tym nie myśl! Masz złamaną nogę? Idziesz do lekarza. Z Twoją psychiką dzieje się coś, czego sam do końca nie rozumiesz? Idziesz do lekarza, proste.

 

13

Na naukę nigdy nie jest za późno. Człowiek uczy się przez całe życie, a każde doświadczenie, nawet to mało pozytywne, z perspektywy czasu może okazać się bardzo wartościowe. Nauka to nie tylko studia, szkolenia, kursy. Nauka to życie, codzienne życie, z którego nie raz możemy wynieść więcej, niż z uniwersytetu.

 

14

Choroby psychiczne mogą dotknąć każdego i nie można się tego wstydzić. Nie bójmy się o tym rozmawiać, nazywać spraw po imieniu! Gdyby każdy, z nieco większą otwartością i akceptacją, potrafił opowiadać o swoich trudnych doświadczeniach, ludziom żyłoby się łatwiej. Najgorsze jest to poczucie, że tylko my mamy taki problem. Że tylko my, na całym świecie, nie potrafimy sobie z czymś poradzić. Ja też tak miałam, ale gdy zaczęłam mówić o pewnych sprawach głośniej, okazywało się, że  osamotniona to ja nie jestem.

 

15

Warto gonić za swoimi marzeniami, ale nigdy za cudzymi, nigdy. Nie wiesz, co do końca jest Twoim marzeniem i nie umiesz tego sprecyzować? Ja częściowo też nie, a życie właśnie na tym polega, że przez działanie odkrywamy, co nam służy, czego pragniemy, a co nie do końca jest dla nas.

 

16

Człowiek ma prawo się zmieniać. Człowiek na przestrzeni lat może mieć inne podejście do pewnych spraw, nowe przekonania, poglądy, podejmować inne decyzje. Życie to proces, a proces to zawsze zmiany! Uwielbiam, kiedy przy wigilijnym stole, słyszę słowa od rodziny: Żebyś nigdy się nie zmieniała i zawsze była tak cudowną Dysią, jak jesteś teraz. Jedno drugiego nie wyklucza, bo to, co zawsze powinno być w nas stałe, to bycie dobrym człowiekiem.

 

17

Jeśli człowiek sam nie zacznie szanować swojej ciężkiej pracy, swojego ciała i tego, jaką osobą jest, nikt za niego tego nie zrobi! Jak wymagać od ludzi czegoś, czego sami sobie nie dajemy?!

 

18

Nie jesteś inni. To, co dobre dla kogoś, nie oznacza, że na pewno będzie odpowiednie dla Ciebie. I nie ważne, o której dziedzinie życia myślimy. Dieta, sport, praca, pasje, relacje, przeżywanie pewnych sytuacji, podróże, odporność na stres, styl… Można się inspirować, spoglądać na innych, ale wszystko warto dopasować pod siebie, a nie ślepo kopiować. Niezależnie, co robimy, zawsze musi być w tym cząstka nas samych! Ludzie to dostrzegają, naprawdę.

 

19

To, co w życiu opłaca się najbardziej i czego jestem pewna na 100% to… bycie sobą.

 

20

Nie ma ubrań, butów czy bielizny na lepszą okazję. Lepszą okazją może być wyjście z przyjaciółką do kawiarni czy kino z chłopakiem. Na co czekamy? Chcemy stracić nasze życie na czekanie… aż nadejdzie lepsza okazja? Po to kupujemy ładne ubrania i dodatki, by je nosić. Nie po to, by leżały w szafie i kurzyły się w oczekiwaniu na wyjątkowe okazje. Takie są tu, teraz, bo to my sobie je kreujemy, jakkolwiek infantylnie to brzmi!

 

21

Nigdy nie zamiataj problemów i zmartwień pod dywan. Zawsze wyciągaj je na powierzchnię, rozmawiaj, próbuj zrozumieć, co jest nie tak. Bo wiesz… jak uderzy, to nie będzie co zbierać.

 

22

Przyznawanie się do błędów to niesamowita wartość człowieka. Każdy, kto działa i żyje, popełnia błędy, kropka.

 

23

Żadna motywacyjna książka, nawet ta najlepsza, nie pomoże Ci odmienić życia, jeśli nie zaczniesz praktykować tego, o czym w niej czytasz. Można w nieskończoność powiększać swoją bibliotekę, kupować nowe pozycje i łaskotać swoje ego nieustannym, choć tak pozornym rozwojem. W zamian polecam zajrzeć do jednej, dobrze napisanej pozycji i zacząć wprowadzać zmiany w życie. Czy samo czytanie książek np. o minimalizmie, robi z nas minimalistów? Pewnie, że nie. Nie polecam wpadać w tę pułapkę, bo człowiek tylko zapętla się w oczekiwaniach wobec samego siebie i myśleniu, co chcę zmienić, a czego jeszcze nie zrobił.

 

24

Dystans do tego, co widzimy w sieci, to naprawdę podstawa szczęśliwej codzienności. Social media i ogólnie internet to ogromna część życia praktycznie każdego z nas. Łatwo się w tym wszystkim zatracić i przestać doceniać to, co mamy na wyciągnięcie rąk. A mamy cholernie dużo. I Ty i ja.

 

25

Ludzie są ważną częścią naszego życia. Partner, mąż, żona, rodzina, dzieci, przyjaciele. Jednak… nigdy nie możemy uzależnić swojego życia, od innych. Można je dzielić, czasami trzeba je podporządkować pod drugiego człowieka, szczególnie tego najmniejszego, jednak stwierdzenia: moim sensem życia jest ktoś, żyje dla tego i tego, nie istnieje bez… nie są w porządku. Przecież to my, my sami, powinniśmy chcieć żyć! Dla siebie, by stawać się szczęśliwym człowiekiem, który dopiero wtedy będzie w stanie dać swoje dobro, ciepło i wszystko, co w nim najlepsze, innym! Czy to jako rodzic, czy jako partner, czy przyjaciel. Bycie spełnionym, zadowolonym człowiekiem, który żyje w zgodzie ze sobą to naprawdę najlepsze, co możemy dać innym!

 

TROCHĘ SIĘ WZRUSZYŁAM, WIECIE?

Życie dało mi już tyle lekcji, wystawiało na tyle prób… Często czuję wdzięczność, że jako młoda osoba, doświadczyłam już tak wielu rzeczy, ale potrafi mnie to również nieźle przytłoczyć. Jednak… wiem, że będzie tylko lepiej. Akceptacja samej siebie i chęć świadomego życia to coś, o co walczę codziennie. Nie raz przegrywam bitwę, ale wierzę, że cała wojna już jest moja i… mam ją w garści!

Mam w garści życie i nie wypuszczę. I Wy też nie wypuszczajcie. 

 

CZEKAM NA WASZE KOMENTARZE, OPOWIEŚCI, PRZEMYŚLENIA.

Jest coś, co zrozumieliście dopiero z upływem lat?  Dajcie znać, jakie życiowe lekcje najbardziej Was ukształtowały, chętnie poznam Wasze historie! Nie chcesz pisać w komentarzu? Śmiało wyślij prywatną wiadomość, maila, odezwij się na Instagramie czy Facebooku.

 


Będzie mi bardzo miło, jeśli dołączysz do grona moich obserwatorów na Instagramie czy Facebooku! Staram się pokazywać tam nieco więcej Klaudii w codziennym wydaniu. Jestem też na Bloglovin’, mam nadzieję, że zobaczymy się w którymś z tych miejsc!

Artykuł 25 życiowych lekcji z okazji moich 25 urodzin! pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/zyciowe-lekcje/feed/ 9
Nie rób krzywdy swoim odbiorcom! | Motywujesz, a może jednak przytłaczasz? http://klaudiakoldras.pl/nie-rob-krzywdy-odbiorcom/ http://klaudiakoldras.pl/nie-rob-krzywdy-odbiorcom/#comments Tue, 09 Jan 2018 07:00:00 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=5542 Jesteśmy odpowiedzialni. Za każde zdanie, zdjęcie, post. Wszystko, co umieszczamy w sieci i wszystko, co może mieć wpływ na naszego odbiorcę, czytelnika, obserwatora. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy jak…

Artykuł Nie rób krzywdy swoim odbiorcom! | Motywujesz, a może jednak przytłaczasz? pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Jesteśmy odpowiedzialni. Za każde zdanie, zdjęcie, post. Wszystko, co umieszczamy w sieci i wszystko, co może mieć wpływ na naszego odbiorcę, czytelnika, obserwatora. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy jak duży. Fajnie inspirować i motywować innych, ale czy na pewno nasze treści dają taki rezultat?

 

CO NAS MOTYWUJE, A CO JEST ZUPEŁNIE ODWROTNE W SKUTKACH?

Social media, blogi, YouTube to kopalnia wiedzy, inspiracji, ale z drugiej strony… miejsca, z których często wychodzimy przytłoczeni, podłamani i przekonani o swojej niższości. Od dawna powtarzam, że internet może być bardzo pomocny, a jednocześnie, niesamowicie toksyczny. Jestem blogerką i cieszę się, że zrozumiałam, jak ogromny wpływ mam na mojego odbiorcę. Nie jestem w stanie zapanować nad tym, jak zostanie odebrana treść, którą przekazuję, zdjęcia, którymi się dzielę. Dlatego staram się robić wszystko, by nikogo nie przytłoczyć. Nie chcę doprowadzać do tego, by osoby, które mnie czytają, poczuły się gorsze. Przemyślenia na ten temat od dawna kiełkowały w mojej głowie, ale do końca nie wiedziałam, jak powinnam ubrać je w słowa. Kilka dni temu, w moje ręce trafiła książka napisana przez jedną z norweskich blogerek, Kristin Gjelsvik. Tytuł tej książki to #branok, co można przetłumaczyć, jako wystarczający/wystarczająca, wystarczająco dobry/dobra itp. Książka, która powstała po to, by powiedzieć głośne nie temu, w jakim kierunku zmierzają social media, blogi, czy YouTube w Norwegii.

 

NORWESKA BLOGOSFERA PRZEPEŁNIONA JEST DZIEWCZYNAMI, KTÓRE ZDOBYWAJĄ POPULARNOŚĆ DZIĘKI… CIAŁU.

