Święta to czas wybaczania. Wybaczania innym, ale przede wszystkim, sobie. Napisałam do siebie list, który pomógł mi ubrać w słowa wszystkie smutki i radości 2018 roku. Czas pożegnać się z tym, co było. Nie zapomnieć, a przetrawić, poukładać, wyciągnąć wnioski i zakasać rękawy na kolejne 8 765,81277 godziny w 2019.
Droga Klaudio,
Proszę, nie płacz, gdy to czytasz, choć wiem, że po Twoim policzku płynie już pierwsza łza.
Czasami bolało, co? Nie zawsze było wygodnie i dobrze, prawda? Wstyd Ci, że w głowie pojawiały się myśli, że łatwiej byłoby, gdybyś po prostu… zniknęła? Nie wstydź się, a pomyśl, że jesteś. Nadal jesteś. Oddychasz, przetrwałaś, a nawet wyszłaś na plus, bo mimo tych cholernie bolesnych momentów, zdarzało Ci się czuć tsunami szczęścia i dziecięcej radości.
Tak, czułaś ją. Pamiętasz? Wiem, że pamiętasz. I masz motyle w brzuchu, gdy o tym wszystkim myślisz. I chcesz więcej, więcej życia, które niesie spokój i niewymuszony uśmiech.
Wiem, wiem. Zgubiłaś się. Pytałaś o sens wszystkiego, a kwestionowanie każdego kroku w przód, nie dawało Ci spokoju. Jednak podnosiłaś się jakby szybciej i z mniejszą ilością siniaków. Łatwiej było Ci wrócić na stary tor, przyznać przed resztą świata, że źle Ci, po prostu Ci kurwa źle.
A pamiętasz to uczucie spełnienia? Dużo go było, prawda? Mhm.
Tył głowy miałaś wręcz obolały od natarczywych myśli, że czas, czas się wreszcie ustatkować. Pamiętasz? Zamiast płakać oraz użalać się nad sobą, śmiałaś się własnym myślom w twarz i robiłaś swoje. I marzyłaś, układałaś odległe, lekko zamglone plany, w które z dnia na dzień, wierzysz coraz bardziej.
Jednak na łzy też sobie pozwalałaś. Płakałaś, zanosiłaś się i mówiłaś, zamiast tłumić to całe dziadostwo w sobie.
A Twój widok w lustrze i relacja z jedzeniem? To był dobry rok. Zrozumiałaś, że Twoje ciało jest jak samochód, który ma Cię przewieść przez resztę życia. I że Ty jesteś jedynie kierowcą, ale masz wpływ na spalanie i jego żywotność. I że wcale nie potrzebujesz Ferrari czy najnowszej Tesli bez zarysowania. Wystarczy Ci poczciwy, starszy model, który jednak pod maską, ma ukryte to, co najlepsze.
I lody o 22 jedzone na kanapie w towarzystwie Netflixa sprawiały Ci radość, zamiast zalewać wyrzutami sumienia. I przestałaś dzielić jedzenie na zdrowe oraz niezdrowe. Zaczęłaś uczyć się intuicyjnego jedzenia, jak małe dziecko, które dopiero zaczyna poznawać nowe smaki.
Mniej wstydziłaś się siebie, a bardziej chciałaś być sobą. Nie pytałaś: dlaczego ja tego nie mam, a raczej: co mogłabym zrobić, żeby dojść do tego, co chciałabym mieć? Tak, w tym roku zaczęłaś wierzyć, że niczego Ci nie brakuje. Masz wszystko, żeby wieść dobre życie. Nie potrzebowałaś usłyszeć od innych, że jesteś wystarczająca. Ty, Klaudio, zaczęłaś w to wierzyć. Może jeszcze nie do szpiku kości, ale zaczęłaś. I to był zdecydowanie Twój największy sukces 2018 roku.
Nieźle, co? Zajęło Ci 25 lat, by w ogóle dojść i zacząć wierzyć w słowa: jestem wystarczająca. Co z tego, że czytałaś to w kolejnej, motywacyjnej książce czy usłyszałaś te słowa z ust innych. Co z tego? Dopóki nie uwierzysz w to Ty, aprobatą innych możesz jedynie połaskotać ego. Na chwilę.