Odkąd zaczęłam odkrywać norweską blogosferę, jeszcze bardziej doceniłam fakt, jak wielu wspaniałych twórców mamy w Polsce. Nie chcę stwierdzić, że w Norwegii takich osób nie ma, ale faktem jest, że fundament norweskiej blogosfery stanowią dziewczyny, które pokazują sporo ciała i szczerze opowiadają o swoich operacjach plastycznych. Mam ulubione, norweskie blogi, które nie zaliczają się do tych standardów, ale smuci mnie fakt, jak wiele jest blogerek, które zyskują popularność dzięki wyglądowi zewnętrznemu, najczęściej nie do końca naturalnemu… Zdziwieni? Ja też byłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że operacje plastyczne to naprawdę dobrze prosperujący biznes w Norwegii! Nie musiałam szukać daleko, by usłyszeć o tym od osoby z otoczenia. Młodziutka znajoma z pracy, która dopiero co miała kończyć 18 lat, od dawna odkładała pieniądze na operację… powiększenia piersi. To w Norwegii dzieje się naprawdę! Młode Norweżki zaczynają żyć w coraz to większych kompleksach, poczuciu, że nie są wystarczająco piękne oraz atrakcyjne. Dlatego muszę wspomóc naturę.  Social media i blogi, które po brzegi wypełnione są zdjęciami młodych, znanych blogerek, śmiało pokazujących swoje atuty, nie do końca sprzyjają poprawie sytuacji, a wręcz tylko ją pogarszają.

 

DREWNIANE CHATKI, PIĘKNE WIDOKI, SKANDYNAWSKI STYL I NARTY. SZKODA, ŻE W RZECZYWISTOŚCI, NA WIELU NORWESKICH BLOGACH WCALE TEGO NIE ZNAJDUJEMY.

Książkę #branok pochłonęłam w dwa wieczory. Czytałam przecież o środowisku, w którym sama działam, dowiadując się przy okazji nieco więcej o kraju, w którym obecnie mieszkam. Czy to nie jest paradoks, że blogerka wydaje książkę, w której przekonuje o tym, że social media, vlogerzy i blogerzy w Norwegii, zmierzają w złym kierunku? Czy nie jest to strzał w kolano? Autorka otwarcie namawia do tego, by przestać obserwować tych, którzy sprawiają, że czujemy się gorzej. Według mnie jest to ogromna odwaga, szczerość i próba walki o to, by każda osoba uwierzyła, że jest wyjątkowa na swój sposób. Że naprawdę nie musi ślepo podążać za trendami, które widzi w internecie. Że jest piękna, że jej życie jest dobre, a to, co pokazuje świat online, nie zawsze ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Norweskie blogi zdecydowanie zwiększają kroppspress, czyli presję na wygląd zewnętrzny i ogółem wszystko, co związane z ciałem.

Książka kończy się listą, która powstała we współpracy różnych organizacji i psychiatrów w Norwegii. Poniżej przetłumaczyłam dla Was większość punktów, a wszystko zostało stworzone po to, by uświadomić osobom aktywnym w social mediach i na blogach, jak ogromny mogą mieć wpływ na samoocenę swoich odbiorców, szczególnie tych młodszych!

  1. Unikaj pisania, jak dużo ważysz, jakie masz BMI, ile kalorii dziennie przyjmujesz, o swoim obwodzie w talii itp. Pamiętaj, że czytają Cię również młode osoby, które bardzo mocno się z Tobą utożsamiają.
  2. Unikaj bycia zbyt pewnym siebie, kiedy piszesz o pozytywnych lub negatywnych stronach wybranego stylu życia, sposobu odżywiania. Pamiętaj, że wypowiadasz się na podstawie swoich doświadczeń i prawdopodobnie nie jesteś specjalistą w tej dziedzinie. To, co sprawdza się u Ciebie, niekoniecznie musi być dobre dla wszystkich!
  3. Programy do obróbki zdjęć są pomocne przy poprawie kolorów, naświetlenia zdjęcia itp. Jednak unikaj poprawiania wyglądu sylwetki, rozmiaru.
  4. Dziel się inspiracjami jedzeniowymi, treningowymi, ale zawsze podkreślaj, do kogo te treści kierujesz. Pamiętaj, że nie wszyscy biegają tak samo szybko, ważą tyle, co Ty i zawsze potrzebują zmiany tego samego… Pamiętaj, że nie masz kontroli nad osobami, które czytają to, co publikujesz w sieci! Tak samo, jak posiadasz grupę osób, które żywo i regularnie komentują Twoje treści, tak samo masz czytelników, którzy są młodsi i starsi, w dobrej formie, ale również z różnymi schorzeniami.
  5. Skupiaj się na pisaniu o radości z treningu, zamiast o tym, ile przebiegłeś, ile powtórzeń zrobiłeś. Pamiętaj, że nie musisz, za każdym razem informować, że trenowałeś, jeśli chcesz po prostu dzielić się inspiracją! Jeśli zamieszczasz post z konkretnymi ćwiczeniami, treningiem, zawsze napisz, dla kogo jest on właściwy, a dla kogo nie.
  6. Kiedy piszesz o jedzeniu, rób zdjęcia procesu przygotowywania posiłku, stołu, całego dania, ale niekoniecznie pokazuj wielkość porcji, jaką zjadłeś. Szczególnie jeśli jest ona naprawdę mała. Sprecyzuj, że np. zjadłeś sporo dokładek.
  7. Pisz śmiało o ubraniach, ale zdecydowanie unikaj pisania o swoim rozmiarze. Pamiętaj, że odbiorcy tak naprawdę Cię nie znają i nie widzieli Cię w rzeczywistości, a chcą tylko wiedzieć, czy ich ciało jest takie, jak Twoje.
  8. Bądź świadomy całkowitej ilości zdjęć, którą dodajesz, a na których ciało jest zdecydowanie na pierwszym planie. Ciało w bikini wygląda naturalne na plaży, ale pomyśl o innych okolicznościach… Zawsze dodawaj realistyczne zdjęcia samego siebie!
  9. Kiedy skontaktuje się z Tobą osoba, która mówi, że jest chora, nie radzi sobie ze sobą, jest jej ciężko, pokieruj ją bezpośrednio do specjalisty!

Przypominam, że ta lista powstała przy współpracy lekarzy psychiatrów i organizacji związanych z tworzeniem treści i działalnością w internecie! Mnie zdecydowanie dała do myślenia.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Chyba nie umiem być blogerką. Czy zwykłe życie może być magiczne? 

 

A JAK TO WYGLĄDA W POLSCE?

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Zastanawiam się, w jakim kierunku zmierzamy my, twórcy internetowi w Polsce. Jestem przekonana, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę wyrządza swoim odbiorcom. I tak, zgadza się, że niektóre osoby są po prostu mało odporne na treści, na które trafiają w sieci, a wręcz chłoną je jak gąbka. Czasami nie potrafimy podejść z dystansem do tego, co widzimy w sieci, na Instagramie, na blogach. Przecież powinniśmy mieć świadomość, że np. bloger to tylko człowiek i wielokrotnie, jego życie, nie różni się niczym od Twojego. Tak, ja to wiem, ale czy na pewno wie o tym każdy? Opowiadając Wam o Norwegii, dużo miejsca zajmowały sprawy związane z wyglądem zewnętrznym. Wiem, że w Polsce jest to również spory problem. Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, że w pięknym, wysportowanym ciele kobiety jest coś złego. Wręcz odwrotnie. Jest równie pięknie, jak ciało kobiety, która ma nieco więcej krągłości! Jednak… czy zdjęcie w lustrze, przy odpowiedniej pozie, kiedy zdecydowanie chcemy pokazać swoje atuty, ukrywając to, co ma każdy, czyli słabsze strony, jest w porządku? Co widzi odbiorca, który ma problem z samooceną? Zaczyna widzieć siebie… w jeszcze gorszym świetle. Czy takie zdjęcia mogą być motywacją? Dla mnie raczej nie. Przyznaję się szczerze, że już raz zrobiłam czystki na Instagramie, bo pewne, motywujące pozornie profile, potrafiły działać na mnie destrukcyjnie.

Czy problem pojawia się tylko, kiedy myślimy o wyglądzie zewnętrznym? Nie. Idealne wnętrza, rajskie podróże, piękne kawiarnie, idealne owsianki, perfekcyjne relacje… Oczywiście, że każdy sam decyduje, jakie ma życie. Zawsze można dążyć do zmian. Jednak… pragnę, żebyśmy my, twórcy internetowi, zdecydowanie częściej pokazywali nieco więcej prawdziwego życia. Życia, które potrafi dać w kość, ale może być również niesamowicie inspirujące. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem zmęczona. Nie umiem udawać, ale także męczę się tym udawaniem innych.

 

CUDOWNIE JEST INSPIROWAĆ INNYCH. JEDNAK NIECH TA INSPIRACJA BĘDZIE SZCZERA, A NIE PRZYTŁACZAJĄCA.

Inspirujmy siebie nawzajem, ale nie tylko tym, że mamy idealne życia, ale bardziej odwagą pokazywania siebie w pełnej okrasie. To jest właśnie piękno, to jest właśnie to, co każdego z nas wyróżnia. Kreujmy, motywujmy innych, ale niekoniecznie za pomocą półnagiego ciała czy przesadnie wystylizowanej codzienności. Wystarczy, że będziemy po prostu sobą.

To, że nie zawsze pokazuję Wam moje domowe treningi czy praktykę jogi, wcale nie oznacza, że rzuciłam to w kąt. To, że rzadziej pokazuję moje jedzenie wcale nie oznacza, że jem inaczej. To, że nieco mniej u mnie urywków z codzienności i nie zawsze mam ochotę wyciągać telefon, by uchwycić wszystko, co się u mnie dzieje nie oznacza, że przestałam mieć ciekawe życie. Chyba zrozumiałam, że lepiej po prostu robić, a nieco rzadziej o tym mówić. Może to nie do końca sprzyja blogowaniu i docieraniu do nowych osób. Pewnie tak.

I wiesz co? Nie bój przyznać się przed samym sobą, co Cię motywuje, a co raczej przytłacza. Jeśli są osoby, konta, blogi, które sprawiają, że czujesz się gorszy, przestań je obserwować i skup się na sobie, zamiast wciąż żyć tęsknotą za perfekcyjnym życiem kogoś z sieci. Życiem osoby, której tak naprawdę nie znasz. Tym bardziej ona Ciebie.

 

JAK ZAWSZE CZEKAM NA TWOJE PRZEMYŚLENIA.

Wiem, że czytają mnie zarówno twórcy, jak i osoby, które są jedynie obserwatorami. Ciekawa jestem, jak widzisz to Ty. Ja uważam, że gdy człowiek zaczyna czuć się czymś przytłoczony i przy okazji, spada poczucie jego własnej wartości, chyba logiczne jest, że należy zrezygnować z tego, co do takiego stanu nas doprowadza. Nawet, jeśli miałoby to być czytanie ulubionego bloga czy oglądanie youtuberki, która pozornie dawała nam mnóstwo energii.

 


Będzie mi bardzo miło, jeśli dołączysz do grona moich obserwatorów na Instagramie czy Facebooku! Staram się pokazywać tam nieco więcej Klaudii w codziennym wydaniu. Jestem też na Bloglovin’, mam nadzieję, że zobaczymy się w którymś z tych miejsc!

Artykuł Nie rób krzywdy swoim odbiorcom! | Motywujesz, a może jednak przytłaczasz? pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/nie-rob-krzywdy-odbiorcom/feed/ 9
My one little word in 2018, czyli słowo drogowskaz na cały, nowy rok. http://klaudiakoldras.pl/one-little-word-in-2018/ http://klaudiakoldras.pl/one-little-word-in-2018/#comments Tue, 02 Jan 2018 07:00:27 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=5491 W tym roku postanowiłam, że również wybiorę słowo drogowskaz na nowy rok. Słowo, do którego będę mogła w każdej chwili wrócić, które da mi nadzieję, pomoże przełknąć okresy stagnacji i…

Artykuł My one little word in 2018, czyli słowo drogowskaz na cały, nowy rok. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
W tym roku postanowiłam, że również wybiorę słowo drogowskaz na nowy rok. Słowo, do którego będę mogła w każdej chwili wrócić, które da mi nadzieję, pomoże przełknąć okresy stagnacji i zwątpienia. Coś, co idealnie wpisze się w wiele aspektów mojego życia i pozwoli spojrzeć na siebie z czułością, cierpliwością i dystansem. Bo życia nie można brać tak do końca na poważnie!

 

Kto pamięta mój zeszłoroczny wpis z my one little word?

Moim słowem drogowskazem było: cierpliwość. I powiem szczerze, że trafiłam idealnie! Czego jak czego, ale cierpliwości w 2017 brakowało mi szczególnie… Mój Mateusz śmieje się, że powinnam przepisać to słowo również na 2018 rok. Cierpliwości nigdy za wiele. Ten wpis okazał się świetnym podsumowaniem, do którego mogłam wracać przez cały rok. I wiecie co? Widzę, jak ogromne zmiany zaszły we mnie samej… Wydarzyło się tyle dobrych, ale również gorszych rzeczy. Nabrałam rezerwy i każdego dnia uczyłam się właśnie tej cierpliwości, bez której niektóre wydarzenia, byłyby bardzo ciężkie do przełknięcia.

 

W tym roku stawiam na… akceptację!

My one little word in 2018 to zdecydowanie acceptance, czyli akceptacja! Wiecie, jak dobrze żyje się człowiekowi, który w pełni akceptuje siebie samego i to, że życie potrafi nas zaskakiwać? Cholernie dobrze! Akceptacja, a raczej jej brak, to wciąż moje słabe ogniwo, ale muszę to napisać… Czuję motylki w brzuchu na myśl o 2018, jeśli mam w nim robić taki postęp, jak w 2017! Nie wiem, czy wierzycie w Kogoś wyżej, ale ja tak. I wiem, że ten Ktoś, często śmieje się z moich planów, bo doskonale wie, że plany to jedno, ale prawdziwe życie, drugie. Dobrze o tym wiedzieć i brać… Brać wszystko, co przynosi nam życie. Pozwólcie, że opowiem Wam nieco więcej o tej akceptacji!

 

MY ONE LITTLE WORD IN 2018 IS ACCEPTANCE!

 

AKCEPTACJA MOJEGO STANU ZDROWIA

Nie jestem 100-procentowym okazem zdrowia, ale patrząc na wszystko z dystansu, widzę, jak wiele zmieniło się na plus. Mimo nieustannych problemów z tarczycą, od roku regularnie miesiączkuję, rosną mi włosy, moja skóra jest w całkiem dobrej kondycji. USG tarczycy z grudnia okazało się miłym zaskoczeniem i tarczyca jest w zdecydowanie lepszej kondycji, niż 2 lata temu! Mimo że hormony wciąż nie są na idealnym poziomie, zaczynam akceptować, że jest jak jest. Cieszę się z tych moich małych sukcesów! Planuję napisać wpis o życiu z chorobami tarczycy, bo to nie jest wcale taka łatwa sprawa. Jednak… akceptacja to podstawa, bo możecie mi wierzyć lub nie, ale większość zaczyna się w naszej głowie. W obecnych czasach naprawdę wiele młodych osób ma jakieś problemy ze zdrowiem, mniejsze lub większe, ale… to jest istna plaga! Dlatego cieszę się, że już dawno zaczęłam traktować własne zdrowie na poważnie. Trzeba zatroszczyć się najpierw o siebie, by później, można było dać tę troskę również drugiemu człowiekowi.

Nie stawiam znaku równości pomiędzy akceptacją i lenistwem, bezczynnością. Staram się każdego dnia walczyć o moje ciało i spokój ducha. Choć wcale nie mówię, że jestem chodzącym ideałem, oj nie.

 

AKCEPTACJA NIEIDEALNEGO CIAŁA

Jestem Klaudia. Nie jestem rozmiarem ubrania. To nic, że nie mieszczę się już w ciuchy w rozmiarze 34 czy 36. To nic, że moje ciało się zmieniło, że mam swoje kształty, że mam nieco więcej tłuszczyku tu i ówdzie. To nic, że mam duży biust, którego wiele kobietek mi zazdrości, a mi tylko uprzykrza życie. To nic, że nie jestem idealna… a zresztą, co ma oznaczać idealna? Nie mam zamiaru szufladkować samej siebie! Nie mam zamiaru powielać kanonów, iść za trendami. Chcę akceptować siebie taką, jaką jestem, a jednocześnie dbać o swoje ciało, by służyło mi jak najdłużej. By było silne, zdrowe i gotowe na wiele lat, które chcę jeszcze przechodzić po tej ziemi. Zbyt długo patrzyłam na siebie samą z nienawiścią i wciąż zdarza mi się to robić. Jednak… w 2018 zawalczę jeszcze mocniej, by wybić sobie te głupoty z głowy! Każda/każdy z nas jest piękna/piękny na swój wyjątkowy sposób, kropka!

 

AKCEPTACJA TEGO, ŻE NIE JESTEM NIEZNISZCZALNA

I Ty też nie. Każdy z nas ma prawo do odpoczynku i wsłuchania się we własny organizm. Bardzo cenię pracowitość i sumienność, ale zdecydowanie oddzielam grubą krechą obie te cechy od pracoholizmu oraz eksploatowania własnego ciała i umysłu do granic możliwości… Ile można tak pociągnąć? Na pewno nie za długo. Zdecydowanie pomocne w tym będzie zaprzestanie porównywania się z innymi. Ty to Ty, nikt inny. Ty masz swoje możliwości, Ty powoli musisz odkrywać, na jak dużo Cię faktycznie stać. A czasami, warto sobie odpuścić. Odpuszczanie to cudowna sprawa.

W 2018 postanawiam jeszcze bardziej zawalczyć o to, by polubić się z moim wnętrzem. Postanawiam kontynuować wszystko, co zaczęłam już jakiś czas temu. Fajnie wydobywać z siebie to, co najlepsze. A zaufaj mi, masz w sobie wiele dobrego. Każdy ma!

 

AKCEPTACJA TEMPA, W JAKIM SIĘ ROZWIJAM I ZMIENIAM

W 2018 rozhulam bloga, moja fotografia wskoczy na wyższy level, do 30-stki skończę kolejne studia i znajdę pracę marzeń. Zrobię nowe kursy i będę się rozwijała, rozwijała i jeszcze raz rozwijała… Nie, koniec! Koniec z postanowieniami, które czasami są ponad moje siły. Jestem człowiekiem, który bardzo chcę iść do przodu, uczyć się nowych rzeczy. Jednak nie mam zamiaru wymagać od siebie zbyt wiele, przyśpieszać tego, co lepiej byłoby robić we własnym tempie. Jestem przekonana, że 2018 przyniesie wiele nowego, ale czy trzeba od razu tworzyć pokaźną listę postanowień, która tylko może mnie przytłoczyć? Zamiast zbyt dużo planować, lepiej po prostu robić. Każdego dnia, na tyle, na ile starcza nam sił. W 2017 wydarzyło się naprawdę dużo, ale ten rok nauczył mnie również, że nie warto niczego przyśpieszać. Jeśli człowiek zacznie cieszyć się z samego procesu, drogi i dostrzeże postępy, jakich dokonuje, wszystko nabierze innego wymiaru.

Rozwijajmy się, ale na spokojnie, przecież nic nam nie ucieknie.

 

AKCEPTACJA DRUGIEGO CZŁOWIEKA

Nikt nie jest idealny, włącznie ze mną. Tak się cieszę, że moja ilość przyjaciół mocno się nie zmieniła. Staram się pielęgnować relacje, które są w moim życiu od dawna. I choć to normalne, że część znajomości się rozmywa, staram się nigdy nie traktować drugiego człowieka jak przedmiotu, który najłatwiej wyrzucić i zamienić… na nowy. Mam to szczęście, że bardzo rzadko trafiam na ludzi toksycznych, którzy wcale dobrze dla mnie nie chcą. Jednak jestem przekonana, że kluczem do sukcesu w relacji z drugim człowiekiem jest akceptacja. Akceptacja, że nikt nie jest idealny. Zrozumienie, że na próżno szukać winy w drugim człowieku, bo czasami warto zacząć od siebie. Zmieniając siebie, zmieniamy cały świat, również to, jak zaczną traktować nas inni.