No przyznaj, otworzyłaś się na nowe, co? Nowe znajomości, nowe smaki, nowe nawyki, więcej spontaniczności? Wiem, że po takich wybrykach nie raz potrzebowałaś zawinąć się w swój bezpieczny kokon i pobyć w samotności. Taka już po prostu jesteś. Kochasz ludzi, kochasz zmiany, ale nade wszystko cenisz samotny czas oraz codzienne rutyny, które pozwalają Ci nie zwariować i trzymać w ryzach głowę, która czasami zbyt mocno odrywa się od tego, co rzeczywiste.
I Twoje błędy jakoś mniej Cię przerażały. Zaczęłaś akceptować fakt, że masz prawo nie wiedzieć, nie umieć, nie rozumieć, strzelić gafę, bo… bo nie jesteś alfą i omegą. I wiesz? Nikt nie wymaga od Ciebie, że nią będziesz, więc nie wymagaj tego również Ty.
Uczyłaś się odróżniać lenistwo od odpuszczania i troski o swoje ciało. Nie zarzynałaś się treningami, a dużo było u Ciebie spacerów oraz jogi. Zrozumiałaś, że nie musisz nikomu nic udowadniać, a dodatkowe fałdki wcale nie przekreślają tego, że jesteś w formie. Wiem, że Twoje nagie ciało nadal sprawia, że czujesz się niekomfortowo, ale… ale nabrałaś nadziei, że jeszcze kiedyś będzie sztama i przybijecie porządnego żółwia. Ty i Twoje nagie, nieidealne ciało, którego wstydzisz się coraz mniej.
I zrozumiałaś, że zasługujesz na miłość. Na miłość bliskich, przyjaciół, rodziny, którzy kochają Cię za to, jaka jesteś, a nie przez pryzmat tego, co masz. I nie, nie są to relacje idealne. Każdy z Was ma swoje przejścia, każdy powiela to, co wyryła w nim historia własnego życia. Życia, które nie zawsze bywało ciepłe, wygodne, dobre. Jednak mimo tych różnic, wiesz, że miłość i dobro tych ludzi będzie ponad wszystko. Ponad dzielące Was przekonania, błędy przeszłości, irytujące zachowania. Nie ma ideałów, a miłość i dobro lubią nieidealne relacje.
I gdzieś tam w sercu, po cichu, jeszcze niepewnie, zaczęłaś wybaczać. Zaczęłaś wybaczać tym, którzy może nawet nieświadomie, kiedyś Cię skrzywdzili. I sobie zaczynasz wybaczać. Wszystkie oszczerstwa i hektolitry szumowin, które potrafiłaś na siebie wylać.
I masz ten błysk w oku, on tam jest dziewczyno. I przyszłość bywa jeszcze czarną dziurą, ale coraz częściej widzisz w niej nadzieję. Dobrze czuć, że w życiu czeka na Ciebie jeszcze dużo dobrego, co? Wiem, deeeeelicje!
A! Kobieto! I bądź z siebie dumna, bo nie zazdrościsz już tak, jak potrafiłaś kiedyś. Wiesz, że każdy człowiek to inna historia, a trawa zawsze bardziej zielona u sąsiada.
Bywało różnie, ale jedyne co Ci zostało to szeroko się uśmiechnąć, przytulić samą siebie i powiedzieć głośno, bardzo głośno: Zrobiłam, co mogłam. A że jesteś urodzoną wojowniczką, poszło Ci naprawdę dobrze.
Klaudia, kochaj siebie, kochaj innych i nie przestawaj. Nie przestawaj oddychać życiem, którego masz w sobie coraz więcej.


Drodzy Moi,
Wiem, wiem. Cisza blogowa nieco się wydłużyła. Nie chcę nic obiecywać, ale wiem, że tworzyć w internecie cały czas będę. Nie wiem jeszcze, czy pisząc na blogu, czy przerzucę się na zupełnie inny format. W głowie jest parę pomysłów, a ja przesuwam to w czasie, bo końcówka roku była/jest dla mnie ciężka pod kątem zdrowotnym. Przemęczona głowa nie nadaje się do kreatywnej współpracy, ale wiem, że stopniowo sobie wszystko poukładam. Dziękuję wszystkim, którzy pamiętają, piszą, zaglądają. A tymczasem, już teraz korzystam z okazji i składam Wam najserdeczniejsze, świąteczne życzenia! Niech ta końcówka roku będzie upragnionym oddechem po całym roku, który, każdemu z nas, przyniósł (o) kilka, (za dużo) nieoczekiwanych zwrotów akcji. Dużo miłości i pysznych pierogów! Uściski dla Was i Waszych najbliższych!
PS A może też napiszecie taki list do samej/samego siebie? Polecam sercem całym.