 

Zostawiam Was z tym nieco niedokończonym wpisem, który mam nadzieję, skłania do własnych przemyśleń.

Do listy mogłabym dopisać jeszcze sporo, ale resztę wniosków zostawiam dla siebie. Wierzę, że pobudzi to również Waszą kreatywność i chęć przyjrzenia się własnemu życiu. Na koniec chciałabym napisać jeszcze jedno… Kochani, nie wstydźmy się siebie. Ja też czasami czuję się inna, niedopasowana, może nawet niezrozumiana? Jednak dobrze jest pojąć, że nie musimy się do nikogo ani do niczego dopasowywać. Warto być sobą, warto wsłuchiwać się w swoje serducho, warto czasami krzyknąć i szczerze powiedzieć o tym, co nam nie pasuje. Życzę Wam, żeby ten nowy rok, przyniósł więcej szczerości, otwartości i bycia sobą.

 

Co mogłoby zostać Twoim one little word na ten nowy rok? Może warto poszukać słowa drogowskazu w 2018?

Ja zrobiłam to już drugi raz i polecam tę praktykę naprawdę mocno! Pozwala lepiej przyjrzeć się naszemu życiu, pragnieniom. Pomaga w zastanowieniu się, nad czym musimy jeszcze popracować. Przepraszam… nie musimy. Chcemy! Dla mnie zdecydowanie jest to akceptacja. Wiem, że z nią, życie jest o wiele łatwiejsze, ale także pełniejsze.

Dajcie znać, na jakie słowo drogowskaz wpadliście. Może zainspirujecie również innych? 

 


Będzie mi bardzo miło, jeśli dołączysz do grona moich obserwatorów na Instagramie czy Facebooku! Staram się pokazywać tam nieco więcej Klaudii w codziennym wydaniu. Jestem też na Bloglovin’, mam nadzieję, że zobaczymy się w którymś z tych miejsc!

Artykuł My one little word in 2018, czyli słowo drogowskaz na cały, nowy rok. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/one-little-word-in-2018/feed/ 21
Jak dobrze wejść w 2018 rok? Porady od serca oraz lista tego, co udało mi się zrealizować. http://klaudiakoldras.pl/jak-dobrze-zaczac-rok/ http://klaudiakoldras.pl/jak-dobrze-zaczac-rok/#comments Mon, 11 Dec 2017 07:00:44 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=5397 Nie martw się, to nie jest kolejny wpis z kategorii: Nowy rok, nowa ja. Nie chcę ślepo doradzać i przekonywać, że 2018 będzie dla Ciebie wyjątkowy. Raczej namawiam do chłodnej…

Artykuł Jak dobrze wejść w 2018 rok? Porady od serca oraz lista tego, co udało mi się zrealizować. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Nie martw się, to nie jest kolejny wpis z kategorii: Nowy rok, nowa ja. Nie chcę ślepo doradzać i przekonywać, że 2018 będzie dla Ciebie wyjątkowy. Raczej namawiam do chłodnej analizy minionego roku i wynagrodzenia siebie samego za to, co udało nam się osiągnąć. Nawet jeśli wydaję Ci się, że nie zrobiłeś ze sobą kompletnie nic, ja w to nie wierzę. Zatem, jak dobrze zacząć rok?

 

Z sentymentem (ale również smutkiem) wspominam swoje noworoczne postanowienia z czasów, kiedy byłam jeszcze nastolatką.

Jakiś czas temu w moim domu rodzinnym, odnalazłam notatniki, a w jednym z nich widniały właśnie moje postanowienia. Oprócz obietnic w stylu: będę regularnie się uczyć czy znajdę sobie drugą połówkę, pojawiała się także… schudnę 5 kilogramów. Mimo że wspominam to wszystko z sentymentem, w sercu pojawia się smutek, że już od najmłodszych lat miałam w głowie obraz siebie, jako dziewczyny z niedoskonałym ciałem, które wypadałoby zmienić. I tak najczęściej nic z ty nie robiłam, ale obietnice i oczekiwania wobec samej siebie były… Smuci mnie to cholernie, a nawet złości! I zastanawiam się, skąd to wszystko brało się w mojej głowie, bo na pewno sama na to nie wpadłam. Pamiętacie swoje postanowienia z młodszych lat? Praktykowaliście coś takiego? Ja byłam ogromną fanką notesów, pamiętników i wszelakich list, więc zdecydowanie było u mnie tego dużo.

Dubrovnik Split

 

Dziś chcę świadomie zdecydować, jak podchodzę do tej całej otoczki związanej z nowym rokiem!

Wiem, że dla niektórych z nas, taka przełomowa data, jaką jest nowy rok, stanowi świetny impuls do zmian. Może faktycznie znajdą się osoby, dla których coś takiego funkcjonuje, bo przecież, każdy moment jest dobry, aby wyznaczyć sobie nowe cele. No właśnie… każdy. Wierzę, że jeśli człowiek naprawdę całym sercem chcę dokonać zmian, zacznie stawiać malutkie kroczki, ale już dziś. Nie będzie czekał do 1 stycznia 2018 roku.

Kochany, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś swoją czystą kartkę, zaczął zapisywać już dzisiaj.

Mam wrażenie, że my, niedoskonali ludzie, potrzebujemy takiego ukojenia i pocieszenia, że nowy rok będzie faktycznie lepszy, łatwiejszy i zrealizujemy w nim wszystko, co sobie zaplanujemy. To jest normalne, szczególnie jeśli ostanie miesiące dały Ci mocniej w kość. Tylko wiesz co? Takie obietnice mogą jeszcze bardziej Cię rozczarować. Oczywiście życzę Ci tego i mam szczerą nadzieję, że wszystko pójdzie po Twojej myśli, ale nauczona doświadczeniem wiem, że w zderzeniu z rzeczywistością, plany, cele i oczekiwania wobec samego siebie mogą zmieniać się o 180º i to nie raz.

 

Co zatem zrobić, by dobrze wejść w nowy rok?

Według mnie, zdecydowanie warto zacząć od małej analizy tego poprzedniego i pogłaskania siebie samego za to, co udało nam się zrobić. I nie uwierzę, jeśli pomyślisz teraz: Ejj, Klaudia, ale mi naprawdę nic do głowy nie przychodzi! Ten rok był najgorszym z najgorszych. Nie, nie nie. Ja tak łatwo się nie poddam. Proszę, abyś wziął kilogram mandarynek, kubek ciepłej herbaty, długopis i zwykłą kartkę. Nie musi to być Twój najnowszy i piękny notes czy planner, na który zerkasz z nadzieją i pragnieniem wpisania w nim pierwszych, przełomowych postanowień na nowy rok. Naprawdę, wystarczy biała kartka i długopis. Dużymi literami napisz: WSZYSTKO, CO UDAŁO MI SIĘ ZREALIZOWAĆ W 2017 ROKU. I zaczynamy! Spróbuj przeanalizować każdy miesiąc, tak po kolei i zupełnie szczerze. Nie robisz tej listy na pokaz, a jedynie dla samego siebie. Potraktuj ją jako fajną pamiątkę, do której z sentymentem zajrzysz za rok.

kobieto, daj sobie miłość kobieto, daj sobie miłość

 

Jak mam sobie przypomnieć, co robiłem przez cały rok?

Wiem, że często wspomnienia z poprzedniego roku są nieco zamglone. Ciężko usystematyzować sobie w głowie, co my właściwie robiliśmy i na co zmarnowaliśmy te 365 dni. A może wcale nie zmarnowaliśmy? Postaraj się nie być dla siebie aż tak bardzo krytyczny. Jeśli masz problem z przypomnieniem sobie wydarzeń z upływającego roku, może z pomocą przyjdzie galeria w Twoim telefonie? Zerknij na zdjęcia, robimy ich naprawdę sporo, często próbując upamiętnić ważniejsze dla nas chwile, a nawet te z pozoru błahe. Jeśli nie zdjęcia, może Facebook czy Instagram? Sprawdź swoją facebookową tablicę, przejrzyj instagramowe posty, na pewno przypomną Ci o tym, o czym mogłeś zapomnieć, a co okazuje się małym sukcesem. Świetnym rozwiązaniem jest także przejrzenie swojego kalendarza (o ile taki posiadasz). To jest naprawdę cudowny pamiętnik, w którym można znaleźć wiele cennych informacji. Przykład? Od sierpnia zapisywałam sobie wszystkie treningi, jakie udało mi się danego dnia wykonać. Każdą aktywność, domowy trening, praktykę jogi, dłuższe spacery czy bieganie. Dzięki temu mogę śmiało stwierdzić, że ruszałam się naprawdę systematycznie, co obiecywałam sobie robić w tym roku! No i mam, pierwszy punkt na mojej liście.

Dla osób, które prowadzą bloga, to właśnie on jest świetnym pamiętnikiem i kopalnią wiedzy na swój temat! Sama nie piszę podsumowań każdego miesiąca (próbowałam z tą formą, ale jakoś nie mogę się przełamać), ale przeglądając wpisy z całego, 2017 roku, mam ogólny zarys tego, gdzie byłam, co robiłam, co mnie spotykało. Nie chcę mówić, że bloga piszę dla siebie, bo nie, ale w pewnym sensie, jest on dla mnie pamiętnikiem, który daje mi wgląd na własne życie, emocje, wybory, zmiany, wydarzenia itp.rozmowy na trudne tematy

 

Analiza poprzedniego roku, tak krok po kroczku, to naprawdę świetne podsumowanie i rozliczenie się z samym sobą.

Nie chodzi o to, by wyłapać tylko swoje sukcesy. Mam wrażenie, że takie przyjrzenie się poprzednim, dwunastu miesiącom sprawia, że człowiek wsłuchuje się w swoje potrzeby i prawdziwe pragnienia. Często, z dnia na dzień, ciężko zauważyć, że zdecydowanie ciągnie nas do pewnej zmiany, decyzji, ale wciąż ją odwlekamy, bo zawsze znajduje się jakieś ale. Przykład z mojego życia? Rezygnacja z pracy w restauracji. Przez długi czas znajdowałam tyle powodów, przez które nie mogłam podjąć ostatecznej decyzji. Gdy już raz podjęłam, później znów wylądowałam w tym biznesie, mając nadzieję, że coś się zmieni, ale nie zmieniło się nic! Dopiero znalezienie nowej pracy sprawiło, że moją decyzją podzieliłam się ze światem, bo w moim sercu i głowie, podjęłam ją już bardzo dawno temu. Brakowało mi jedynie odwagi, by do niej się przyznać i pewności siebie, by coś z nią zrobić, a także uwierzyć, że sobie poradzę.

 

W 2017 roku miałam wiele dni, kiedy myślałam, że ten rok jest już dla mnie przekreślony.

Było dużo łez, życiowych decyzji, walki z samą sobą, smutku, przerażenia i prób poskładania wszystkiego, co się sypało, do kupy. Jednak… mimo tych wielu złych chwil i bumeranga, który wracał do mnie całkiem często, 2017 był rokiem, którego nie żałuję, a wręcz powoli zdaję sobie sprawę, jak wiele małych marzeń, celów i pragnień, udało mi się zrealizować! I wiesz co? Postanowiłam, że podzielę się z Tobą moją osobistą listą. Nie po to, by się chwalić. Nie po to, byś poczuł, że Ty, w porównaniu do mnie, nie zrobiłeś niczego. Nie po to, by było Ci smutno, źle. Robię to dlatego, że jestem cholernie dumna z samej siebie! Dlaczego? Mimo lęku, smutku i wielu przeciwności, szłam dalej. I da się Mój Drogi, naprawdę się da. W tym roku na własnej skórze przekonałam się o tym, że idealny moment nigdy nie nadejdzie. Nigdy nie będziemy w 100% gotowi na nic. Zawsze da się znaleźć jakieś ale, by zatrzymać siebie samego i nie dać sobie prawa do… życia. Życia po swojemu, realizując małe cele, pragnienia, czy pracując nad sobą, by stać się po prostu lepszym człowiekiem.

 

 

1. Byłam na wakacjach w pięknej Chorwacji, które zorganizowaliśmy na własną rękę, odwiedzając jednocześnie kilka pięknych miast.

 

2. Odwiedziłam polski Toruń, co zawsze było w mojej głowie.

 

3. Udało mi się spędzić cudowny, babski weekend w Oslo i poznać stolicę Norwegii od nieco innej strony.

 

4. Skończyłam roczne studia na lokalnym uniwersytecie z naprawdę dobrymi ocenami.

 

5. Dostałam się na studia po norwesku, o co walczyłam jak lwica (popełniono błąd przy ocenie moich dokumentów, jednocześnie przekreślając moją kandydaturę, ale ja ten błąd wyłapałam i dzięki temu, szybko zmieniono decyzję)…

 

6. … i z nich zrezygnowałam po miesiącu studiowania. Podejmując własną, świadomą decyzję, która przyniosła mi cholerną ulgę i satysfakcję.

 

7. Zrobiłam króciutki kurs fotograficzny online od Madzi Mizery, który sprawił, że…

 

8. … wreszcie zaczęłam używać programu Adobe Lightroom i fotografować w formacie RAW, czego tak bardzo unikałam.

 

9. Starałam się regularnie robić zdjęcia.

 

10. Podjęłam decyzję o wizualnych zmianach na blogu i to małe marzenie szybko stało się rzeczywistością!

 

11. Ruszyłam z Newsletterem, o czym myślałam od dawna.

 

12. Napisałam i stworzyłam mojego pierwszego e-booka, którego możecie pobrać zupełnie za darmo.

 

13. Zdecydowałam się na powrót do psychoterapii, którą tak długo odwlekałam w czasie. Tym razem postanowiłam spróbować e-porady, czyli spotkań online, co dla osób mieszkających za granicą, jest naprawdę świetnym rozwiązaniem.

 

14. Podjęłam decyzję o ślubie i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem (no wiecie, życie to życie, różnie bywa, hihi), w 2019 będę żoną, choć nadal to do mnie nie dociera. Klaudia, żoną. Żoną, która ma męża. To tak poważnie brzmi! 🙂

 

15. Zrezygnowałam z dwóch prac, które miały na mnie zły wpływ.

 

16. Udało mi się znaleźć dużo spokojniejszą pracę w kawiarni, do której regularnie zaglądałam, odkąd przeprowadziłam się do Bodø.

 

17. Poprawiłam swój norweski, przełamałam się do komunikowania na co dzień.

 

18. Wróciłam do regularnej nauki tego języka na własną rękę, w domu.

 

19. Regularnie praktykowałam domową jogę i nie tylko.

 

20. Zorganizowałam pierwszy konkurs na blogu.

 

21. Pierwszy raz wzięłam udział w konferencji dla twórców internetowych w moim ukochanym Trójmieście.

 

22. W lipcu spędziłam kilka leniwych dni u mamy, w moim domu rodzinnym.

 

23. Odświeżyłam jazdę na snowboardzie i udało mi się parę razy wyrwać na lokalny stok!

 

24. Zrobiłam mój pierwszy, wegański i bezglutenowy tort, który okazał się strzałem w dziesiątkę!

 

25. W 2017 roku obchodziłam 3 rocznicę mojego związku z Mateuszem.

 

26. Dwukrotnie wzięłam udział w lokalnym, norweskim markecie, na którym sprzedawałam swoje wegańskie i bezglutenowe słodkości.

 

27. Zaakceptowałam fakt, że nie jestem robotem, moje zdrowie jest bardzo kruche i mam prawo do odpoczynku. I uwierz mi, że to chyba najbardziej przełomowa rzecz, której udało mi się dokonać w 2017 roku. Dodając do tego świadomość, że lepsze zrobione niż perfekcyjne i zaczyna być naprawdę dobrze!

 

28. Publicznie zaczęłam opowiadać o moich przejściach z depresją i nieco więcej pisać o zaburzeniach psychicznych na blogu, co było dla mnie ogromnym przełomem.

 

29. Poznałam nowe, cudowne osoby, które niesamowicie pozytywnie wpływają na moje codzienne życie.

 

30. Utrzymywałam kontakt z przyjaciółmi, z którymi dzieli nas ogromna odległość. Jak widać, dla chcącego, nic trudnego.

 

31. Chodziłam na szczudłach, które znalazłyśmy z moimi towarzyszkami w stodole na pewnej, norweskiej i uroczej wysepce.

 

32. Spędziłam krótkie wakacje w Jastrzębiej Górze, co przypomniało mi, ile pięknych miast mamy w Polsce.

 

33. Zachwycałam się zorzami polarnymi, których w tym roku było wyjątkowo dużo.

 

Do listy mogłabym dopisać jeszcze nieco więcej, ale część przemyśleń zostawię po prostu dla siebie, kończąc na tej symbolicznej trzydziestce.

 

Nigdy nie da się tak po prostu odciąć od tego, co robiliśmy w zeszłym roku.

To takie dobre uczucie, kiedy człowiek zaczyna rozumieć, jak wszystko jest ze sobą powiązane. Nasze małe cele, marzenia, kroki, z czasem mogą przerodzić się w coś większego. I tak właśnie starałam się funkcjonować w 2017 roku. Starałam się stawiać nawet te najmniejsze kroczki do przodu, bo wiem, że każdy musi jakoś zacząć. Nie mam zamiaru oczekiwać od siebie zbyt wiele. Wiem, że to u mnie nie działa. A co zatem się sprawdza? Zdecydowanie uświadomienie sobie, że życie, noworoczne postanowienia i obietnice wobec samego siebie, to nie jest żaden wyścig ani obowiązek. Oprócz listy wszystkiego, co udało mi się zrealizować w 2017, przygotowałam również krótkie zestawienie głównych celów na 2018 rok. I wiesz, co zauważyłam? Nic nie znalazło się tam przypadkiem. Wszystkie te rzeczy są ze sobą mocno powiązane. I chyba właśnie tak powinniśmy działać.

 

 

To co, zapominamy o przełomowych postanowieniach i zmiany zaczynamy od tego, co na wyciągnięcie ręki?

Wierzę, że taka analiza zeszłych miesięcy, zdecydowanie ułatwi Ci zaplanowanie 2018 roku. Ja, do wszystkich moich planów, postaram się podchodzić z rezerwą i spokojem. Nie chcę zaliczać się do osób, które znowu zaczynają wszystko od nowa. Kurczę, jest dobrze tak, jak jest. Staram się zaakceptować, co obecnie przynosi mi życie. A reszta na pewno powoli się ułoży, u Ciebie również.

 

Śmiało, opowiadaj! Jaki był dla Ciebie ten 2017 rok? Dał Ci w kość, a może wszystko poszło po Twojej myśli?

Koniecznie napisz w komentarzu, czy zgadzasz się z moim podejściem. Chętnie przeczytam również, z czego jesteś najbardziej dumny/dumna. Jak widzisz, na mojej liście znalazły się przeróżne doświadczenia. No właśnie, umieściłam na niej głównie doświadczenia! Bo tego chyba pragnę mieć w życiu najwięcej. Rzeczy, pieniądze, dobra materialne są ważne, ale nie najważniejsze. Mam wrażenie, że to wszystko zawsze się znajdzie, a my po prostu nie możemy zapominać, że w życiu bardziej liczą są uczucia, rozmowa, przeżycia, wspomnienia, praca nad sobą… Przynajmniej ja tak myślę, a Ty?

 


Będzie mi bardzo miło, jeśli dołączysz do grona moich obserwatorów na Instagramie czy Facebooku! Staram się pokazywać tam nieco więcej Klaudii w codziennym wydaniu. Jestem też na Bloglovin’, mam nadzieję, że zobaczymy się w którymś z tych miejsc!

Artykuł Jak dobrze wejść w 2018 rok? Porady od serca oraz lista tego, co udało mi się zrealizować. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/jak-dobrze-zaczac-rok/feed/ 12
Pracujesz, by żyć, czy żyjesz, żeby pracować? http://klaudiakoldras.pl/pracujesz-zeby-zyc/ http://klaudiakoldras.pl/pracujesz-zeby-zyc/#comments Mon, 30 Oct 2017 13:00:16 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=5131 Ciężka praca to coś pożądanego. Sama jestem bardzo pracowitą osobą, która wierzy, że tylko działanie sprawi, że moje życie będzie takie, jakie chcę, by było. Szkoda tylko, że czasami wszystko…

Artykuł Pracujesz, by żyć, czy żyjesz, żeby pracować? pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Ciężka praca to coś pożądanego. Sama jestem bardzo pracowitą osobą, która wierzy, że tylko działanie sprawi, że moje życie będzie takie, jakie chcę, by było. Szkoda tylko, że czasami wszystko idzie za daleko. Wiesz… pracowitość nie jest równoznaczna z pogonią za pieniądzem czy karierą.

 

Kto czyta mój Newsletter, doskonale wie, o czym będzie ten tekst.

Wczoraj wysłałam do osób na niego zapisanych,  bardzo osobiste przemyślenia odnośnie do pracy, rozwoju i produktywności. List powstał z potrzeby serca, a ja postanowiłam, że podzielę się tymi przemyśleniami również tutaj, na blogu. Tego typu myśli buzują we mnie od dawna i wydaję mi się, że o takich sprawach mówi się zdecydowanie za mało. Czytamy blogi, oglądamy facebookowe tablice naszych znajomych, przeglądamy pięknego Instagrama, który przepełniony jest inspiracją, ale właśnie… wcale tej inspiracji nam nie daje. Codzienne życie nie jest tak idealne, na jakie wygląda ono w social mediach.

Napiszę szczerze, że w swoim otoczeniu mam mnóstwo osób, które pracują, pracują i pracują. Pomyślisz… powód do dumy, a może są do tego po prostu zmuszeni? No nie do końca.

 

Pozwól, że opowiem Ci krótką historię.

Jestem w pracy. Kucharka, która ma dopiero 21 lat, z radością pokazuje mi, ile udało się zarobić w zeszłym miesiącu. Kwota naprawdę robi wrażenie, ale ja szybciutko pytam, czy miała ostatnio dzień wolny. Okazało się, że pracowała wyjątkowo dużo, praktycznie bez przerwy. Niby narzeka, ale z drugiej strony widzę, że jest z tego cholernie dumna. Patrzę na jej twarz i w głowie pojawia się myśl: Biedna, chora dziewczyna. 

Od razu da się zauważyć, że ma dużo problemów zdrowotnych. Wygląda na bardzo schorowaną, a między wierszami powiedziała mi kiedyś, że przez pracę na kuchni i nieregularne jedzenie nabawiła się zaburzeń odżywiania. Brzmi groźnie, prawda? Tylko że ona nic z tym nie zrobi i pewnie nie zrobi jeszcze przez długi czas.

Praca w gastronomii pokazuje mi, jak wiele ludzi kompletnie nie dba o siebie. Wpada w wir roboty, zarabiania pieniędzy, rujnowania sobie zdrowia. Może na dany moment czują się bosko, ale ile można tak ciągnąć? Rok, dwa, a może nawet pięć? Tylko co później?

Wiesz, ja też miałabym możliwość takiej pracy. Ponad moje siły, bez wytchnienia, wbrew mojemu organizmowi. Problemy zdrowotne i przejścia, które mam na swoim koncie uświadomiły mi, że ja naprawdę nie jestem niezniszczalna. Kiedy robimy coś wbrew sobie, organizm od razu krzyczy: hej, stop, ja tak nie chcę. Staram się te sygnały wyłapać, ale znam ogromną ilość osób, które mają je gdzieś, głęboko gdzieś.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Czym jest bogactwo? O pieniądzach, za które nie kupimy wszystkiego. 

 

Jasne, że zarobki w Norwegii brzmią zachęcająco.

Często mam wyrzuty sumienia, że mogłabym zarobić więcej, a nie tylko na podstawowe wydatki. Przydałoby się kupić nowy aparat, jechać na kolejne wakacje, może wynająć lepsze mieszkanie. Tylko… jakim kosztem?! Spotkało mnie ogromne szczęście, że nie jestem tutaj sama. Mam obok siebie osobę, która wspiera każdą rzecz, którą robię niezarobkowo. Mimo wszystko… wciąż walczę z wyrzutami sumienia i samą sobą. Ciężko mi sobie to wszystko poukładać, znaleźć równowagę i nie dać się zwariować. Wiem, że do Norwegii przyjechałam żyć, a nie dorobić się, by wrócić do Polski, postawić dom i kupić 3 samochody. To nie mój scenariusz na życie. Rozumiem, że ktoś inny może tak myśleć, że może właśnie to go uszczęśliwi i da życiowe spełnienie. Mnie nie, kropka.

Zauważam, że podobne cyrki dzieją się w życiu wielu ludzi. Pogoń za karierą, ogromna presja z zewnątrz, rozwój, który tak naprawdę nie wynika z wewnętrznej potrzeby, a tego, co narzucają nam inni. Bardzo szanuję ludzi, którzy nieustannie idą do przodu. Sama staram się tak żyć, ale często zostaje w tyle. Zrozumiałam, że życie to nie wyścig. Pieniądze mi nie uciekną, wymarzona praca też nie, a na studia mogę wrócić nawet po 30-stce czy 40-stce. Czego nie da się naprawić tak na 100%? Zdrowia, relacji z drugim człowiekiem i codziennego, regularnego dbania o siebie. Czy warto poświęcać to wszystko na rzecz dużej liczby na koncie?

 

A może powinnam być bardziej cwana?

Mam wrażenie, że dużo czasu poświęcam rzeczom, które kompletnie nie przynoszą mi korzyści finansowych. Oprócz tego nie jestem super produktywną i zorganizowaną osobą, która wyciska z każdego dnia wszystko, co się da. Jednak ja nadal robię te rzeczy, które nie powiększają liczby, jaka wyświetla się na moim koncie. Przestałam szukać w życiu tylko i wyłącznie korzyści materialnych. Próbuję zajrzeć głębiej, bo kto, jak nie ja? Czy ktoś zrobi to za mnie? Czy ktoś poprowadzi mnie za rękę?

Ale, ale… czy to, że czasami pogapię się bezczynnie w sufit, znajdę czas na leniwe śniadanie i nic nierobienie, sprawia, że jestem gorsza? Bo wiecie, ja ostatnio odnoszę wrażenie, że nic nierobienie to jest jeden, wielki wstyd, do którego nie można się przyznać. Niby tyle trąbi się o tym całym slow life, ale czy my faktycznie potrafimy to praktykować? Ja się staram, ale bez bicia przyznaję się, że idzie mi z tym jeszcze różnie.

 

Tylko… po co?

Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam zamiaru obudzić się w wieku 70 lat, spojrzeć w lustro i przyznać sama przed sobą, że moje życie to był niekończący się wyścig za karierą, pieniędzmi i dobrami materialnymi. O nie, nie. Cieszę się, że poczułam już to w wieku 24 lat. Mam jeszcze sporo czasu, by nad sobą pracować, uczyć się radości z tego, kim jestem i jak wiele już mam. I Ty też już masz wiele! I robisz wiele, choć na pierwszy rzut oka wydaje Ci się, że jest zupełnie na odwrót.

 

Może warto zadać sobie pytanie, które widzisz w tytule? Pracujesz, żeby żyć, czy żyjesz, by pracować?

No właśnie, jak to jest z Tobą? Odpowiedz na nie, tak sam przed sobą, zupełnie szczerze. Nie mamie, chłopakowi, przyjaciółce czy znajomym z pracy. Ja codziennie przypominam sobie samej, że w życiu najcenniejsze są rzeczy, które nie opłacają nam się pod względem finansowym. Wierzę, że właśnie z nich rodzą się wspaniałe, wielkie inicjatywy, które mogą przerodzić się w coś naprawdę wielkiego. Krok po kroczku. Bez pośpiechu. Życie to nie wyścig, a nasz organizm to taka cwana bestia, która nie pozwoli, byśmy go zbyt mocno eksploatowali.

 

I jeszcze jedno. To, że kolega pracuje jak szalony i do tego ma energię na trening czy inne zajęcia, nie oznacza, że Ty jesteś taki sam. Nie ma nic złego w tym, że potrzebujesz dwa razy więcej odpoczynku, by dojść do siebie. Jesteśmy inni, nigdy tacy sami! Przypominam, że znajdziesz mnie na FacebookuInstagramie i BloglovinSzczególnie polecam Ci zajrzeć na moje instastories, gdzie dzielę się urywkami z mojej codzienności. Wpadaj i bądźmy w kontakcie, ściskam!

Artykuł Pracujesz, by żyć, czy żyjesz, żeby pracować? pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/pracujesz-zeby-zyc/feed/ 5
Każdy musi mieć coś swojego. Coś, co sprawia, że życie jest pełniejsze. http://klaudiakoldras.pl/cos-swojego/ http://klaudiakoldras.pl/cos-swojego/#comments Mon, 14 Aug 2017 10:00:40 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=4519 Wielu z nas nie do końca wie, co tak naprawdę chciałoby robić w życiu. Często układamy swoją codzienność nie tak, jak byśmy tego chcieli, do czego zmusza nas sytuacja życiowa.…

Artykuł Każdy musi mieć coś swojego. Coś, co sprawia, że życie jest pełniejsze. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Wielu z nas nie do końca wie, co tak naprawdę chciałoby robić w życiu. Często układamy swoją codzienność nie tak, jak byśmy tego chcieli, do czego zmusza nas sytuacja życiowa. Jednak niezależnie od tego, co robimy i w jakim stopniu spełniamy się życiu zawodowym czy prywatnym, musimy znaleźć coś swojego.

 

Jak często zdarza Ci się powiedzieć, że życie przecieka Ci przez palce?

Pęd dnia codziennego, natłok obowiązków, ciągnące się w nieskończoność sprawy, które nie pozwalają Ci odetchnąć. Oprócz tego częste wybieganie w przyszłość, a także niedająca spokoju przeszłość. Co dalej? Jaki wybór jest najlepszy? Czy sposób, w jaki układam swoje życie, jest odpowiedni? Co mogę zmienić? Jakie decyzje powinienem podjąć?

 

Często poświęcamy się czemuś w 100%. Rodzina, relacja z drugą osobą, nowo narodzone dziecko, praca, brzmi znajomo?

Wiem, że nie jestem mamą i prawdopodobnie nie powinnam wypowiadać się na tematy macierzyństwa, ale wydaję mi się, że każda z nas, niezależnie od tego, czy jest świeżo upieczoną matką, dziewczyną, żoną, a może samotną kobietą, która długie godziny spędza w pracy, zawsze powinna mieć coś swojego. Od prawie 3 lat jestem w stałym związku i ostatnią rzeczą, którą chciałabym zrobić, to poświęcić się drugiej osobie w całości, zapominając przy tym o swoich potrzebach. Mimo że nie wyobrażam sobie życia bez mojego mężczyzny, wierzę, że w związku chodzi o dawanie sobie przestrzeni. Przestrzeni na własne pasje, cele, marzenia, projekty. I właśnie za to cenię moją relację najbardziej. Za możliwość bycia sobą przy jednoczesnym stawaniu się lepszą wersją siebie, czego uważam, uczy dojrzały związek polegający na wzajemnych kompromisach i zrozumieniu.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Czym jest bogactwo? O pieniądzach, za które nie kupimy wszystkiego.

 

W życiu każdego z nas musi znaleźć się miejsce na coś, co sprawia, że zwykły dzień staje się niezwykły.

Możesz się ze mną nie zgodzić, ale ja będę upierała się przy swoim, kropka! Wierzę, że nieustanne próbowanie nowych rzeczy zdecydowanie pomaga w odkrywaniu zainteresowań.

Dla każdego to coś może być zupełnie inne. Z własnego doświadczenia wiem, że robienie czegoś tylko i wyłącznie dla siebie sprawia, że mogę być lepszym człowiekiem, który jest w stanie dać więcej innym! U mnie ta reguła sprawdza się np.  w sporcie. Ostatnio wracam do biegania i mimo że część biegów jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, satysfakcja po wszystkim oraz uczucie, że z treningu na trening jest nieco lepiej, daje mi ogromnego kopa. Mój dzień układa się inaczej, ja jestem bardziej zorganizowana i czuję, że zrobiłam coś dla siebie, a przez to jestem gotowa być lepszą wersją również dla innych.

Podobnie mam z blogowaniem i działalnością twórczą. Uwielbiam to uczucie, kiedy poświęcę część wolnego czasu właśnie tej czynności. To nie jest tak, że zawsze do pisania siadam cała w skowronkach, z głową pełną pomysłów i energią. Często wygląda to zupełnie odwrotnie, ale staram się przypominać sobie, po co to robię.

 

Nigdy nie wiesz, czy ta mała, niepozorna czynność, która sprawia Ci choć trochę radości, nie przerodzi się kiedyś w coś większego.

Wiesz, kiedy z bloga i pisania czerpię największą radość?  W momencie, w którym uświadamiam sobie, że to jest coś mojego. Zajęcie, dzięki któremu mogę wyrazić siebie, uchylić nieco swojego wnętrza, kogoś zainspirować, zmotywować i przelać na klawiaturę uczucia, które często się we mnie kotłują. Niezależnie od tego, jak ułoży się moja prywatność, sytuacja zawodowa czy to, jak dalej potoczy się życie, blog jest moją oazą, o którą chcę dbać i do niej wracać, niezależnie od innych okoliczności. Cudownie mieć taki element w swoim życiu, uwierz mi!

 

Czy warto jest w pełni podporządkować swoje życie jednej osobie, pracy, konkretnemu zajęciu, miejscu, w którym obecnie mieszkamy…? Moim zdaniem, zdecydowanie nie.

Przez 24 lata życia nauczyłam się, że warto być osobą, która niezależnie od okoliczności, będzie chciała robić coś dla siebie, bez czekania na lepsze czasy. Jak nie teraz to kiedy? Potrafisz znaleźć lepszą odpowiedź na to pytanie?

Cieszę się, że mam w swoim życiu elementy, które niezależnie od wszystkiego, dają mi poczucie stabilizacji i zmierzania w dobrym kierunku. Sport, robienie zdjęć, pisanie czy nawet spontaniczne gotowanie w kuchni sprawiają, że nie do końca udane życie zawodowe jest łatwiejsze do przełknięcia, a porażki w życiu prywatnym, mimo że bolą, można łatwiej przetrawić i przypomnieć sobie, że to nie koniec świata, bo mamy jeszcze inne alternatywy. Lubię mieć te dodatkowe obowiązki, które tak naprawdę sprawiają, że wyznaczam sobie nowe cele, zadania i chcę się rozwijać, niezależnie od miejsca, w którym obecnie mieszkam.

 

Nieważne, czym będzie Twoje ‚coś’. Nie musisz szukać przełomowego zajęcia, które ma odmienić Twoje życie. Może warto zacząć od podstaw?

Pomyśl, co sprawia Ci radość, a na co ostatnio nie masz czasu. Lubisz samotne spacery? A może mocno relaksujesz się przy dobrej książce albo jeżdżąc na rolkach? Spisywanie swoich myśli, aktywność fizyczna, wyjście do kawiarni, które może sprawić, że poczujemy się nieco bardziej odświętnie. Słuchanie dobrej muzyki, nauka języków, dołączenie do lokalnej grupy biegaczy amatorów, gotowanie, czytanie artykułów na tematy nas interesujące, bo internet jest naprawdę kopalnią wiedzy, jeśli potrafimy odpowiednio szukać. Cokolwiek! Uwierz mi, że takie małe rzeczy potrafią porządnie człowieka nakręcić do dalszego działania. One są takim spoiwem, które powoduje, że życie trzyma się kupy, nawet jeśli do końca nie wiemy, co chcemy z nim dalej zrobić.

 

Nie wiem jak Ty, ale ja chcę czuć życie. Chcę próbować, tworzyć, pobudzać siebie samą do działania.

I mimo że czuję, że mam już to coś, co sprawia, że moje życie jest pełniejsze, nie zaprzestanę poszukiwań, a Ty? Czekam na Twoje komentarze, jestem bardzo ciekawa, czy zgadzasz się z moimi przemyśleniami i również starasz się szukać rzeczy, które będą… Twoje. A może już masz coś swojego?

 

Wiesz, że ruszyłam z Newsletterem? Powoli dopisują się do niego nowe osoby, a ja bardzo liczę również i na Ciebie!

Newsletter dopiero rozkręcam, ale już we wrześniu wyślę do Ciebie pierwszego maila! Dlatego będzie mi bardzo miło, jeśli dołączysz do grona odbiorców! Pamiętaj, nic nie tracisz i zawsze możesz z niego zrezygnować.

 

 

 

Wiesz, gdzie mnie szukać, prawda?

Jestem na Facebooku, Instagramie i Bloglovin. Dajcie znać, że jesteście, czytacie, zaglądacie. Bądźmy w kontakcie, po prostu!

Artykuł Każdy musi mieć coś swojego. Coś, co sprawia, że życie jest pełniejsze. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/cos-swojego/feed/ 6
Jak wyglądałby Twój wymarzony dzień? O tym, że warto zakasać rękawy i walczyć. http://klaudiakoldras.pl/wymarzony-dzien-i-tryb-zycia/ http://klaudiakoldras.pl/wymarzony-dzien-i-tryb-zycia/#comments Fri, 14 Apr 2017 17:00:19 +0000 http://klaudiakoldras.pl/?p=2477 Często marzymy, myślimy, dążymy do idealnej codzienności. Żyjemy przyszłością, wciąż obiecując sobie, że jednego dnia, nasz dzień powszedni będzie taki, jaki sobie wymarzyliśmy. No właśnie…  jak wyglądałby Twój wymarzony dzień?…

Artykuł Jak wyglądałby Twój wymarzony dzień? O tym, że warto zakasać rękawy i walczyć. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
Często marzymy, myślimy, dążymy do idealnej codzienności. Żyjemy przyszłością, wciąż obiecując sobie, że jednego dnia, nasz dzień powszedni będzie taki, jaki sobie wymarzyliśmy. No właśnie…  jak wyglądałby Twój wymarzony dzień? Zastanawiasz się nad tym, a może nieustannie żyjesz planami i nie starasz się wsłuchać w najgłębsze pragnienia, które da się przecież zrealizować?

 

CZYM JEST IDEALNY DZIEŃ?

Warto zacząć od tego, że dla każdego z nas może on oznaczać coś zupełnie innego.

Kiedy ktoś opowiada o dniu na złocistej plaży, gdzie trzymając w ręku drinka z palemką, cieszy się chwilą, nie mając w głowie innego problemu niż to, że zaraz skończy mu się krem z filtrem, na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Dlaczego? Nie taką mam wizję idealnego dnia. I nie chodzi o to, że na plaży leżeć nie lubię. Uwielbiam i już nie mogę się doczekać, kiedy znów to zrobię. Jednak taki scenariusz odpowiada mi na chwilę.

 

ŻYCIE NIE JEST KONIECZNOŚCIĄ,

A JEŚLI JUŻ CZŁOWIEK ZDECYDOWAŁ SIĘ ŻYĆ,

POWINIEN ŻYĆ PIĘKNIE.

MAREK HŁASKO

 

Ludzie są różni, każdy z nas jest w innym momencie swojego życia i tak naprawdę nikt nie jest do końca pewien, co będzie z nim jutro. Być może jesteś studentem, który przeklina swoje studia i ma ich serdecznie dość. A może zaczynasz właśnie swoją przygodę z macierzyństwem, które nieco Cię przeraża? Może być również tak, że zdobyłeś przysłowiową pracę marzeń, ale rzeczywistość zupełnie nie pokrywa się z tym, jak sobie to wszystko wyobrażałeś. Może chcesz rzucić wszystko w cholerę i zacząć nowe życie. Może wciąż szukasz siebie i kompletnie nie wiesz, co masz zrobić ze swoim życiem. Może masz sporo problemów, które Cię przytłaczają, a ja tu próbuję namawiać Cię, żebyś walczył o swoją wymarzoną codzienność! Tak i nie przestanę tego robić aż do końca wpisu.

 

KAŻDY Z NAS JEST W ZUPEŁNIE INNEJ SYTUACJI ŻYCIOWEJ, ALE NIEZALEŻNIE OD TEGO, WARTO CODZIENNIE STAWIAĆ NAWET NAJMNIEJSZY KROK PO TO, BY NASZA CODZIENNOŚĆ STAWAŁA SIĘ BLIŻSZA IDEAŁU.

I mówi Ci to osoba, która obudziła się dziś rano z poczuciem pustki, zmęczenia, bezsensu i brakiem wiary w siebie oraz w to, że ten dzień może przynieść jeszcze coś dobrego. Dlaczego? Bo chcę Cię przekonać, że ja i Ty, zasługujemy na życie, które będzie toczyło się na naszych zasadach.

 

NIE PATRZ NA INNYCH I POSTARAJ SIĘ SKUPIĆ NA TYM, CO ODPOWIADA TOBIE.

Jak odkryć to i odpowiedzieć sobie na pytanie: jak wyglądałby Twój wymarzony dzień? Przede wszystkim pamiętaj, że nie ma nic złego w byciu innym. Są osoby, które kochają poranne pobudki. Są osoby, które preferują pracę na etacie, ale są i tacy, którzy pragną pracować w domu, przy swoim biurku, na swoich zasadach.

Możesz lubić poranny trening, możesz preferować wieczorną aktywność albo wybierasz po prostu spacer czy rolki zamiast siłowni. Może potrzebujesz dłuższych przerw, a może potrafisz pracować na pełnych obrotach dłużej niż 3-4 godziny.

 

MYŚLĄC O SWOIM IDEALNYM DNIU, WARTO ODDZIELIĆ LENISTWO OD PRACY NA WŁASNYCH ZASADACH.

Jestem osobą, która wciąż potrzebuję nowych bodźców. Nie wyobrażam sobie codzienności bez ciężkiej pracy, przemyśleń, tworzenia, robienia czegoś kreatywnego, pomagania innym, rozmowy z drugim człowiekiem. Nie marzę o życiu, które miałoby być idealne, bez żadnych przeszkód. Coś takiego nie istnieje! Zawsze znajdzie się coś, co można byłoby poprawić, ulepszyć, zrobić nieco wydajniej, mocniej, bardziej, dokładniej. Nie raz budzę się z poczuciem: Hej, po co to wszystko! Dokąd zmierzam i jaki w tym sens? Takie dni też się zdarzają i to całkiem często, bo jestem osobą, która dużo myśli, nawet nieco za dużo. Ale może właśnie o to chodzi? O szukanie odpowiadającego nam, zdrowego balastu. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Nikt nie powiedział, że od razu odkryjemy, jakie nawyki, godziny i typ pracy jest dla nas najlepszy. Metoda prób i błędów, takie proste, a jednocześnie cholernie skomplikowane.

 

JEŚLI W TWOIM ŻYCIU JEST COŚ, CZEGO NIE ZNOSISZ,

SAM POWINIENEŚ TO ZMIENIĆ. JESTEŚ PANEM SAMEGO SIEBIE.

BRIAN TRACY

 

Coraz bardziej przekonuję się, że wielu rzeczy zmienić nie mogę i na niektóre sprawy potrzeba naprawdę dużo czasu. Jednak wiem po sobie, że wiele problemów funduję sobie sama. Nie znosisz swojej pracy? Rzuć ją! Ja wiem… zobowiązania, może rodzina, niepewność o przyszłość. Mam tak samo, niedawno złożyłam wypowiedzenie w pracy i nie wiem, co przyniesie przyszłość. Jednak wiem jedno, chcę przestać robić coś, co jest niezgodne z moimi pragnieniami i zasadami. Jak długo tak pociągnę? Czy mam trzymać się tej pracy tylko i wyłącznie dlatego, że jest to moje źródło utrzymania? Jasne to działa, ale przez pierwszy rok, dwa. Czy chcę tak żyć do końca życia? Nie, a im szybciej zrobię coś w tym kierunku, tym będzie mi łatwiej. Ten pierwszy krok jest najtrudniejszy, pierwsza decyzja, pierwsze zderzenie z lękiem i niepewnością, jednak ja…

 

NIE MARZĘ O ŻYCIU W ZŁOTEJ KLATCE, W KTÓREJ PROBLEMY I GORSZE DNI BY MNIE NIE DOTYKAŁY. MARZĘ O ŻYCIU, W KTÓRYM O KAŻDEJ JEGO MINUCIE, BĘDĘ DECYDOWAŁA JA SAMA.

Mogę ciężko pracować, bo wiem, że jestem gotowa na wiele poświęceń i wyzwań. Jednak chcę sama wybierać to, na co poświęcę swój cenny czas i jak ułoży się moja przyszłość.

 

JAK MIAŁBY WYGLĄDAĆ MÓJ IDEALNY DZIEŃ?

Nie marzę o dniu, w którym nie byłoby miejsca na pracę. Marzę o dniu, w którym znajdę czas na spokojne śniadanie, gotowanie w domu, czas na obowiązki, również te zawodowe, pielęgnowanie relacji z drugim człowiekiem, moment dla ciała. Mój idealny dzień nie musi być wyjątkowy. Jeśli człowiek zaczyna czuć, że nie działa wbrew sobie, nawet najprostsze czynności mogą sprawiać nam tyle radości, że nie potrzebujemy przełomowych wydarzeń, a przede wszystkim, aprobaty innych. Zwykła kawa z chłopakiem czy wyjście na rower mogą okazać się perełkami w ciągu dnia, wszystko zależy od punktu widzenia.

 

Chcę mieć dużo obowiązków, ale nie mam zamiaru pędzić.

Chcę się rozwijać, ale we własnym tempie.

Chcę podejmować moje decyzje i nie robić niczego wbrew sobie.

Chcę inspirować się innymi, ale nigdy do nikogo się nie porównywać.

Chcę pamiętać, że nie ma nic ważniejszego niż zdrowie, drugi człowiek i rodzina. I w naszym idealnym dniu naprawdę warto znaleźć na nie czas.

 

I choć wiem, że nie raz obudzę się z poczuciem wspomnianej pustki i bezsensu, chcę walczyć o każdy dzień. Czasami na 100% swoich możliwości, a czasami tylko na 10%. Jestem tylko człowiekiem, który czasami potrzebuję zaszyć się w łóżku, zapomnieć o całym świecie i po prostu się poddać. Płakać, szlochać, zanosić się, obwiniać cały świat o to, że jesteśmy nieszczęśliwi. Możesz pomyśleć, że jestem wariatką, ale tak, czasami też miewam takie chwile, a najlepsze jest to, że w ogóle się tego nie wstydzę.

 

CHCĘ ROBIĆ GŁUPIE RZECZY, POPEŁNIAĆ BŁĘDY. CHCĘ BYĆ NIEIDEALNA, A JEDNOCZEŚNIE CHCĘ MIERZYĆ WYSOKO. KAŻDY ZASŁUGUJE NA CUDOWNE ŻYCIE, KTÓRE UŁOŻY WEDŁUG WŁASNYCH ZASAD.

Nie bój się mówić o tym, że marzysz o wielkich rzeczach. Ja marzę, mimo że nie raz widzę wszystko w czarnych barwach.

 

WARTO PAMIĘTAĆ, ŻE WIZJA IDEALNEGO DNIA MOŻE SIĘ ZMIENIAĆ I NIE MA W TYM NIC ZŁEGO.

A wręcz to oznaka naszej przemiany, postępów, dojrzałości. Jeszcze kilka lat temu kompletnie inaczej wyobrażałam sobie siebie w przyszłości. Dziś zaczynam rozumieć, jakie są moje priorytety i czego, tak w głębi duszy, pragnę.

I choć często wraca zagubienie i niepewność, idę dalej. Ciebie też do tego namawiam, zarówno do nie odpuszczania, jak i odkrywania swoich prawdziwych potrzeb, priorytetów i pragnień. Nikt za Ciebie tego nie zrobi. Inni mogą Cię motywować, wspierać, służyć dobrą radą. Jednak nie warto chłonąć jak gąbka tego, co robi i powtarza otoczenie.

 

JESTEŚ ZADOWOLONY ZE SWOJEJ OBECNEJ CODZIENNOŚCI? MARZYSZ O ZMIANACH, A MOŻE JUŻ PODJĄŁEŚ KROKI, ŻEBY POWOLI WDRAŻAĆ JE W ŻYCIE?

Mów o tym głośno. O tym, jakiego życia pragniesz. Nie namawiam Cię teraz do wywracania swojej codzienności do góry nogami. Raczej stawiam na mikro rewolucję, która i tak może okazać się przełomowa. Nie odkładaj siebie na później. I pamiętaj, że nigdy nie przyjdzie idealny moment na zmiany. Zakasuj rękawy i weź życie na klatę, bo właśnie z tych najgłębszych, czasami początkowo nierealnych marzeń, ludzie tworzą wielkie rzeczy.

 

PODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? PODZIEL SIĘ NIM ZE SWOIM OTOCZENIEM!

Każdy komentarz, polubienie czy udostępnienie, są dla mnie bardzo ważne. Cholernie mnie motywują i dają nadzieję, że to, co robię, chociaż trochę pomaga i inspiruje drugą osobę!

Pamiętaj, że znajdziesz mnie na FacebookuInstagramie i Bloglovin. Szczególnie polecam Ci zajrzeć na moje InstaStory, gdzie dzielę się urywkami z mojej codzienności. Wpadaj i bądźmy w kontakcie, ściskam!

Artykuł Jak wyglądałby Twój wymarzony dzień? O tym, że warto zakasać rękawy i walczyć. pochodzi z serwisu Blog o świadomym i zdrowym życiu..

]]>
http://klaudiakoldras.pl/wymarzony-dzien-i-tryb-zycia/feed/ 13